12.05.2001, sobota 17:00 – widzów 4000
Relacja GieKSy
Gości zero. Przed meczem GKS w 7 aut (35 osób) jedzie do Siemianowic, gdzie atakujemy ok. 20 z Ruchu, którzy znajdowali się w knajpie i tam się bronili. Wnętrze lokalu zostało trochę zniszczone, kilku chorzowskich dostaje. Ogólnie starcie na naszą korzyść. Załoga jednego auta ląduje na dołku (48 godzin).
Źródło: TMK
Relacja sportowa
GKS Katowice: Lech – Świerczewski, Szala (72. Mikulenas), Sznaucner, Widuch, Gorszkow, Andruszczak, Gajtkowski (31. Jakubowski), Yahaya, Kubisz (57. Bukalski), Moskała
Trener:
Zagłębie Lubin: Mioduszewski – Radżius, Żuraw, Adamski, Krzyżanowski, Lewandowski, Manuszewski, Kowalski (66. Piotrowski), Szewczyk, Grzybowski, Osipovic (45. Dobi)
Trener:
Bramki: – Grzybowski (58), Grzybowski (87)
Sędzia:
Ż. kartki:
Piłkarze GKS Katowice przegrali na własnym boisku drugi raz z rzędu. Tym razem lepsi od gospodarzy okazali się mądrze grający piłkarze Zagłębia Lubin. W pamięci kibiców zgromadzonych na katowickim stadionie pozostanie jednak akcja z 58. min, kiedy Zbigniew Grzybowski skierował piłkę do siatki w sytuacji, gdy na murawie leżał kontuzjowany piłkarz gospodarzy.
Katowiczanie, mocno podbudowani efektownym zwycięstwem przed kilkoma dniami z Legią w Warszawie, przystąpili do meczu w nieco zmienionym składzie. Trener Bogusław Kaczmarek ponownie dał szansę Krzysztofowi Gajtkowskiemu, który na pewno nie zawiódł szkoleniowca, na ławce zasiadł natomiast Ariel Jakubowski. Jednak już po półgodzinie gry, zdenerwowany poczynaniami swoich podopiecznych, trener GKS zmienił młodego Gajtkowskiego. Pewny o ligowy byt Zagłębia trener Mirosław Jabłoński również dał szansę byłym rezerwowym. W środę drugą bramkę dla Zagłębia w meczu ze Stomilem Olsztyn zdobył dotychczasowy zmiennik – Albańczyk Enkelleid Dobi, który otrzymał powołanie na mecz reprezentacji swojego kraju. W sobotę zagrał drugą połowę i był wyróżniającym się zawodnikiem na boisku. Między innymi po jego zagraniu w pole karne do Grzybowskiego, napastnik Zagłębia po raz drugi trafił do siatki.
Zagłębie było w sobotę drużyną lepszą od GKS. Częste kontry gości były groźniejsze niż atak pozycyjny katowiczan. Mimo to przez długi czas mecz był nudny, a wynik bezbramkowy. Obydwie drużyny zajmują bezpieczne miejsca w tabeli, więc wydawało się, że nikomu zbytnio nie zależy na odniesieniu zwycięstwa, a remis zadowoli obie strony. Schodzących na przerwę piłkarzy obydwu drużyn żegnały gwizdy publiczności. Zwrot w akcji nastąpił po prawie kwadransie gry drugiej części. W dogodnej sytuacji znalazł się Grzegorz Lewandowski, któremu w ostatniej chwili futbolówkę wybił Mirosław Sznaucner. – Piłkarz Zagłębia nie trafił w piłkę, ale w moją nogę. Poczułem spory ból i upadłem – opowiadał Sznaucner. Przez kolejne kilkadziesiąt sekund piłkarz gospodarzy leżał w polu karnym. Nie przeszkadzało to jednak piłkarzom Zagłębia w przeprowadzeniu akcji, po której Grzybowski minął leżącego Sznaucnera i trafił do siatki. Cała sytuacja miała miejsce przy gwizdach z trybun i biernej postawie gospodarzy, którzy czekali na gwizdek sędziego i wskazywali leżącego zawodnika. – Widziałem, że Sznaucner leży na murawie, ale miałem tak dobrą okazję, że musiałem strzelić. Zawodnicy gospodarzy też widzieli, że ich piłkarz leży, a mimo to rozpoczęli akcję – tłumaczył Grzybowski. – Wybiłem piłkę, a potem dopiero dostrzegłem, że Mirek się nie podnosi. Zacząłem wtedy krzyczeć, żeby wybito piłkę. Nie interweniowałem, bo byłem przekonany, że sędzia przerwał akcję. Był tak olbrzymi tumult, że nie można było usłyszeć gwizdka – opowiadał Piotr Lech, bramkarz GKS, który nawet nie drgnął przy strzale lubińskiego napastnika. W końcówce żądni wyrównania gospodarze zostali skarceni przez lubinian. Na trzy minuty przed końcem meczu szybkie wyjście z własnej połowy Zagłębia zakończyło się drugim golem.
W naszej drużynie wyróżniał się piłkarz z Nigru – Moussa Yahaya. Czarnoskóry napastnik miał przynajmniej trzy dobre okazje do zdobycia gola. W 33. min Marek Kubisz dośrodkował z rzutu wolnego do Yahayi, któremu zabrakło kilkunastu centymetrów, żeby dojść do futbolówki w polu bramkowym. Chwilę po przerwie, po dograniu głową w pole karne Artura Andruszczaka, ustawiony pięć metrów od bramki Yahaya tylko lekko zbił piłkę głową i wszystko wyjaśnił, wybijając piłkę za linię końcową, Dariusz Żuraw. W 76. min po rogu wykonywanym przez Krzysztofa Bukalskiego, strzał głową Yahayi sprzed linii bramkowej wybił Jacek Manuszewski.
Katowiccy kibice schodzących piłkarzy gości i sędziego obrzucili puszkami po napojach i zwiniętymi gazetami. Idący na konferencję prasową trenerzy obu drużyn głośno dyskutowali. – Mirku, jeśli pochwalasz to, co się stało na boisku, od jutra nie jesteś moim kolegą – złościł się „Bobo”. – Krzyczałem do nich, żeby zagrali w aut, ale to nic nie dało – bronił się Jabłoński. – Do naszej słabości doszło jeszcze chamstwo drugiej strony, na które nie ma wytłumaczenia. Ono też doprowadziło do tego, że przegraliśmy mecz. Zgłosimy chyba naszych przeciwników do nagrody fair play. Drugi gol był już tylko kontynuacją pierwszego. Moja drużyna zagrała jednak faktycznie słabiej niż w Warszawie z Legią – powiedział na konferencji trener GKS. – Piłkę powinien wybić twój piłkarz, który miał ją wcześniej. Jeśli jej nie wybił to znaczy, że gramy dalej – odpowiedział trener Zagłębia. – Jeśli masz słabe okulary, to mogę pożyczyć ci swoich – dogryzł Jabłońskiemu Kaczmarek. Zwycięstwo z golem zdobytym w takich okolicznościach chwały Zagłębiu na pewno nie przynosi.
Źródło: katowice.wyborcza.pl