Relacja GieKSiarza
Na ten szpil wyruszamy już przed siódmą rano w sobotę cugiem w sile 16 chłopa. Podróż do Cieszyna mija spokojnie, część z nas umila ją sobie na różne sposoby. Wysiadamy w Cieszynie i udajemy się na przejście graniczne, a następnie na cug do Ostrawy. Tu w liczbie trzech urywamy się naszej grupie i wsiadamy w cug nie mając niestety „zdenków”, czyli biletów, jedziemy tak ok. 20 minut i niestety jesteśmy zmuszeni w miejscowości „Albertovice” opuścić go na skutek uciążliwości kobucha. Na dworcu w Albertowicach spędzamy około godziny gawędząc z miejscowym „Januszem”, który opowiada nam różne przeżycia (m.in. jak to spał w suterenie – piwnicy hotelu „Silesia” w Katowicach), wzbudzając u nas zabawne nastroje. Postanawiamy jakoś dotrzeć dalej wbrew przeszkodom i wbijamy do następnego cugu, którym jechała reszta naszej ekipy. Tu niestety napotykamy wredna „kobuszyce” która na dodatek straszy nas psami. Tak oto docieramy do Havirova, gdzie udajemy się na bus. Niestety jeden z nas („Z”) wsiadł do innego autobusu, niż powinien, ale w końcu „naszymi sposobami” trafiamy do Ostrawy udając się do knajpy. Szamka, piwko, gadka z chopami z Banika i udajemy się na mecz. Banik prezentuje fajna choreografię z hasłem przewodnim „Konec modrobile tradice?”dotyczącą zmiany ich barw.
Później sporo rac i strobo co fajnie wygląda. Przyjezdnych pojawiło się kilkudziesięciu z kilkoma fanami w tym jedną fajną „Ultras Slovacko”. Prezentują jakąś sektorówkę i marnej jakości piro, na meczu spokój. Po nim udajemy się do knajpy, a później na podbój Ostrawy, nocą po drodze zaliczając wizytę w Tesco. Idziemy na jakieś dicho, co poniektórzy bawią się, inni zapadają w objęcia Morfeusza… W końcu zaczyna powoli świtać i jesteśmy zmuszeni opuścić Ostrawę podróżując podobną drogą którą przyjechaliśmy. Tak oto nad ranem meldujemy się w Katowicach zmęczeni, ale myśląc już zarazem o niedzielnym meczu charytatywnym w Libiążu! Dziękujemy Ostravianom za super gościnę.
Źródło: zin SK1964 nr 1 (Katowice) marzec 2007