08.06.2010, wtorek – Hiszpania, Murcia
Relacja kibica GieKSy
Na zakończenie sezonu los zesłał mi i Mustafie wyjazd do Hiszpanii – czy mogło być lepiej? Po powrocie okazało się, że tak. Oprócz nas jechało jeszcze dwóch kumpli, tak samo spragnionych przygody, odpoczynku i alkoholu:) Ustaliliśmy, że taki wyjazd musi trwać dłużej i stanęło na 5-ciu dniach. Szybko uporaliśmy się ze sprawami organizacyjnymi i mogliśmy samochodem ruszyć do Bratyslavy (tam mieliśmy wylot do Alicante). Podróż minęła w dużym napięciu, by jak najszybciej znaleźć się na lotnisku. Przed odlotem zdążyliśmy jeszcze „coś” wypić – mianowicie winko, które zabrałem z domu i po kilka piwek:) Po przejściu kontroli, na bezcłowym kupiliśmy umilacza podróży – literek absoluta:) Lot miał opóźnienie, więc flaszkę zdążyliśmy otworzyć w przytulnym miejscu i kilka kolejek poszło…
Przed wejściem do samolotu trochę już pośpiewaliśmy:) W środku dopadł nas pech… Gdy chcieliśmy kulturalnie łyknąć kielicha pojawił się steward i bezczelnie zabrał nam flachę, zdążył jeszcze chuj pogrozić, że wezwie psiarnię… My bardziej się przejęliśmy tym, że do Alicante będziemy o suchym pysku, musieliśmy się zemścić na nim! Zaczęliśmy zamawiać hamburgery, że przez pół drogi ten szmaciarz miał pełno roboty, bo musiał je dla nas przygotować – pewnie i tak tam napluł… Przy wyjściu bez problemu odebraliśmy nasz trunek i mogliśmy iść na podbój Hiszpanii, bo psiarnia na nas nie czekała:) Wpakowaliśmy się do taryfy i kazaliśmy się zawieść nad morze. Miejscowi nie kumają za nic angielskiego, ale się dogadaliśmy. Po 1 w nocy byliśmy nad morzem i mogliśmy zaśpiewać: „jesteśmy zawsze tam!!!”. Mała kąpiel i zasiedliśmy na plaży, by zająć się spożywaniem alkoholu. Bardzo polubiliśmy miejscowe wino, które towarzyszyło nam do końca eskapady:) Tej nocy załapaliśmy się jeszcze na darmowy sex spektakl… jakieś dwa gołąbeczki bez ceregieli wpadły na plażę, rozebrali się do naga i hop do morza, oki – przecież to nic zbereźnego:) Jednak po wyjściu naszły ich amory, kobita zrobiła faciowi lodzika, a potem sam ziomek przeszedł do ataku. Najlepsze jest to, że nas widzieli jak sobie siedzimy:) My już mieliśmy nieźle wlane, ale zrobiliśmy szybką naradę, czy idziemy się dołączyć, może jak taka uczynna kobieta to i nam, by po gałce zrobiła?:) Zostaliśmy jednak przy winie:). Nad ranem poszukaliśmy taniego hostelu i spać:)
Gdy głowa przestała już tak mocno napierdalać to poszliśmy coś zjeść, a potem na zwiedzanie, które zajęło nam całe popołudnie. Następnie ruszyliśmy na plażę – tam spotkaliśmy znajomych z Polski i z nimi zagraliśmy w piłkę plażową:) Wygraliśmy, a wszystkie bramki strzelili GieKSiarze, czyli ja i Mustafa:) Wieczór zapowiadał się jeszcze ciekawej, bo ruszyliśmy na podbój nocnych klubów…. Do pokoju po kolei schodziliśmy się około 5, w niektórym przypadkach było potrzebne pomocne ramię kolegi
Po szpilu nie mamy powrotu do Alicante, a ciśnienie mamy w chuj, by tam wrócić (impreza), więc bierzemy taryfę i jedziemy. Dogadujemy się z nim, co do ceny i około 2 jesteśmy na miejscu. Dzień jak zawsze kończymy na imprezie
Ostatni dzień spędzamy na plażowaniu, gramy z bambusami w piłkę plażową i przegrywamy, bo nikt nie chciał ich dotykać:) Jednak kilka dobrych zagrań pokazujemy, ale bardziej się skupiamy, by nie brakło nam płynów w organizmie:) Nockę znowu spędzamy na imprezowaniu do rana
Powrót to zawsze męczarnia, a tym razem towarzyszyły nam jeszcze nerwy, bo jeden ziomek zgubił dokumenty (tak to jest jak się za dużo pije). Mieliśmy długo stracha, gdy potem jakimś cudem znalazł w torbie stary paszport i na lotnisku nikt się nie dojebał:) Jeszcze ostatnie przygody na Słowacji, gdzie złapała nas psiarnia za przekroczenie prędkości i naliczeniu mandatu 600 euro – jakoś się dogadaliśmy:) Potem już spokojny powrót do domu:) Na meczu obecnych 6-ciu GieKSiarzy (w zinie SK1964 nr 31 podano 7 katowiczan).
Źródło: zin SK1964 nr 24 (Katowice) sierpień 2010
Porażka nie tylko na boisku, ale też na sektorze. Większość to przypadkowe osoby, którym nie chciało się nawet śpiewać, żadnej większej kumatej ekipy i młynowy bez szczekaczki, ale za to z dziewczyną….. Jedynym godnym akcentem, który należy odnotować to oprawa – baloniada (przygotowali ją m.in. dwaj kibice GieKSy) i kilka odpalonych rac. Doping w tym momencie znacznie się polepszył i gwizdy miejscowych też nas zmotywowały:) Psiarnia bardzo brutalna, zawijała i pałowała każdego kto źle się popatrzył…. W przerwie zadyma pomiędzy psiarnią i emigrantami z Widzewa – szybko zakończona.
Źródło: zin SK1964 nr 31 (Katowice) marzec 2011