Relacja kibica GieKSy
Ze względu na dużą zbieżność terminów przez dość długi czas nie dane nam było wspomóc braci z Ostravy na jakimś wyjeździe, dlatego też wraz z J. i Z. wyjazd do Jablonca planowaliśmy od dawna. Osiem dni przed meczem dostajemy informację, że wyjazd będzie autokarowo-samochodowy dlatego jak najszybciej staramy się zorganizować miejsca w autobusie. Niestety ze względu na małe nieporozumienie, nie wiadomo było kto ostatecznie to załatwia przez co dopiero na 4 dni przed wyjazdem udaje nam się załatwić tylko dwa, ostatnie miejsca w autokarze. Szybko uruchamiamy kontakty i dość szybko dostajemy odpowiedź, znajdujemy w aucie trzecie miejsce. Początkowo nie wiadomo kto ma w nim jechać, więc postanawiamy że będzie losowanie. Jako że nie wiadomo było jak i kiedy to losowanie przeprowadzić postanawiamy zrobić je na meczu rezerw Banika z rezerwami Opavy.
Dzień przed meczem przyjeżdżają do nas kumple z Banika, z którymi trochę piwkujemy, a później oglądamy mecz GieKSy. Jako że w aucie przyjechało ich tylko dwóch pada propozycja byśmy od razu po meczu przyjechali do nich. J. nie może i decyduje się jechać prosto z Cieszyna – co jakieś dziwne w sumie się nie wydaje. Natomiast Z. początkowo przystaje na propozycję ale później stwierdza że musi jeszcze ogarnąć sprawy szkolne dlatego pojedzie rankiem do Cieszyna a tam odbierze go J. Ja decyduję się na wyjazd od razu po meczu, na chwilę udaję się jeszcze do domu, z którego zabieram kilka niezbędnych rzeczy i wyruszamy. W drodze trochę piwkujemy, na miejscu w Karwinie też trochę piwkujemy i idziemy na regeneracyjne kimanie. Pobudka nie należała do najlepszych w moim życiu, łeb bolał mnie strasznie, na szczęście zostało jeszcze w lodówce piwko.
Ok. dziewiątej ruszamy po kumpla do Petrvaldu a następnie udajemy się na mecz rezerw Banika i Opavy, w okolicy sporo psiarni obstawiającej mecz, niestety Opava wcześniej już zapowiedziała, że tego dnia w Ostravie się nie pojawi dlatego też na meczu piknik, a jak to na piknikach bywa, piwkujemy. W przerwie meczu dojeżdżają J. i Z. i oglądamy dwubramkowe zwycięstwo Baníka. Później udajemy już w 3 autem na miejsce zbiórki, tam kolega z Petrvaldu nas na chwilę zostawia, by podskoczyć po jedną z osób która będzie jechała w aucie, a nasza trójka zwiedza pobliskie okolice. Ostatecznie dogadujemy, że ja i Z. będziemy autem jechać do Jablonca zamieniając się co „przystanek” natomiast J z Jablonca autem będzie wracać.
Podróż mija w miłej atmosferze, w autobusie spokój, nikt nie krzyczy po kierowcy, by się „chuj zatrzymał” etc. pełna kultura. Do pewnego czasu zamieniamy się ze Z. miejscami później jednak gdy ja jadę w aucie autobus zatrzymywany jest „dwa razy” przez psy, uznajemy że to jakaś grubsza kontrola i postanawiamy nie czekać gdyż do Jablonca był już kawałek. Okazało się że kontrola była tylko jedna prowizoryczna, a za drugim razem autobus po prostu tankował, ale i tak do Jablonca daleko nie było więc w sumie nie było powodów by się znów przesiadać. Przed Jabloncem wpadamy do przydrożnej knajpy gdzie jemy obiad, a dokładniej knedliki z sosem „Świczkowym” (org. Svíčková). Brzmi to dziwnie ale smakuje całkiem dobrze, jest to sos słodki sos z warzyw z dodatkiem skórki i soku z cytryny … musicie kiedyś spróbować do tego oczywiście piwo. Później jedziemy prosto do Jablonca, tam do meczu mamy jeszcze godzinę więc idziemy… zgadnijcie gdzie? Tak, na piwo. Mecz bardzo dobry, ale nie oglądamy całości gdyż dochodzi do małych spiec z psiarnią/ochroną spowodowanych powinięciem 2 osób, które na szczęście zostają wypuszczone.
Mecz kończy się pechowo wynikiem 3:3. Jeśli chodzi o gospodarzy to jak zwykle cienko, młyn w porywach mógł mieć z 50 osób, byli wyposażeni w jedną porządną flagę i chyba jakieś małe barwówki. Powrót spokojny, trochę śpiewów w autobusie i na tanksztelach. Później jeszcze żmudny powrót do Katowic, a później jeden dzień zmarnowany na odsypianie.
Podziękowania dla Banikovców za gościnę.
Li-GOT-a
W Jabloncu melduje się 101 fanatyków Banika Ostrawa, których wspierało 3 kibiców GieKSy.
Źródło: zin SK1964 nr 35 (Katowice) czerwiec 2011