Relacja kibica GKS-u Jastrzębie
Z Jastrzębia busem udaje się 10 fanatyków GKS-u, sami starzy, tylko 1 młody. Podróż upłynęła pod znakiem „wielkiego chlania”. Przejeżdżając przez Rumunię można stwierdzić, że Polska to dla nich „zachód”. W Burgas spotykamy paru gości z Górnika Wałbrzych i pojedynczych Polaków. Na stadionie nie pozwolono nam wywiesić flag, przez co dochodzi do drobnych incydentów z psami. Polaków mało, około 50-60, my jesteśmy najliczniejszą grupą. Dopingujemy głośno naszą reprezentację i dobrze się bawimy, na sektorze można było wyczuć luźną atmosferę. Po końcowym gwizdku szał radości z wysokiego zwycięstwa, piłkarze do nas podlatują dziękując za doping. Potem wielkie spożywanie napojów wyskokowych i dłużący się powrót do domu. Ogólnie fajny wyjazd.
Piotr
Źródło: zin HOOLIGANS 1999 nr 1 (Legnica)
Relacja Pogoni Lębork
Wszystko zaczęło się w czwartek (mecz w niedzielę) o godz 9:24, kiedy we dwójkę wyruszyliśmy z Lęborka na podbój Bułgarii. Pierwotnie mieliśmy jechać busem. Najpierw swoim, później z Bałtykiem i… w końcu musieliśmy podróżować pociągiem. Podróż minęła spokojnie, choć trzeba się było kłócić z kanarami (tak na marginesie to do poliglotów nie należeliśmy i z wszystkimi porozumiewaliśmy się mocno łamaną angielszczyzną, rosyjskim i najwięcej polskim). Po drodze spotykamy wielu Polaków – turystów i część drogi spędziliśmy z nimi. Nie obyło się oczywiście bez alkoholu. Kolejno przejeżdżamy przez Słowację, Węgry i Rumunię, a większość drogi przebyliśmy bez biletów! Po prostu kanary biorą w łapę wszędzie, tylko trzeba się z nimi trochę potargować (tylko raz wyrzucili nas z pociągu). Ciekawą przygodę mieliśmy też w Budapeszcie, gdzie musieliśmy przejechać całe miasto z jednego dworca na drugi (coś takiego, jak dworce w Łodzi). Metrem jechaliśmy oczywiście bez biletów no i na stacji zwinął nas kanar. Zaprowadził nas do dyżurki i każe zapłacić mandaty po 10 marek! My najpierw próbowaliśmy udawać zakręconych, potem postraszyliśmy naszą ambasadą, a na końcu jakby nigdy nic wyszliśmy sobie z dworca!!! (nikt nam nie przeszkodził). Żeby być jeszcze bezczelniejszym po kilkudziesięciu minutach kupiliśmy już bilety i jakby nic się nie stało pojechaliśmy dalej, mijając naszego kanara na peronie (klientowi aż piana szła z ust). Na dworcu spotykamy też Polaków, których widzieliśmy w pociągu na Słowacji. Od tej pory trzymamy się razem. Oni w przeciwieństwie do nas mieli jedzenie, więc wspólnie z nimi jedliśmy, piliśmy itp. Przejazd przez Rumunię to istny koszmar. Pociąg pełen Rumunów, którzy wyglądali jeszcze gorzej, niż ci u nas. Ciągle ktoś z nas czuwał aby nas nie okradli. Już w Bułgarii w balona zrobiliśmy też kanara, który wg. nas chciał za dużo kasy. Po kłótniach daliśmy mu 8 dolarów, on chciał 20. Straszył, że sprawę zgłosi zaraz do psów, które jechały tym samym pociągiem. Wyraziliśmy zgodę i kanarowi zrobiło się głupio, że bierze łapówki i sobie poszedł! W sobotę o 23 byliśmy już w Starej Zagorze, a stamtąd do Burgas już tylko 120 km. Tam jesteśmy w dniu meczu o 6 rano. W sumie podróż do Burgas trwała 69 godzin, zaliczyliśmy 13 przesiadek! To naprawdę był wyczyn, a na podróż pociągiem zdecydowali się jeszcze tylko fani z Oławy. Czas do meczu spędziliśmy na zwiedzaniu miasta, kąpieli w morzu i wreszcie spotkaniach z kibicami z Polski. Zaczepiliśmy się w barze, gdzie odbyła się głośna impreza zakrapiana browarami razem z kibicami Zawiszy, Jastrzębia, Chrobrego, Widzewa, Śląska. Potem już razem i ze śpiewem na ustach idziemy na stadion. Miejscowi patrzyli na nas jak na przybyszy z innej planety. Bilety kupiliśmy już wcześniej u konika po śmiesznej cenie 3 dolarów. Wszyscy siadamy na sektorze, a psy karzą nam się przenosić na inny. Podczas przejścia na inny sektor nie obyło się bez awantury z Bułgarami. Siadamy na dole sektora. Flag nie można było wieszać na płocie, więc mieliśmy je na krzesłach. My akurat nie mieliśmy swojej flagi, nadrabialiśmy to jednak klubowymi szalami i koszulkami. W związku z tym, że na górze sektora siedzieli Bułgarzy, musieliśmy coś z tym zrobić, bo chcieliśmy mieć cały sektor tylko dla siebie. Postanowiliśmy stawać co chwilę krzesło wyżej i zasłaniać im boisko. Po czwartym rzędzie Bułgarzy się zbuntowali i wynikła awantura. Zaraz wpadły psy, co wcale nie uspokoiło towarzystwa. W walce z psami najlepiej pokazali się fani Górnika Wałbrzych, a jednego psa nawet nieźle obito. Super doping, który przez jakiś czas prowadziliśmy my – fani Pogoni Lębork. Wspaniała gra piłkarzy pokrywała się z atmosferą na trybunach. Ludzi z Polski było dokładnie 57 w tym ok. 40 to szalikowcy. Z liczeniem nie było problemu i tak: Pogoń Lębork 2, GKS Jastrzębie 10 (bardzo konkretna ekipa), Chrobry Głogów 8, Górnik Wałbrzych 7, Widzew 4, Legia 3, Zawisza 2, Oława 2, Śląsk 1. Dogadaliśmy się też i wszyscy krzyknęliśmy po jednym razie nazwę klubu, jaki był obecny na tym meczu. do granicy bułgarsko-rumuńskiej wracaliśmy busem razem z Wałbrzychem. Tam się rozdzielamy i jeden z nas jedzie dalej z Górnikiem do Polski (w Lęborku będzie w środę rano), a ja wraz z kibicami Oławy do Polski tłukę się pociągiem. W domu jestem w środę wieczorem. Przejeżdżając przez Gdańsk widzę Lechię trzepiącą akurat mój pociąg i szukającą kibiców Rakowa mających akurat swój mecz z Lechią/Polonią (nikogo nie znaleźli). Poczułem, że naprawdę jestem już u siebie – w Polsce. W sumie było warto, cały wyjazd trwał 7 dni, czy jak kto woli dokładnie 153 godziny! Jeżeli chodzi o kasę, to z wszystkich Polaków mieliśmy jej najmniej (po 300 zł na głowę) i do kraju wróciliśmy dzięki pomocy innych kibiców (Wałbrzych, Oława), którym z udzieloną pomoc dziękujemy.
BOMBA
Źródło: zin PRIDE OF POLAND – POLISH ULTRAS 1999 nr 1 (Bełchatów)