02.09.2009, środa 19:00 – widzów 8000
Relacja GieKSy
Na meczu z ŁKS-em melduje się około 8 tys. ludzi. Część osób nie wchodzi przez kiepski system wchodzenia i dystrybucji biletów. Doping od początku na wysokim poziomie, dość dawno na Bukowej nie było takiego pierd…, ale temu sprzyjała i gra kopaczy i obecność gości. Początkowo nie dajemy się sprowokować zaczepkom przyjezdnych,lecz później nie pozostajemy im dłużni i rozpoczyna się festiwal bluzgów. Po naszej stronie oprawa w II połowie. Od płotu w górę idzie folia „Właśnie tak się to robi na południu” okraszona sporą porcją OW i rac. Z powodu problemów z linkami, część folii została zaprezentowana ukośnie. Od tego momentu już do końca meczu na „Blaszoku” powiewało sporo machajek+kilka większych flag. Siedzimy na płocie z flagami, ogólnie fiesta. Przez dym z piro chwilowo słabszy doping, potem odpalamy jeszcze jedną porcję pirotechniki. Do dopingu dość często włączała się trybuna główna. Na sektorze „D” za flagą Śp. Dury odpalone zostają znicze, na znak rocznicy śmierci naszego brata.
Oflagowanie: BRACTWO WETERANÓW, MAŁOPOLSKA, SIEMIANOWICE, SK1964, GIEKSIARZE, GIEKSA&GÓRNIK, GKS KATOWICE, GÓRNY ŚLONSK i ŚP. DURA.
Relacja eŁKSy
Wyjazd do Katowic był dla nas jednym z ważniejszych wyjazdów na jesień. Dawno nie graliśmy z GKS-em, jakoś rozmijaliśmy się ostatnio w ligach. Szkoda, że mecz wypadł w środę. Na szczęście godzina rozpoczęcia meczu (19:00) pozwalała wielu osobom ruszyć prosto z pracy lub szkoły. Udało się zorganizować 4 autokary. Postaraliśmy się też o dość dobrą akcję nagłaśniającą ten wyjazd. Mocno mobilizowali się również nasi tyscy bracia, dla których GieKSa jest największą kosa. Droga do Katowic przebiegła bez przygód. Akurat w tym samym czasie, kiedy zajechała główna grupa, pod stadion dotarli tyszanie, którzy przyjechali pociągiem. Przy barze blisko stadionu zostali obrzuceni przez tubylców butelkami i kamieniami, które zostały odrzucone. Po chwili nastąpił wjazd do baru, część rzucających zerwała się, ktoś tam został obity. Tyszanie przyjechali na nasz mecz w liczbie około 375 osób. Miejscowi przygotowali dla nas tylko dwa wejścia, mimo tego wchodzenie odbywało się sprawnie. Dojeżdżali jeszcze spóźnialscy, którzy gnali prosto z pracy. 2-3 auta pod stadionem zostały zaatakowane przez miejscowych i uszkodzone. Wchodzenie ogólnie trwało jakieś 40 minut i na początku meczu wszyscy w komplecie meldujemy się na sektorze dla przyjezdnych. Według sprzedanych biletów kibiców ŁKS-u było około 560 osób plus 375 tyszan, co daje konkretną liczbę na sektorze dla przyjezdnych 935 osób. Nieźle się obwiesiliśmy flagami. Na przodzie zawisły flagi: ULTRAS ŁKS ŁÓDŹ, ŁKS ŁÓDŹ-POLSKA, STREET WARRIORS-LIMANKA oraz łączona flaga naszych tyskich ziomków. Na górze sektora zawisły PABIANICE, RETKIŃSCY FANATYCY oraz wyjazdówka Teofilowa. Od początku meczu ruszyliśmy z dopingiem. Trzeba jednak przyznać, że doping miejscowych był naprawdę konkretny, do tego bardzo pomagał im dach. Staraliśmy się wykorzystać krótkie przerwy w ich śpiewach. Przez moment bawiliśmy się bez koszulek, a także machaliśmy 6 dużymi flagami na kijach. Poza tym nie szczędziliśmy sobie „uprzejmości” z miejscowymi. W drugiej połowie ruszyliśmy z konkretnym dopingiem, wkręciliśmy „hej eŁKSa goool !!!…” i wychodziło to nam naprawdę konkretnie. Zabawa toczyła się przy akompaniamencie 3 bębnów. Akurat w tym czasie wpadła kontaktowa bramka dla nas, co jeszcze bardziej wzmogło zabawę. Już do końca meczu dobry doping z naszej strony. Po meczu ogólnie zbytkowniczo na naszym sektorze, aż w końcu zostaliśmy wypuszczeni. Żegnamy się z tyskimi i czas ruszać w drogę powrotną, która również przebiegła bez przygód. Jedynie na trasie naszego przejazdu wszystkie stacje miały pogaszone światła i były pozamykane. Jakby spodziewali się jakiegoś tornada. Wielkie dzięki dla naszych tyskich braci za konkretne wsparcie w Katowicach.
Źródło: TMK
ŁKS w Katowicach 937 (w tym 375 z GKS-u Tychy i 2 z Zawiszy Bydgoszcz). Fani gości bluzgają na GieKSę i Ruch. Gospodarze nie pozostają im dłużni.
Źródło: kibice.net
Relacja kibica ŁKS-u
Jeden z najciekawszych wyjazdów w tej rundzie przypadł nam niestety w środę. Pomimo wczesnego nakręcania wiary (Internet, rozdawanie ulotek na meczach) nasza liczba była wielką niewiadomą. Stowarzyszenie Kibiców zorganizowało autokary, co zapewne pomogło wielu osobom, bo w środku tygodnia gorzej zorganizować sobie swój transport.
Z miasta Łodzi wyjechaliśmy zwartą kawalkadą, podróż w stronę Śląska przebiegała spokojnie. W samych Katowicach pod stadionem przejeżdżając obok pubu, problemy z miejscowymi miało jedno auto oraz nasi przyjaciele z Tychów (przyjechali pociągiem i z dworca szli pieszo), w których stronę poleciało mnóstwo szkła, tyscy odczekali aż miejscowym skończyła się amunicja i weszli do lokalu bynajmniej nie w celach wypicia złocistego trunku. Wejście na stadion przebiega w miarę sprawnie. Denerwować mogły barierki ustawione przed bramą utrudniały poruszanie się przy takiej ilości osób.
Na sektorze zameldowało się nas 560 + GKS Tychy 375 i Zawisza Bydgoszcz 2, czyli razem 937 osób. Jak na środę i zawirowania w klubie, nasza liczba jest całkiem przyzwoita. Szczególne podziękowania należą się naszym tyskim braciom, którzy odpuścili swój mecz z Czarnymi Żagań, aby nas wesprzeć. Jesteśmy dobrze oflagowani na płotach zawisły takie flagi: Ultras ŁKS Łódź, ŁKS Łódź Polska, Limanka, ŁKS & GKS, Retkinia, Pabianice i Teofilów. Przez większość spotkanie machamy 6 dużymi flagami na kijach. W pierwszej połowie doping z naszej strony w miarę dobry, chociaż ciężko było się przebić przez miejscowych, którzy w pierwszej połowie śpiewali baaardzo głośno.. W drugiej połowie mimo stanu 4:1 i dwóch czerwonych kartek piłkarzy, doping z naszej strony bardzo dobry bawimy się sami dla siebie. Często pozdrawiamy naszych tyskich braci, po odśpiewaniu „Każdy to powie tyszanie Śląska królowie” miejscowi, łapią konkretne ciśnienie i przez kilka minut następuje wymiana uprzejmości dotycząca nas, miejscowych, Tychów i Górnika. GKS zaprezentował oprawę, podwieszaną folię z napisem „Właśnie tak to się robi na południu” podświetlona piro. Efekt średni bo najwidoczniej coś im nie wyszło (folia nie była naciągnięta równo). Po prezentacji machają flagami i odpalają kolejną porcję piro (dwie race lecą w naszym kierunku).
Po meczu na sektorze trzymani jesteśmy dosyć długo. Grupce miejscowych nie przechodzi ciśnienie i nadal ciskają w naszym kierunku przyśpiewki. Po niespełna godzinie wychodzimy z obiektu, żegnamy się z Tychami wracającymi na dworzec. Droga w kierunku miasta Łodzi przebiega spokojnie.
Źródło: www.ull.webd.pl i zin SK1964 nr 13 (Katowice) wrzesień 2009
Relacja GieKSy
W środę 2 września o godzinie 19 miało odbyć się piłkarskie święto w Katowicach. Przyjechał do nas Łódzki KS. Stadion mimo środowego terminu w większości zapełniony, w klatce dla gości około 900 osób (w tym spora ilość Tyskiego GKS-u). Wywieszają kilka flag i machają 5 flagami na kijach. W naszych szeregach przygotowania do tego meczu trwały dosyć długo i niestety… przed meczem zarekwirowano sporą ilość pirotechniki z magazynu. Jak się okazało to był dopiero początek kłopotów, gdyż główna prezentacja z hasłem „Właśnie tak się to robi na południu” nie wyszła tak jakbyśmy sobie to wyobrażali. Mimo świetnego dopingu i wyniku 4:1 dla GieKSy pozostał ogromny niedosyt.
Źródło: zin SK1964 nr 17 (Katowice)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice 4-1 ŁKS Łódź
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (2)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (3)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (4)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (5)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (6)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (7)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (8)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (9)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź (10)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź TRYBUNY
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź TV
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź BRAMKA (1)
FILM: 02.09.2009 GKS Katowice – ŁKS Łódź BRAMKA (2)
Relacja sportowa
GKS Katowice: Jacek Gorczyca – Kamil Cholerzyński (72. Daniel Małkowski), Mateusz Kamiński, Gabriel Nowak, Mateusz Niechciał, Grzegorz Goncerz, Łukasz Wijas, Tomasz Hołota, Piotr Plewnia, Bartosz Iwan (60. Gražvydas Mikulėnas), Krzysztof Kaliciak (77. Łukasz Mieszczak)
Trener: Adam Nawałka
ŁKS Łódź: Wyparło – Radżius, Mowlik, Adamski, Klepczarek, Wolański (68. Gieraga), Mordzakowski (57. Nawrocik), Sierant, Świątek, Maczyński (76. Salski), Gikiewicz
Trener: Antoni Panek
Bramki: Krzysztof Kaliciak (11), Bartosz Iwan (38), Grzegorz Goncerz (45), Grzegorz Goncerz (79) – Janusz Wolański (50)
Sędzia: Mariusz Trofimiec (Kielce)
Ż. kartki: Tomasz Hołota – Nerijus Radžius (x2), Mariusz Mowlik, Marcin Adamski, Janusz Wolański, Łukasz Gikiewicz (x2)
Cz. kartki: – Nerijus Radžius (65), Łukasz Gikiewicz (70)
Piłkarze GKS Katowice przed meczem z ŁKS Łódź często podkreślali, że stanowi on okazję, by podzielić tabelę i zyskać nieco spokoju.
Operacja odcięcia części zagrożonej spadkiem przebiegła pomyślnie, a o sukcesie ekipy Adama Nawałki – trzymając się medycznych skojarzeń – zadecydowały cztery precyzyjne zabiegi, po których rywalom przyszło przełykać wyjątkowo gorzkie pigułki. Niestety, gospodarze sukces okupili ofiarami. W drugiej połowie – gdy łodzianie wypowiedzieli im wojnę, za którą zapłacili dwiema czerwonymi kartkami – stracili kontuzjowanych Bartosza Iwana i Kamila Cholerzyńskiego.
Katowiczanie byli we wczorajszym meczu zabójczo wręcz precyzyjni. W I połowie stworzyli sobie trzy sytuacje do zdobycia gola i piłka trzykrotnie lądowała w siatce. Ściślej rzecz biorąc jedną z tych okazji zmarnowali, ale ponieważ w przyrodzie nic nie ginie, więc bilans wyrównał im Bogusław Wyparło: bramkarz ŁKS w 12 min przepuścił pod brzuchem strzał Krzysztofa Kaliciaka, czym wyraźnie zaskoczony był nawet sam napastnik GieKSy. Zdziwienie udzieliło się zresztą także jego kolegom, którzy rozpamiętując sytuację, dali się zepchnąć do defensywy, pozwalając na dokonanie porównań pomiędzy Bogusławem W., a Jackiem Gorczycą. Gdy już pojedynek ten został definitywnie rozstrzygnięty gospodarze ponownie przedarli się przez połowę boiska i po szybkiej wymianie podań pomiędzy Kaliciakiem i Bartoszem Iwanem ten drugi od razu podwyższył wynik spotkania!
Oszołomieni rywale chwiali się na nogach już do końca tej odsłony, co wykorzystał Grzegorz Goncerz, który spokojnie poradził sobie z ich bramkarzem, definitywnie odbierając gościom chęć do dalszego biegania po nowej murawie Bukowej.
Przepisy są jednak nieubłagane i nie przewidują rzucenia ręcznika, więc II połowa doszła jednak do skutku. ŁKS szybko strzelił honorowego gola, ale na więcej gospodarze już nie pozwolili pieczętując efektowną wygraną drugim golem Goncerza.
Źródło: warszawa.naszemiasto.pl / Rafał Musioł
Tak fatalnego występu ŁKS w Katowicach nie spodziewali się najwięksi pesymiści. Łodzianie wręcz w kompromitującym stylu przegrali z GKS 1:4. Najsmutniejszy jest jednak fakt, że przy każdej bramce rywali ogromny udział mieli ełkaesiacy.
Znów zawiódł Bogusław Wyparło, juniorskie błędy popełniali obrońcy, a w ataku nie istnieli. Łódzcy kibice mogą się pocieszać, że po takim meczu gorzej już być nie może.
Choć dla drużyny ŁKS był to już szósty mecz, znowu wystąpiła w innym składzie. Tym razem do Katowic nie pojechali pauzujący za kartki Rafał Kujawa i Dejan Ognjanović, kontuzjowani Tomasz Hajto, Gabor Vayer, Dejan Djenić, Robert Łakomy i Tomasz Ostalczyk, a Paweł Drumlak, który dopiero w poniedziałek podpisał kontrakt z ŁKS, jest bez formy. Przez te problemy m.in. w środku drugiej linii wystąpił Wojciech Mordzakowski, na prawym skrzydle Janusz Wolański, a w ataku Łukasz Gikiewicz. Nieoczekiwanie natomiast na ławce rezerwowych mecz rozpoczął Damian Nawrocik.
Mimo to pierwsze minuty spotkania nie zapowiadały fatalnego spotkania. Ełkaesiacy dzięki sporej aktywności Gikiewicza, a szczególnie wyróżniającego się Krzysztofa Mączyńskiego grali dość daleko od swojej bramki, a jeśli katowiczanie zbliżali się do pola karnego, spokojnie rozbijali ich ataki. Gospodarze, którzy w tym sezonie nie przegrali na swoim stadionie meczu, groźniej zaatakowali dopiero w 10 minucie. Dośrodkowanie Kamila Cholerzyńskiego zbyt krótko wybił Marcin Adamski, w polu karnym do piłki dopadł Mateusz Niechciał, ale jego mocne uderzenie poszybowało nad poprzeczką. Chwilę później na strzał z ponad 30 metrów zdecydował się Krzysztof Kaliciak, który w sobotę zapewnił katowiczanom wygraną w Stalowej Woli. Wydawało się, że Bogusław Wyparło nie będzie miał żadnych problemów ze złapaniem lecącej po ziemi piłki. Stało się jednak inaczej, doświadczony golkiper popełnił fatalny w skutkach błąd i pod brzuchem przepuścił futbolówkę.
Kibicom z Łodzi przypomniał się koszmar z niedawnego meczu z KSZO.
Gol z niczego był sporym ciosem, ale ełkaesiacy szybko chcieli odrobić straty. Sił i chęci starczyło im zaledwie na pięć minut. W 15 min silnie z dystansu uderzał Świątek, a chwilę później piłka po strzale Adamskiego minęła poprzeczkę i słupek gospodarzy. I to w zasadzie wszystko, czym byli w stanie postraszyć GKS łodzianie.
Za to katowiczanie wydawali się zadowoleni z prowadzenia więc tempo spotkania wyraźnie osłabło. Niestety, kiedy podopieczni Adama Nawałki kolejny raz zerwali się do ataku, wypełniony po brzegi stadion znów oszalał z radości. Ponownie we znaki obrońcom ŁKS dał się Kaliciak, który zakręcił Nerijusem Radżiusem i Mariuszem Mowlikiem, podał w pole karne do Bartosza Iwana, a były widzewiak nie miał problemów z pokonaniem Bodzia W. To była niemal kopia sytuacji z derbowego spotkania z Widzewem, po której łodzianie stracili drugiego gola.
Od tej pory totalnie rozbici ełkaesiacy popełniali coraz prostsze błędy. Nie dość, że nie istnieli w ataku, to jeszcze słabiej prezentowali się w obronie, co bezlitośnie jeszcze raz przed przerwą wykorzystali gospodarze.
Tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra na środku boiska piłkę stracił Robert Sierant, przejął ją Iwan, po którego podaniu Grzegorz Goncerz stanął oko w oko z Wyparłą. Łódzki golkiper przegrał ten pojedynek i po raz kolejny musiał wyciągać piłkę z siatki.
To był trzeci celny strzał katowiczan, a łodzianie woleliby, żeby gwizdek arbitra oznaczał koniec meczu, a nie przerwę.
W drugiej połowie grali już tylko o to, by nie stracić całkowicie twarzy. I po pięciu minutach mogli nieco wyżej podnieść głowy. Pierwszego gola w barwach ŁKS zdobył Janusz Wolański, ale bramkę wypracował najbardziej aktywny w łódzkim zespole Adrian Świątek. To trafienie wyraźnie poderwało łodzian do walki. Przez kolejne 10 minut nie schodzili z połowy gospodarzy, najczęściej atakując lewą stroną, gdzie grał Świątek. Mimo przewagi ełkaesiakom nie udało się zdobyć kontaktowego gola. Później brak umiejętności i odpowiedniego przygotowania nadrabiali bardzo brutalną grą. Zaledwie siedem minut wystarczyło Radżiusowi, by obejrzeć dwie żółte, a w konsekwencji czerwoną kartkę (dwukrotnie faulował Kaliciaka). To jeszcze nie wszystko, bo od 71 min łodzianie grali w dziewiątkę. Tym razem po faulu z boiska wyleciał Gikiewicz.
Dziesięć minut przed końcem katowiczanie jeszcze raz wykorzystali fatalną grę i osłabienie drużyny z al. Unii. Znów po stracie piłki przez Sieranta na listę strzelców wpisał się Goncarz.
Grzegorz Wesołowski (trener ŁKS): – To było zasłużone zwycięstwo GKS. Trzeba jednak przełknąć gorycz porażki i za trzy dni stawić czoło GKP Gorzów. Jeśli chodzi o Bodzia Wyparłę, to trzeba sobie jasno powiedzieć, że jest naszym pierwszym bramkarzem. Oczywiście będę się zastanawiał, czy nie potrzebuje odpoczynku, ale nie chcę podejmować takich decyzji na gorąco.
Źródło: warszawa.naszemiasto.pl