Relacja kibica GKS-u
Jak to zazwyczaj bywa, nieśmiałe plany wyjazdu do Jablonca miałem już wcześniej dlatego też na KSG decydowałem się jechać nie z ogólnej zbiórki a autem – tak by nie tyle do Zabrza dojechać zawczasu- ale po to by wracając jak najszybciej znaleźć się w domu. No właśnie, ale jak pisałem były nieśmiałe plany wyjazdu, żadnych konkretów. O tym jak jedziemy dowiaduję się 2h przed wyjazdem (późną porą nocną) szybki pakunek – i w drogę. W busie w którym jadę na umówione miejsce spotkania spotykam L. który wraca z ogniska. Pyta się kaj jadę – i po krótkim przemyśleniu sprawy decyduje, że jedzie ze mną… oby więcej takich ludzi. Na miejscu spotkania zakup biletu i czekanie na B. który miał dołączyć… liczyliśmy także, że pojawi się ktoś jeszcze… B. pojawia się z 4 os. tak więc wyglądało na to że w Libercu pojawimy się w całkiem dobrej jak na tak daleki wyjazd liczbie. Jednak szybko okazało się, że nadzieje były płonne – 2os były fanami Banika wracającymi z naszego meczu a 2 kolejne tylko ich odprowadzały.
Tak więc jedzie nas 3, B. puszcza plotę o tym że na meczu mogą się pojawić nasze FC z Mysłowic i Niemiec które miały by dojechać autami. W cugu 1-sze piwko, Banikowcy rozsiedli się przedział obok i próbowali dojechać na wała udając że śpią. Pojebana kanariada robi w chuj problemy, wzywa ochronę i grożą wezwaniem psów – podczas gdy Banikowcy nadal udają że śpią… udaje się nam jednak załatwić sprawę i bierzemy Banikowców do siebie – gdyż „bez naszej opieki” mogli by se narobić niepotrzebnych problemów natury prawnej – na co mieli niewątpliwą ochotę… w przedziale z nami jedzie jeszcze starszy gościu z Płocka… gdy Banikowcy dowiadują się skąd jest od razu padają pytania czy rozkręca młyn na Petrze, czemu została zerwana sztama z KSG, jak wygląda sytuacja w Płocku, czy jeździ na ustawki … i dziesiątki podobnych – na które rzecz jasna odpowiedzi były jakie były: Czyli „ nie wiem” „ nie interesuje się tym…” Po dojechaniu do granicy nasze bilety tracą ważność – gdyż tylko do niej były wykupione, co rzecz jasna nie przeszkadza nam jechać dalej. Wysiadamy na HLN, tam kolejne piwko i banom jedziemy w kierunku stodolni – tam kilka piwek. A później banom na Svinov, przez przypadek Banikowiec rozbija młotkiem szybę i musimy się ewakuować. Przesiadamy się na bus, dojeżdżamy do Svinova i po wysiadce… znów Banikowiec rozwala młotkiem szybę.
Na Svinovie piwko… i oczywiście tradycyjnie już udajemy się na Porubę do Tesco. Tam małe zakupy i z powrotem na Svinov. Tam Banik daje nam dość spore zapasy… – tak, zgadliście – piwa. I jedziemy, w Hradec Karlove przesiadka na Busy które wiozą nas do Pardubic gdzie przesiadamy się na cug, kajś dalej kolejna przesiadka chuj wie kaj. W cugu Banik ma mały dym z psami, musimy wysiadać w Wypizdowie , tam gramy trochę w bale piłkami plażowymi, które na wyjeździe się pojawiły, ale o tym później. I po ok. 1h jedziemy dalej… a właściwie wstecz gdyż prawdopodobnie w tej dziurze cug, którym tym razem mamy jechać się nie zatrzymuje tak więc kolejne 2 przesiadki i jesteśmy w Jabloncu. W nim miast na stadion udajemy się nad jakiś zalew, nad którym spokojnie odpoczywamy z 3h, lecą kolejne piwka i pizza, Banik ma na wyposażeniu także arbuza (na którego notabene mówią melon*!) który dość szybko jest rozpierdolony a jego zawartość służy do wzajemnego obrzucania się…
W wodzie lądują panny z Banika a Banikowcy robią zdjęcia opalającej się toples pannie z Jablonca, której walory były obfite, oczywiście ta im coś tam gada (zdjęcia robili po prostu do niej podchodząc) ale jakoś jej słowa na nich wrażenia nie zrobiły więc sesja trwała nadal. Dość sporo osób miało ze sobą stroje kąpielowe, ręczniki, a także dmuchane zabawki (lokomotywę z jakieś bajki, żółwia i 2 rekiny- [polecam galerię na Chachar.cz] ) więc atmosfera w chuj piknikowa – padają z naszej strony także żarty że u nas się na wyjazdy bierze nieco inne zabawki…
Do stadionu Jablonca znad zalewu jest spory kawałek, tu pomocna okazała się Praska Divizja która zaoferowała nam transport… jak to zwykle bywa zawieźli nas nie pod sam stadion a do leżącej przy nim knajpy… Tam kolejne piwka, które pojawiają się na stole w tempie znacznie przekraczającym nasze zdolności spożycia. W końcu następuje wybawienie i wyruszamy na pobliski stadion, tam sprawnie wchodzimy zaznaczając przy tym swoją obecność vlepkami. Mecz jak mecz, poziom wyższy niż u nas, ale nie porywa. Banik mimo prowadzenia od 19 minuty po strzale Lička, cały mecz przegrywa 1-2. Po meczu busami udajemy się na dworzec gdzie ok. 40min czekamy na przyjazd pociągu, w międzyczasie mając małą dyskusję z psami które chciały jednemu z nas wystawić mandat za palenie papierosa w miejscu publicznym, oczywiście jakoś udaje nam się z tego wykręcić. Nie był by to wyjazd Banika gdybyśmy mieli dojechać prosto do celu jednym pociągiem, najpierw po ok. 15 minutach przesiadamy się z pociągu podmiejskiego na pośpieszny a nim dojeżdżamy do Pardubic gdzie mamy ok. 90 czekania, udajemy się na „spacer” zwiedzamy Pardubicką stacje benzynową i przystanki autobusowe, w których musimy postać gdyż pogoda zmienia się z mżawki na dość obfity deszcz. Na dworcu w Pardubicach znajduje się ciekawa makieta miasta z bodajże XV wieku, z L. wpadamy na pomysł żeby wszystkim wmawiać że jest ona zrobiona z białej czekolady – co nawet nam wychodzi. Gdy w końcu udajemy się w dalszą podróż problemy robi psiarnio-kanariada która stwierdza że 24h bilety które posiada Banik straciły swą ważność i trzeba zakupić nowe, pech sprawia że my jedziemy w pierwszym ze skontrolowanych przedziałów, psy wymuszają od nas dokumenty i spisują nas – Banik w końcu kombinuje dla wszystkich bilet grupowy do Svinowa, co jak się okazało przysparza nam jeszcze trochę problemów… W przedziale lekka zamuła, podróż zdążyła nas wymęczyć – na odsiecz jednak przychodzi „kaczuszka-piszczałka” która była w zestawie „Hepimil” z MC’Donalda zakupionym przez fankę Banika . Robiąc nią hałas Banik skutecznie udaremnia nasze plany wypoczynku. W Svinowie jesteśmy ok. 2:30 tam są plany żeby naszym cugiem jechać dalej – decydujemy się na przesiadkę bo w cugu są psy i kanary które zapewne znów by robiły problemy, z mojej strony pada pomysł zabrania nieobowiązującego biletu 24h na który by zapewne dało się jeszcze trochę przejechać – B stwierdza „po co”. Bardzo szybko przesiadamy się na pociąg relacji Wiedeń – Katowice… z którego w Bohuminie zostajemy wyrzuceni, ponad 3h czekamy na kolejny cug… B chce siedzieć i odpoczywać – Mnie i L. taka opcja nie pasuje, poza tym B. nie pasuje moja i L. bania która daje nam dość specyficzne poczucie humoru, a z której nie zamierzamy zrezygnować dlatego też ja i L trochę zwiedzamy Bohumin, udajemy się też do sklepu po nasz ulubiony płyn, który kupujemy na raty gdyż na 4 butelki nam brakuje, kupujemy dwie a po ich opróżnieniu kolejnie dwie „na drogę”.
O 6 wyruszamy z Bohumina… i dość szybko bo w Zavadzie musimy opuścić nasz środek transportu, gdyż dziwnym trafem nadal nie posiadamy biletu… tam nie ma innej opcji transportu… jak tylko przejście pieszo 8.5 km, ruszamy po drodze zbierając różnorakie gruszki, śliwki, orzechy… nic się nie nadaje do spożycia… oprócz ww. piwa które mieliśmy na drogę. Po drodze – już po polskiej stronie mijamy kilka przystanków autobusowych, które uznajemy za całkowicie nieprzydatne… gdy w końcu ok. 9 docieramy do Zebrzydowic… okazuje się, że najbliższy cug mamy za 3h… okazuje się jednak, że istnieje opcja przejazdu do Katowic kolejno autobusem miejskim do Jastrzębia i drabasem dalej… tak też robimy jadąc busem zaliczamy kilka przystanków, które wcześniej uznaliśmy za nieprzydatne… W Busie jesteśmy niemalże nieprzytomni – tak nas zmaga sen… jednakże jeszcze zdążyliśmy zauważyć, że na bilecie jest napisane że przesiadka unieważnia bilet… dlatego siedzimy cały czas na uprzednio zajętych miejscach nie przesuwając się na lepsze nie chcąc stracić prawa do przejazdu busem . Dalej to już z górki wysiadka w Jastrzębiu i szybka przesiadka do drabasa który już chciał odjeżdżać… W Katowicach jesteśmy po 11. Od razu myślimy o kolejnym wyjeździe na FCB.
F.L.
Źródło: zin SK1964 nr 13 (Katowice) wrzesień 2009
Na tym wyjeździe melduje się 282 fanów Banika, w tym 3 kibiców GieKSy.
Źródło: zin SK1964 nr 17
Relacja Banika
Na meczu 282 chacharów + 3 GieKSa (dzięki!). Zamiast flag na płocie mamy ręczniki i pokazujemy rzeczy basenowe (nadmuchiwane ryby, kola ratunkowe itd.:) ). Do tego oprawa z motywem chłopaka na plaży i napisem „wakacje chachara“. Na meczu przez cały czas prowadzimy zajebisty doping.
Źródło: zin SK1964 nr 21