01.10.2010, piątek 19:00 – widzów 600
Relacja kibica GieKSy
Mecz pierwotnie miał się odbyć w sobotę, ale jakiś odmóżdżony ludzik wymyślił, że lepiej grać w piątek…. Oczywiście temu typowi do pustego łba nie wpadło, że kibice się uczą, czy pracują i o wolne nie będzie łatwo… Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz przyszło GieKSiarzom kombinować. Jedni musieli jechać na pogrzeb swojego piątego dziadka, inni na ślub swojej siostry, której nie mają, a jeszcze inni zapomnieli drogi do szkoły:) Ostatecznie na zbiórce pojawiło się 197 kibiców GieKSy (w tym 11 KSG i 2 Banik – dzięki za wsparcie!). Po odebraniu biletów cztery autobusy ruszyły „z kopyta” w stronę Polkowic. Tempo miało być zabójcze (zapowiadano mało postojów), ale wyszło trochę inaczej. Kilka postojów na szybkie załatwienie swoich potrzeb było, więc nikt nie narzekał:) Tylko w jednym autobusie GieKSiarze byli niezadowoleni, bo kierowca wjechał do rowu (nikomu nic się nie stało) i musieli rozlokować się po innych autokarach. Reszta drogi minęła bez przygód. Na stadionowy parking w Polkowicach wjechaliśmy gdy boiskowy zegar wskazywał 28 minutę i Jacek Kowalczyk strzelił właśnie bramkę! Gdy wychodziliśmy z autobusów wynik brzmiał już 1:1. Wejście do klatki było wręcz ekspresowe – szybkie macanko, sprawdzenie biletów i gotowe.
W pierwszej połowie (ostatni kwadrans) nasz doping był średni. Drugie 45 minut było już inne, ruszyliśmy ze śpiewem, by wspomóc naszych grajków. Z minuty na minutę atmosfera w klatce robiła się coraz bardziej gorąca, bo w końcu zdecydowaliśmy się pośpiewać bez koszulek:) Młynek Górnika liczył sobie kilkanaście osób + kilka flag (u nas tym razem nie było żadnego płótna na płocie).
Podróż powrotna spokojna (jechały ponownie cztery autobusy), ale kilka osób marudziło, że nie było postoju na szteli…
Źródło: zin SK1964 nr 28 (Katowice) październik 2010
FILM: 01.10.2010 Górnik Polkowice – GKS Katowice
Relacja sportowa
Górnik Polkowice: Szymański – D.Małkowski, Pokorny, Smoliński, Opałacz, Sierpina (87. Bancewicz), Salomoński, Wacławczyk, Ałdaś (52. Ł.Małkowski), Chyła, Biliński (76. Grzybowski)
Trener: Dominik Nowak
GKS Katowice: Maciej Wierzbicki – Paweł Olkowski, Jacek Kowalczyk, Gabriel Nowak, Tomasz Sokołowski, Grzegorz Goncerz (84. Piotr Piechniak), Piotr Plewnia, Janusz Dziedzic, Przemysław Pitry, Rafał Sadowski, Michał Zieliński (63. Krzysztof Kaliciak)
Trener: Wojciech Stawowy
Bramki: Łukasz Sierpina (29) – Jacek Kowalczyk (28)
Sędzia: Jarosław Rynkiewicz (Zielona Góra
Ż. kartki: Marek Opałacz, Tomasz Salomoński – Przemysław Pitry, Paweł Olkowski
Nie licząc meczu w Kluczborku było to najsłabsze spotkanie GieKSy pod wodzą trenera Wojciecha Stawowego. GKS nie zagrał z takim zacięciem jak wcześniej i choć strzelił bramkę jako pierwszy, to z prowadzenia cieszył się tylko minutę i z Polkowic wywiózł jeden punkt.
Z pierwszym zdaniem tego tekstu zapewne nie zgodzi się trener Wojciech Stawowy, który na pomeczowej konferencji mówił, że z każdym meczem drużyna gra lepiej. Najwidoczniej nieco inaczej ocenia się grę zespołu z perspektywy ławki trenerskiej (na której nota bene szkoleniowiec GieKSy nie usiadł chyba nawet na moment, cały czas żyjąc meczem przy linii bocznej) niż trybun. Po meczu z Ruchem Radzionków trener twierdził, że remis był wynikiem sprawiedliwym, choć wielu uważało, że GKS był zespołem znacznie lepszym i zasłużył na zwycięstwo. W piątek wydawało się, że remis nie krzywdzi nikogo, ale w ocenie trenera Stawowego zwycięstwo należało się GieKSie.
Faktem jest, że postronni obserwatorzy – jeśli tacy zjawiliby się z jakiegoś powodu na stadionie – mogliby pomyśleć, że to GKS jest gospodarzem meczu. GieKSa prowadziła grę, utrzymywała się przy piłce, prowadziła atak pozycyjny i była zespołem lepszym. Szczególnie przez pierwsze dziesięć minut. Później coraz groźniej kontratakowali gospodarze, ale nic z tego nie wynikało. W 28. minucie – akurat wtedy, gdy na stadion przyjechały spóźnione autokary wiozące kibiców GieKSy – padła pierwsza bramka tego spotkania. Swoją coraz lepszą formę trafieniem do bramki rywala potwierdził Jacek Kowalczyk, strzelając gola głową po rzucie wolnym wykonywanym przez Piotra Plewnię.
Radość w szeregach sztabu szkoleniowego oraz delegacji pracowników naszego Klubu przerwała bramka, którą wiele osób przeoczyło. To, że gra została wznowiona przeoczyli chyba także nasi zawodnicy, bo po szybkiej akcji prawą stroną Łukasz Sierpina jednym zwodem pozbył się opieki Sokołowskiego i strzelił nie do obrony, błyskawicznie doprowadzając do wyrównania. Tych bramek nie widzieli kibice GieKSy, którzy dopiero wysiadali z autokarów. Od 35. minuty – kiedy zapełnili sektor gości – na stadionie rozpoczął się doping z prawdziwego zdarzenia. Przykro było wcześniej oglądać to spotkanie na niemal pustym stadionie i praktycznie bez dopingu. Gra obu drużyn w ostatnich dziesięciu minutach pierwszej połowy jednak nie rozgrzała zmarzniętych kibiców i przed ostatnim gwizdkiem sędziego w tej części gry niewiele się już wydarzyło.
Druga połowa wyglądała podobnie do pierwszej z tą różnicą, że była nieco mniej interesująca. Groźne akcje można było policzyć na palcach jednej ręki. Pierwszą w 49. minucie zmarnował Pitry, który otrzymał od Dziedzica świetne podanie w pole karne, jednak tam zbyt mocno wypuścił sobie piłkę zamiast od razu strzelać i akcję zakończył bramkarz Górnika bez problemu łapiąc piłkę po uderzeniu Pitrego z bardzo ostrego kąta. W odpowiedzi z dystansu uderzał Grzybowski, ale piłkę złapał Wierzbicki. Po godzinie gry Zielińskiego zastąpił Kaliciak, który chciał się pokazać z dobrej strony, szczególnie, że na trybunach zasiadła jego rodzina i przyjaciele. Kali bramki jednak nie zdobył, choć pokazał, że także potrafi zamieszać pod bramką rywala.
W 92. minucie – kiedy wszystkim się wydawało, że nic ciekawego już się nie wydarzy – trzy punkty GieKSie mógł i powinien zapewnić Piechniak. Po jeszcze jednym z wielu dryblingów Sadowski praktycznie z linii końcowej zagrał na głowę stojącego dwa-trzy metry od bramki Piechniaka, ale ten nie potrafił wpakować piłki do siatki. Jak to zrobił, pozostanie jego słodką (choć bardziej pasuje słowo gorzką) tajemnicą. Druga połowa rozczarowała będąc raczej nudnawym widowiskiem.
Trener Stawowy po meczu z Radzionkowem powiedział, że jeśli GKS ma wygrywać na Bukowej i remisować na wyjazdach, to takie wyniki bierze w ciemno. Na razie sprawdza się to w stu procentach, jednak kibice bardzo by chcieli zakończyć okres sześciu miesięcy bez wyjazdowego zwycięstwa. Kolejna szansa za dwa tygodnie w Wodzisławiu.
Źródło: gkskatowice.eu