Relacja fana GieKSy
Wyjazd na Duklę nie zapowiadał się ciekawie, w końcu ile razy można oglądać Pragę? Zresztą same oglądanie Pragi nie było czynnikiem odstraszającym, bo miasto jest piękne, ale piąty raz w przeciągu kilku miesięcy. Bardziej jednak odstraszał fakt, że zaraz po wizycie na Dukli czekał nas wyjazd na Zawiszę, a zwolenników takich maratonów jest niewielu. Sobie znanymi sposobami ląduję w pociągu wiozącym Banik do Pragi, niestety z GieKSy jadę ja jeden. Kilka osób miało swoje sprawy, ale większość niestety odpuściła. W pociągu spotkania ze znajomymi, obgadywanie wspólnych spraw i tradycyjne powtarzanie, że nadal nie piję co tradycyjnie już przyjmowane było z niedowierzaniem. Droga mija szybko, przesiadka na Praga – Libeń i stamtąd docieramy do Pragi-Bubeneč. Tam przejmuje nas prawdziwa armia psów, mówiąc szczerze nie widziałem takiej nawet na Sparcie. Urwać jest się niesamowicie ciężko, ba jakoś nie za bardzo było z kim, bo jak ktoś miał się urwać zrobił już to wcześniej na Libeńu. Bubenec to kolejna z ładnych praskich dzielnic, choć tu muszę przyznać – brzydkiej dzielnicy jeszcze tam nie widziałem. Stadion Dukli usytuowany jest u podnóża jakiejś góry, na zboczu której wybudowano jedną – bardzo wielką trybunę, resztę stadionu okalają tylko małe trybunki jak na innych stadionach lekkoatletycznych, bo takie oprócz piłkarskiego zastosowanie ma ten stadion.
Na stadion docieramy w korowodzie, który wlecze się niemiłosiernie, co chwilę psiaki decydują się na postój, czyżby nie było kondycji na wchodzenie pod górkę? Wejście na stadion przebiega sprawnie i po wejściu na trybunę oczom ukazuje się przepiękna panorama Pragi. Mecz niestety nie zachwyca, Dukla gra zdecydowanie lepiej i wygrywa 4:1 co stawiało Banik w bardzo niekorzystnej sytuacji, 15 miejsce i realna wizja spadku. Na szczęście dziś wiemy, że Banik się utrzymał, ale nie wybiegajmy w przyszłość. Na meczu kilka osób z Banika wchodzi na sektory Dukli (ponoć nie było na tyle biletów i zamknięto bramę), zrywają jedną z flag Dukli, jednakże był to nieprzygotowany spontan i niestety gospodarzom wspólnie z ochroną udało się odbić flagę. Słówko o gospodarzach: Dukla to piąta ekipa Pragi. Sparcie, Slavii czy Bohemce nie dorasta do pięt, jest też słabsza od Żiżkova. Sytuacja ta nie dziwi, mimo iż klub ten jest jednym z najbardziej utytułowanych Czeskich klubów (10-krotny Mistrz Czechosłowacji, ostatni raz w 1982 r., 9-krotny zdobywca pucharu, ostatni raz w 1990 r.) to jednak został w 1996 roku na dziesięć lat wymazany z piłkarskiej mapy kraju po fuzji i przeniesieniu do Pribramiu. Po reaktywacji i przejęciu praw do gry w 2 lidze od jakiegoś wioskowego klubiku trwa odbudowa klubu, który jednak nie odzyskał dawnej świetności. Sponsorzy i kibice wybierają większe teamy, sukcesów brak, a młyn to max 50 osób, z których większość to „fani siatkówki” z trąbkami etc. Jednakże i u nich znajdą się normalni fani, którzy pochodzą z okolicznej dzielnicy co dało się zauważyć podczas spięcia na meczu. No, ale wracając do wydarzeń meczowych w 70 minucie, by zdążyć na pociąg zmuszeni jesteśmy opuścić sektory, spalona zostaje wtedy zdobyta rok temu flaga Dukli (podczas jakiegoś jej meczu na Śląsku chyba w Hulczynie), tradycyjnie przy takiej okazji zostaje odśpiewane: „wladcy Prahy, wladcy Prahy z Ostravy !” po czym się zwijamy. Powrót spokojny, zakłócony przez chwilę kontrolą biletów, których nikt nie miał przez co zapowiadało się na wysiadkę i jazdę następnym pociągiem. Jednak psiakom nie było to na rękę przez co w końcu udało się spokojne dojechać do Ostravy. Tam zabicie półtorej godziny w jakimś barze i jazda do Katowic na zbiórkę na wyjazd na Zawiszę.
Li-GOT-a
Źródło: zin SK1964 nr 45 (Katowice) czerwiec 2012
W Pradze melduje się 350 fanów Banika, w tym 1 fan GKS-u.
Źródło: zin SK1964 nr „47″ (Katowice) sierpień 2012