Relacja GKS-u Tychy
Do Lędzin, oddalonych o 20 km pojechała nas ponad 1000-osobowa grupa. W Lędzinach młynek liczy 200-300 osób. W drodze zaczęła się demolka pociągu, który dość mocno ucierpiał. Na miejscu czekało na nas ok. 100 osób z okolicznych miejscowości, którzy jeżdżą na GKS Katowice. Nie bardzo wiem czego oni się spodziewali, ale jak zobaczyli naszą ekipę to poszli w długą. Po wyjściu z pociągu miała miejsce demolka dworca kolejowego. Na stadion weszliśmy oczywiście przez płot i od razu udaliśmy się na sektor gospodarzy. Ci, którzy wywiesili flagi (6szt.) ujrzeli je palące się na naszym sektorze. Flagi wzieliśmy bez żadnego oporu miejscowych, którzy uciekli przerażeni widokiem naszej ekipy. W przerwie meczu, mimo obstawy policji, kilku naszym udało się wyrwać i skręcić dym z tymi typkami z GKS-u K-ce. Później ściągneliśmy z masztu 2 flagi Lędzin. Po meczu gliniarze dość szczelnie otoczyli gospodarzy i wyprowadzili nas ze stadionu. Wtedy to okazało się że do Tych przez najbliższe 2 godziny nie ma jak się dostać. Gliny postanowiły, że pójdziemy pieszo. Poprowadzili nas przez Lędziny i zaczęło się. Najpierw starcia z policjantami. Gdy doszliśmy do zabudowań, posypały się kamienie. Szyby tłuczone były wszędzie. Nagle w tłum wjechał samochód na niemieckich blachach. Klient chciał pewnie zaszaleć. Zamiast zjechać na pobocze zaczął nas taranować. Nietrudno sobie wyobrazić co było później. Nowa audica na złom, a kierowca oklepany. Poleciało jeszcze trochę szyb i wyszliśmy z Lędzin. Do domu śmigaliśmy jakieś 2 godziny. W Tychach było już spokojnie
Uszy
Źródło: zin SZALIKOWCY 1995 nr. 1