12.06.2005, niedziela 19:00 – widzów brak (mecz bez udziału publiczności)
Relacja GieKSiarza
Niemal puste trybuny na stadionie przy Bukowej były konsekwencją burd na poprzednim meczu z Odrą Wodzisław. Na trybunach mogli zasiąść tylko „VIP-y”, którzy dzięki, narodowemu sportowi Polaków (kombinowanie) i tak stanowili sporą grupę. Reszta fanatyków GieKSy zgromadziła się pod kasami i stamtąd prowadzili doping, a także w II połowie odpalili pirotechnikę przytwierdzoną do ogrodzenia. Blaszok przysłonięto sektorówkami w barwach, a na dach powędrowała najdłuższa flaga NASZE MIASTO – NASZA KREW – NASZE ŻYCIE – GKS KATOWICE. Poza tym flagi ozdobiły także płot na łuku, gdzie zgromadziła się największa ilość publiczności, by pomóc w dopingu fanom którzy musieli oglądać mecz zza płotu. Fani także w tym ostatnim meczu w ekstraklasie przypomnieli piłkarzom o tym, że mimo pewnego spadku ich obowiązkiem jest grać na całego i wywiesili transparent pod trybuną północną „DOPÓKI WALCZYSZ JESTES ZWYCIĘŻCĄ”. Co ciekawe mecz wygrali zdobywając gola z rzutu karnego w doliczonym czasie gry!
Oflagowanie m.in.: GKS KATOWICE (żółta), PISAK, CRAZY BOYS, GISZOWIEC – CAŁE NASZE ŻYCIE TO GKS KATOWICE, PIEROŃSKIE HANYSY, NASZE MIASTO – NASZA KREW – NASZE ŻYCIE – GKS KATOWICE (na dachu), oraz transparent DOPÓKI WALCZYSZ JESTEŚ ZWYCIĘŻCĄ.
Relacja sportowa
GKS Katowice: Sławik – Pęczak, Widuch, Markowski, Bartnik, Mysiak, Łukasz Wijas (58. Mielnik), Czerwiec, Grzegorz Górski, Plizga, Krauze (80. Sroka)
Trener: Jan Furtok
Górnik Zabrze: Lech (84. Białkowski) – Felipe, Hernani, M.Karwan, Wojciechowski, Rambo (35. Król), Iwanicki, Juszkiewicz (46. Siedlarz), Liczka, Chałbiński, Aleksander
Trener: Marek Wleciałowski
Bramki: Krzysztof Markowski (90) karny -
Sędzia: Tomasz Pacuda (Częstochowa)
Ż. kartki: Pęczak, Czerwiec, Górski, Plizga – Filipe, Iwanicki
Zwycięstwem pożegnali się z ekstraklasą piłkarze katowickiego GKS. Podopieczni Jana Furtoka przy pustych trybunach pokonali Górnika Zabrze 1:0. Gola, w 7 minucie doliczonego czasu gry, zdobył Krzysztof Markowski z rzutu karnego.
To było mimo wszystko smutne pożegnanie z ekstraklasą na Bukowej. Niemal puste trybuny na stadionie przy Bukowej były konsekwencją burd na poprzednim meczu z Odrą Wodzisław. Fani „gieksy” zasłonili większą część „blaszoka” ogromnymi połaciami materiału w kolorach klubowych z napisem „Nasze miasto, nasza krew, nasze życie, GKS Katowice”. Mimo to zupełnie cicho i pusto nie było, a sporą grupę VIP-ów rozbawiła garstka małolatów gdy zawołała: „dru-ga stro-na od-po-wia-da!” Kibice, którzy zgromadzili się za ogrodzeniem stadionu, w drugiej połowie odpalili zaś świetlne race, a po meczu głośno podziękowali swoim pupilom za walkę do końca.
W pierwszej połowie nieznaczną przewagę mieli gospodarze, którzy stworzyli sobie kilka sytuacji pod bramką Górnika. W 12 minucie w sytuacji sam na sam z Piotrem Lechem znalazł się Wojciech Krauze. Chwilę później na przebój lewą stroną boiska zdecydował się aktywny Dawid Plizga, ale zwlekał z podaniem do Krauzego i zamiast gola wywalczył tylko rzut rożny. Kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w 24 minucie – Lech niepewnie odbił przed siebie główkę Krauzego, a startujący do dobitki Tadeusz Bartnik chyba był nieprzepisowo powstrzymywany przez bramkarza Górnika.
Zabrzanie próbowali kontrować, ale nawet gdy na przedpolu Sławika mieli przewagę liczebną nic z tego nie wynikało, bo akcja była zaprzepaszczona przez mnożenie bezproduktywnych podań. Podopieczni Marka Wleciałowskiego kilkakrotnie jednak groźnie uderzali z dystansu. W 37 minucie, chwilę po wejściu na boisko, Kamil Król strzelił głową niemal spod linii szesnastki i piłka odbiła się od poprzeczki.
Poprzeczka jeszcze raz zatrzęsła się po atomowym uderzeniu Filipe z 30 metrów w 63 minucie. W tym wypadku jednak można mieć wątpliwości, czy piłka, która skozłowała nie przekroczyła aby linii bramkowej. Najlepsze okazje dla gości zmarnował jednak Michał Chałbiński – najpierw z trzech metrów trafił wprost w ręce Sławika, a na kwadrans przed końcem biegł sam na katowickiego bramkarza, ale w decydującym momencie uderzył w jego nogi.
W ostatnich minutach piłkarze GKS przejęli inicjatywę. Z rzutu wolnego z 17 metrów przymierzał Krzysztof Markowski, ale minimalnie chybił. Chwilę później świetnie głową po rzucie rożnym uderzył Maciej Mysiak, ale Bartosz Białkowski efektownie przeniósł piłkę nad poprzeczką. 18-latek w bramce Górnika pojawił się gdy kontuzji w starciu z Dawidem Plizgą doznał Piotr Lech.
Zmiana kosztowała górników 8 minut doliczonego czasu gry, bo Białkowski wyszedł w bluzie koloru żółtego, takiego samego jak stroje rywali. Jak się okazało kosztowała ich też szóstą porażkę z rzędu. Plizga wybiegł na wolną pozycję, ubiegł Białkowskiego i przewrócił się przez jego ręce. Sędzia Tomasz Pacuda bez wahania wskazał na rzut karny, a Krzysztof Markowski nie zmarnował szansy.
GKS pożegnał się z ekstraklasą, ale kto wie, czy za rok podobnego scenariusza nie będą przerabiać w Zabrzu. W obu klubach pytania o najbliższą przyszłość trafiają bowiem o ścianę.
Źródło: katowice.naszemiasto.pl