Relacja kibica GieKSy
Budejovice to od zawsze jeden z fajniejszych wyjazdów Banika., Byłem tam wcześniej dwa razy i od początku sezonu wiedziałem, że i tym razem tego wyjazdu nie opuszczę. Tak się złożyło, że wyjazd wypadał dzień po naszym wypadzie do Łęcznej więc zapowiadał się prawdziwy maraton. Przez krótki czas była nawet inicjatywa zaliczenia jeszcze wyjazdu na Lechię Gdańsk, jednakże życie szybko skorygowało nasze plany gdyż nie dało się po Budejowicach dojechać na zbiórkę Górnika. Większość osób, które zastanawiały się nad wyjazdem na Dynamo stwierdziła że woli jechać do Gdańska… Ja i J. postanowiliśmy inaczej. Pojawił się jednak kolejny problem, jak się okazało nasz powrót z Łęcznej planowany był tak późno, że nie dało o tej porze dojechać do Ostravy normalnymi środkami transportu. Na szczęście na nasz wyjazd jechała 6-osobowa grupa Banikowców, z którymi udało się załatwić przejazd autem do Ostravy.
Wyjazd do Łęcznej zapewne zostanie opisany przez kogoś innego, ja w szczegóły zagłębiać się nie będę, wspomnę tylko, że gościna Banikowców była solidna, przez co już w połowie drogi do Łęcznej zaczęli mi się „odgrażać”, że ja i J. w Budejowicach trzeźwi nie będziemy, na jednym postoju udało się jeszcze zwerbować G. Zaraz po powrocie do Katowic pakujemy się w auta i obieramy kierunek Ostrava. Na miejscu jesteśmy około 3, mamy więc dużo czasu na zakupy. Po Banikowcach widać, że poważnie podchodzą do swoich wcześniejszych pogróżek, kupują ogromne ilości różnej maści alkoholu, co gorsza co flaszka to inna.
Dość szybko rozpoczyna się picie, po drodze zaliczamy jeszcze nieodłączny element każdego wyjazdu – gulaszową. Droga do Budejowic długa i żmudna, mało kto po takiej drodze miałby ochotę jeszcze pić, dlatego w Budejowicach nie idziemy do żadnej knajpy. Podążamy w miejsce, które będąc w Budejowicach zawsze trzeba odwiedzić – brzeg rzeczki przepływającej nieopodal stadionu. Tam spędzamy trochę czasu na lenistwie. Dopiero godzinę przed meczem zbieramy się pod stadion, wchodzimy – pierwsza połowa mija dość ospale. Prawdziwa zabawa zaczyna się podczas przerwy, ktoś na kogoś wylewa kubek wody (w Czechach podają w nich piwo) później drugi, trzeci aż w końcu każdy na każdego wylewa wodę, a jako że dzień był bardzo, bardzo gorący jest to naprawdę kojące. Druga połowa to bardzo dobry doping ze strony Banika, świetna zabawa na sektorze, tylko gra piłkarzy nie rozpieszcza, ale jestem z GieKSy, więc zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Powrót nie był lekki, Banik miał jeszcze spore zapasy alkoholu, co gorsza gdzie człowiek nie próbował uciec tam byli kolejni znajomi, którzy chcieli się z nami napić. W Pradze przesiadka, chodziły słuchy, że Sparta będzie chciała „łowić” w okolicach dworca dlatego nakazana była czujność. W końcu dzwonią ludzie ze Sparty i proponują spotkanie, Banik na to przystaje i udaje się w jej poszukiwaniu. Spacer po Pradze okazuje się jednak bezowocny, gdyż spartanie raz twierdzą, że za chwilę będą w centrum, to z kolei, że dopiero się zbierają. W końcu Banik ma pociąg, a Sparty jak nie było tak nie ma. Dalej spokojnie, mimo iż posiadane przez nas bilety obowiązywały do północy to bez problemu jedziemy aż do Bohumina. Dopiero za nim przychodzi konduktorka, która stwierdza, że bilety są nieważne, ale po krótkich negocjacjach odpuszcza nam i bez problemu docieramy do Cieszyna, a stamtąd do Katowic.
Li-GOT-a
Źródło: zin SK1964 nr 38 (Katowice) listopad 2011