Porywają chłopaków z przystanków, wyciągają ich z mieszkań, a jednego ku przestrodze zrzucili z mostu. Grupka nastolatków terroryzuje Giszowiec. – Mamy sygnały, że dzieje się tam coś złego, jednak rodzice boją się nam to zgłaszać – przyznaje katowicka policja.
Marta Z., Rafał K. i Wiktoria J. to rodzice 16-latków z katowickiego Giszowca. Na rozmowę zgodzili się pod warunkiem, że nie ujawnimy ich nazwisk. – Nie chcemy, żeby nasi synowie skończyli w plastikowych workach – mówią.
Kogo się boją? Kilkunastoosobowej grupy nastolatków, którzy od kilku miesięcy terroryzują dzielnicę. Jej członkowie bezpardonowo atakują rówieśników, a ich rodzicom śmieją się w twarz. Poszkodowani twierdzą, że podłożem konfliktu jest sympatyzowanie z rywalizującymi klubami piłkarskimi. – To, co się dzieje, zaczyna przypominać regularne polowania – mówi Marta Z.
Porwania, pobicia, groźby
W listopadzie bandyci próbowali porwać jej syna z przystanku i wsadzić do bagażnika samochodu. Chłopak uciekł napastnikom, więc ci przyszli do jego mieszkania. Zastukali w drzwi i poprosili, aby wyszedł przed blok. Twierdzili, że chcą dojść do porozumienia. Po kilku minutach 16-latek wrócił skopany i z rozbitą głową. – Wymógł na mnie obietnicę, że nikomu o tym nie powiem – dodaje Marta Z. Od tego czasu jej syn jest też nękany SMS-ami i telefonami z groźbami.
Syna Rafała K. bandyci dopadli dwukrotnie. Za każdym razem atakowali go grupą i bawili się w tzw. piłkę, czyli kopanie leżącego. – Kolega syna miał jeszcze gorzej, bo z tego co słyszałem, to gnojki zrzuciły go z mostu – mówi Rafał K. Połamany chłopak powiedział jednak lekarzom z pogotowia, że… spadł z drzewa.
Poszkodowani boją się mówić
Rodzice zastraszanych nastolatków wiedzą, kim są mieszkający w sąsiednich blokach sprawcy. Mają też świadomość, że powinni zawiadomić policję. Boją się jednak, że to pogorszy sytuację. Rok temu ich sąsiadka zgłosiła bowiem w komisariacie pobicie syna, a ten musiał się potem wyprowadzić do ojca. – Bandyci nie dawali mu spokoju – tłumaczą rodzice.
Nadkomisarz Magdalena Szymańska-Mizera, rzeczniczka prasowa Komendy Miejskiej Policji w Katowicach, przyznaje, że do komendy coraz częściej docierają sygnały, że na Giszowcu dzieje się coś złego.
Policja: może dojść do tragedii
- Niestety, nie mamy oficjalnych zgłoszeń od ofiar pobić, więc trudno szukać sprawców – mówi Szymańska-Mizera. Apeluje do rodziców, aby przełamali barierę strachu i porozmawiali z policyjnymi specjalistami od przestępczości nieletnich. Tylko takie spotkanie powstrzyma falę agresji, która prędzej czy później zakończy się tragedią. – Gwarantujemy anonimowość – zapewnia rzeczniczka.
Marta Z., Rafał K. i Wiktoria J.: – Spotkamy się z policją, jeżeli da nam stuprocentową gwarancję, że nasze nazwiska nie zostaną nigdzie ujawnione. Naprawdę się boimy.
Inicjały rodziców zostały zmienione.
Żródło: gazeta.pl 30.01.2007