Ceske Budějovice 2-1 Banik Ostrava

17.10.2010, niedziela

Relacja kibica GieKSy

Zgadnijcie jak zacznę kolejny już raz opis Banika. Tak, tak samo jak zawsze, znów to miałem nie jechać i znów pojechałem. „Nie jadąc na Banik” na wyjazd na Odrę nie szykowałem żadnego prowiantu bo i po co? Wyjazd zbyt krótki, by był sens robienia jakichkolwiek zapasów, zabrałem tylko kasę, którą miałem na spłatę długów i ruszyłem na dzielnicową zbiórkę. Z niej bez przygód, za to ze śpiewem pokazującym kto panuje na dzielnicy docieramy na tą ogólną pod OBI. Dalsza droga spokojna, w Wodzisławiu spotkania ze starymi znajomymi z FCB, rozmowy i pytania czy jadę jutro z nimi na Budejowice, ja zaprzeczam, ale zaprzeczam z każdym razem coraz mniej stanowczo. Gdy mecz dobiega końca ruszam pod autobusy, wciąż mając kasę na spłatę długów szukam kumpla któremu kasę miałem zwrócić…. Obok mnie przechodzi kordonem grupa Banikowców, widząc całą masę biało-niebieskich czapek moja silna wola w końcu puszcza, udałem się z nimi na parking, tam załatwiam miejsce w aucie do Ostrawy i bez żadnego przygotowania wyruszam w morderczą eskapadę. Już w aucie Banikowcy częstują mnie jakimś trunkiem – „myśliwska” czy jakoś tak. Właziło średnio, ale właziło. W Ostrawie spotykam się z M. który także po meczu udał się do Ostrawy, z tym że nie planował eskapady do Budejowic. W knajpie wypijamy po jednym piwie i razem z H. z FCB udajemy się na jakąś imprezę, tam jakoś do rana mija nam czas, oni dalej imprezują a ja jadę na Porubę, w Tesco kupuję rohliki i spokojnie piechotą udaje się na Svinov, tam dość długi czas czekam samotnie, zastanawiając się czy aby na pewno Banik gra w tym dniu jakiś mecz.

Dopiero po jakimś czasie pojawiają się znajome twarze, w tym J. ze Śląska Cieszyńskiego. Banikowcy planowo mieli jechać o 6:00 przez Pragę, ale od pojawienia się informacji na chachari.cz minęło trochę czasu i ktoś znalazł lepsze połączenie przez Brno 30 min później, to tym pociągiem ruszamy. Droga spokojna, piwo leje się strumieniami, w dużej mierze ze względu na to, że nieroztropny Banikowiec tak postawił na stoliku piwo że się rozlało, w Brnie przesiadka i 30 min. postoju. Przy dworcu jakiś miejscowy sprzedaje miejscowe wino prosto z beczek, my jednak nie próbujemy tych specyfików i w dalszym ciągu raczymy się piwem i dyskutujemy o najnowszej wersji Windowsa który jest zamontowany w czeskich pociągach, a zwany jest potocznie oknem.

W Budejowicach jesteśmy około którejś i jak przystało na podróżników wraz z resztą GieKSy (było nas w sumie 7 osób) i Banika udajemy się do knajpy. W knajpie dość długo panuje spokój, w końcu jednak ktoś z Banika przyuważa kelnera, który do rachunków dopisuje więcej niż zostaje zamówione. Każdy dokładnie sprawdza ile nakupił i płaci tylko za to co faktycznie dostał. Kelner jednak się awanturuje, wzywa psiarnie, która pojawia się w postaci oddziałów Antyterrorki, ale ta po wyjaśnieniu sprawy odpuszcza. Później idziemy dalej w kierunku stadionu, zahaczając jeszcze o jakąś knajpę. Sam mecz jak to w piłce nożnej bywał miał dwie połowy. Młyn Budejowic prezentował się bardzo słabo, może z 20 os z 3 barwówkami, Banik za to od początku jedzie z dobrym dopingiem, a ostatnie 30 minut meczu spora grupa Banikowców w tym ja i J. mimo kurewnego zimna śpiewa jedną piosenkę bez koszulek. Ba, piosenka tą śpiewana jest przez bite 10 minut po meczu wciąż bez koszulek, piłkarze którzy przyszli podziękować Banikowcom za doping, nie mogli odejść do szatni – nie wypadało. Dopiero gdy zdecydowali się odejść pieśń została zakończona, ale sektor nie ucichł, od razu z moich ust padło głośne GIEKSA&BANIK, które podchwycił sektor. Powrót spokojny, choć żmudny i męczący. W Ostrawie jeszcze gulaszowa i piwo. A później w drogę do domu.

F.L.

Źródło: zin SK1964 nr 29 (Katowice) listopad 2010

Na tym meczu pojawiło się 261 fanów z Ostrawy, w tym 7 osób z GKS-u Katowice.

Źródło: zin SK1964 nr 30 (Katowice)