HOKEJ: CHL – GKS KATOWICE 2022 LIGA MISTRZÓW

01.09.2022, czwartek 18:15, GKS KATOWICE 4-5 RÖGLE ÄNGELHOLM (2:1, 1:0, 1:4)

Widzów: 1322

Relacja kibicowska

Historyczny występ hokeistów GKS-u Katowice w Lidze Mistrzów, przez działania prezesa Marka Szczerbowskiego również został objęty bojkotem przez najzagorzalszych fanów GieKSy. Była to na pewno najtrudniejsza decyzja, bo która inna ekipa zachowałaby konsekwencje swoich działań protestacyjnych i nie przyszła na mecze, na które czeka się całe życie? W klubie, na czele z Markiem, wszyscy myśleli, że bilety mimo to rozejdą się błyskawicznie, lecz po czasie uświadomili sobie, jak się mylili i jaka jedność panuje wśród fanatyków. Zarząd, wraz z Magistratem, rozpoczęli rozdawniczą dystrybucję po urzędach, zakładach pracy, a nawet środowiskach nieprzychylnych klubowi typu Naprzód Janów, by tylko wypełnić halę Jantor i uchronić się przed wstydem. Nakazano także wszystkim sekcjom pojawić się na tych meczach. Mimo tych działań nie udało się wypełnić lodowiska na Janowie, co przy normalnych relacjach z kibicami stałoby się pewnie w kilka godzin po rozpoczęciu dystrybucji biletów.
Każdy z obecnych tego dnia otrzymał na wejściu okazjonalny szal koloru żółtego, który miał być pierwszym z trzech do zdobycia podczas kolejnych spotkań w ramach Ligi Mistrzów w Katowicach. Na trybunach pojawiła się także grupa ok. 15 osób ze Szwecji z małą flagą z herbem, kilka razy zaznaczając swoją obecność. Co do Katowiczan to wydarzenia na tafli, gdzie GieKSa utrzymywała prowadzenie przez dłuższy czas z faworyzowana drużyną z Ängelholm, spowodowały, że zgromadzone pikniki dopingowały niemal tak głośno, jakby był to zorganizowany wokal. Hokeiści GieKSy pokazali, że nie są chłopcami do bicia i są w stanie powalczyć o punkty w ramach europejskich rozgrywek.

Relacja sportowa

GKS Katowice: Murray (Miarka) – Kolusz, Rompkowski, Krężołek, Pasiut, Fraszko – Wanacki, Mikkola, Magee, Monto, Lehtonen – Kruczek, Wajda, Olsson, Pulkkinen, Blomqvist – Prokurat, Musioł, Bepierszcz, Smal, Hitosato

Rögle Ängelholm: Clang (Rifalk) – Jonsson, Sund, Zaar, Tambellini, Everberg – Lesund, Mozik, Stal Lyneräs, Kasper, Larsson – Kapla, Wallinder, Rosdahl, Bengtsson, Sheen – Ljungman, Engström, Sjödin, Niederbach, Tärnström

Wyjątkowy dzień w historii hokeja na lodzie w Katowicach stał się faktem. GKS Katowice podejmował szwedzki zespół Rögle Angelholm w swoim pierwszym meczu Hokejowej Ligi Mistrzów. Wagi spotkaniu dodawał fakt, że rywal GieKSy bronił mistrzowskiego tytułu CHL. Naprzeciwko mistrza Polski stawali tak znakomici zawodnicy jak m.in. Adam Tambellini, Dennis Everberg czy Willian Wallinder.

Już w pierwszej minucie posmakowaliśmy szalonego hokeja i wielkich emocji. W 23. sekundzie meczu Tony Sund zaskoczył Murray’a strzałem przy lewym słupku i mistrz CHL prowadził… by 9 sekund później stracić prowadzenie po szarży Lehtonena i wbiciu krążka z bliska do bramki przez Brandona Magee! Jakby tego było mało, w 5. minucie Grzegorz Pasiut po podaniu Fraszki przymierzył obok bezradnego Clanga i niespodziewanie prowadziliśmy z Rogle! Szwedzki zespół pozostawał w szoku i pozwolił GieKSie na kilka groźnych okazji, a potem przystąpił do ataku, korzystając z kar dla Magee i Kolusza. Drużyna trenera Płachty mądrze się broniła i nie pozwalała faworytom na wiele, oddalając ich od strefy lodowiska bezpośrednio przed bramkarzem, co sprawiło, że po pierwszej tercji na tablicy wyników oglądaliśmy sensacyjny i bardzo radosny wynik 2:1.

Co więcej, już w 25. minucie po okresie dość spokojnej gry podwyższyliśmy prowadzenie po uderzeniu Fraszki, który dobił strzał Krężołka! Podwyższenie prowadzenia dodało nam skrzydeł, natomiast szwedzki rywal nie miał żadnego pomysłu na poprawę swojej gry i zdobywanie kolejnych goli. Pojawiła się okazja na kolejne bramki w okresie gry w podwójnej przewadze po nerwowych zagraniach przeciwników, ale ostatecznie nie została ona wykorzystana. Z kolei Rogle próbowało swoich sił po karze dwóch minut dla Blomqvista, ale GKS umiejętnie blokował ich strzały, a sami gracze zs Szwecji nie grzeszyli celnością. Koniec końców po dwóch tercjach piękny sen trwał.

Dla ekipy z Angelholm ostatnie 20 minut było praktycznie o życie w tym spotkaniu, nic więc dziwnego, że ekipa trenera Abbota zwarła szyki i nacierała na nasza bramkę. Niecałe dwie minuty po starcie tercji Rogle zdobyło bramkę kontaktową po solowej akcji Rileya Sheena, który niepilnowany przymierzył w okienko. Nie zdążyliśmy ochłonąć po tym trafieniu, a niecałe dwie minuty potem przegrywaliśmy 3:4 po błyskawicznych bramkach Tambelliniego i Sheena, co mocno sprowadziło nas na ziemię. Wydawało się, że trudno będzie się podnieść po takich bezlitosnych ciosach, ale w 47 .minucie Hampus Olsson po solowej akcji dobił swój strzał i dał nam remis. Dosłownie kilkanaście sekund później Jonsson wykorzystał przy linii niebieskiej jedną chwilę zawahania naszej obrony i znów przegrywaliśmy. Do końca spotkania nie padła żadna bramka mimo intensywnej, odważnej gry z obu stron i gry GKS-u bez bramkarza. Debiut w CHL okazał się przegrany, ale cały GKS Katowice zasłużył na wielkie brawa za swoją postawę w całym starciu.

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

GKS Katowice – Rogle Angelholm 4:5  (2:1, 1:0, 1:4)

0:1 Ludwig Sunt (Marco Kasper, Ludwig Larsson) 0:23
1:1 Brandon Magee (Mathias Lehtonen) 0:23
2:1 Grzegorz Pasiut (Bartosz Fraszko) 05:23
3:1 Bartosz Fraszko (Grzegorz Pasiut) 24:21
3:2 Riley Sheen (Anton Bengston) 41:44
3:3 Adam Tambellini (Wiiliam Wallinder) 43:45
3:4 Rolley Sheen (Kim Rosadhl,Vojtech Mozik) 44:05
4:4 Hampus Olsson 46:32
4:5 Samuel Jonsson (Lindus Sjodin, Tony Sund) 47:02

W czwartek 1 września 2022 roku zadebiutowaliśmy w Champions Hockey League, a naszym przeciwnikiem była szwedzka drużyna Rogle BK, która w poprzednim sezonie wygrała te rozgrywki.

Przyjezdni od początku ruszyli na bramkę Johna Murraya, czego efektem był gol w 22.sekundzie, ale po 10. sekundach za sprawą Brandona Magee doprowadziliśmy do remisu. Zaraz po zdobyciu wyrównującego gola musieliśmy grać po raz pierwszy w tym meczu w osłabieniu, jednak udało się nie stracić gola, a po powrocie na lód ukaranego Brandona Magee, inicjatywę przejęła GieKSa, czego efektem była bramka na 2:1 zdobyta przez naszego kapitana. Grzegorz Pasiut nie dał szans Call’owi Clangowi oddając strzał tuż nad parkanem bramkarza Rogle. W 9. minucie karę techniczną za nadmierną liczbę zawodników na lodzie otrzymała drużyna Rogle, jednak ani razu nie zagroziliśmy bramce Calle Clanga, a co gorsze zaraz po powrocie Szweda, karę dwóch minut za spowodowanie upadku przeciwnika otrzymał Marcin Kolusz. Przyjezdni chcieli wykorzystać ten okres gry w przewadze, jednak nasz bramkarz nie dał się pokonać mimo groźnych strzałów Sunda, Rosadahla czy Kaply. Po zakończeniu kary ubiegłoroczni triumfatorzy Champions Hockey League zamknęli nas w hokejowym zamku, uniemożliwiając dokonania zmiany zawodników, ale na całe szczęście wynik do końca pierwszej tercji nie uległ zmianie.

Druga tercja spotkania rozpoczęła się od próby Marcina Koluza, który strzałem spod niebieskiej linii zatrudnił Calla Clanga. Jednak z upływem czasu inicjatywę przejęli goście, którzy za wszelką cenę dążyli do wyrównania, jednak my mądrze się broniliśmy i w bramce był czujny John Murray. W 24. minucie Shigeki Hitosato przytrzymał krążek w tercji ataku odegrał do Wanackiego, ale ten nie trafił czysto w krążek. Chwilę później Bartosz Fraszko wyprowadził szybką kontrę, wjecha do tercji ataku, odegrał do naszego kapitana, który oddał mocny strzał, który odbił golkiper gości a Bartosz Fraszko strzałem z powietrza zdobył trzecią bramkę dla GieKSy. Po utracie tej bramki hokeiści Rogle rzucili się do odrabiania strat, ale strzały Williama Walindera i Marco Kaspera padły łupem Johna Murraya. Katowiczanie na te strzały odpowiedziały kontrą dwa na jeden Joona Monto zagrał do Brandona Magee, jednak strzał tego drugiego nie sprawił problemów golkiperowi gości. W 29. minucie karę za przeszkadzanie otrzymał Erlend Lessund, a po upływie minuty na ławkę kar został odesłany drugi zawodnik gości, lecz grając 5 na 3, nie potrafiliśmy nawet założyć zamka. Co więcej, przez praktycznie 3 minuty gry w przewadze jedyny celny strzał oddał Marcin Kolusz. W 35. minucie na dwuminutowy odpoczynek został odesłany Christian Blumqvist. Przyjezdni momentalnie założyli hokejowy zamek, jednak nie potrafili pokonać Johna Murraya. W 39. minucie strzałem po lodzie okazji na drugą bramkę dla gości szukał Marco Kasper, jednak strzał był zbyt czytelny. Drugą tercję wygrywamy 1:0.

Ostatnie 20 minut inauguracyjnego meczu GieKSy w Champion Hockey League rozpoczeła się od gola kontaktowego dla drużyny Rogle. Na początku 42. minuty Riley Sheen oddał precyzyjny strzał spod niebieskiej linii i nie dał szans na skuteczną interwencję nasemu bramkarzowi. Po upływie kolejnych dwóch minutach Szwedzi zdobywają dwie bramki. Najpierw Adam Tambellini doprowadził do remisu, a po upływie 20. sekund Riley Sheen W 47. minucie do remisu doprowadził Hamous Olsson, który oddał strzał, a Calle Clang odbił “gumę”, do której dopadł ponownie Olsson, wyczekał bramkarza gości i doprowadziłdo remisu. Radość z remusu nie trwała długo, bo zaledwie pół minuty. Tyle czasu wystarczyło Szwedom, by wyjść ponownie na prowadzenie. Samuel Jonsson oddał strzał po lodzie z niebieskiej linii, po którym krążek przeleciał pod parkanami Johna Murraya. Po tej bramce próbowaliśmy za sprawą Grzegorza Pasiuta, Macieja Kruczka i Brandona Magee doprowadzić do remisu, jednak wynik nie uległ zmianie. W ostatniej minucie trener Jacek Płachta postawił wszystko na jedną kartę i ściągnął Johna Murraya. Niestety mimo naporu w ostatnich sekundach meczu, nie udało się doprowadzić do wyrównania i ostatecznie po emocjonującym meczu przegrywamy 4:5.

Źródło: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: gkskatowice.eu

FOTOGALERIA: GieKSiarze.pl

FILM: 01.09.2022 LM: GKS Katowice – Rögle Ängelholm

FILM: 01.09.2022 LM: GKS Katowice – Rögle Ängelholm KULISY

03.09.2022, sobota 18:00, GKS KATOWICE 2-1 ZSC LIONS ZURICH (0:0, 0:1, 1:0, d. 1:0)

Widzów: 1302

Relacja kibicowska

Drugim spotkaniem w ramach Ligi Mistrzów w Katowicach, był mecz z drużyną ze szwajcarskiego Zurichu. Ten mecz także był objęty bojkotem fanatyków, a na trybunach mimo dobrego występu naszych hokeistów podczas ostatniego meczu, zjawiło się jeszcze mniej ludzi, którym wciskano bilety, by zapełnić lodowisko Jantor. Tym razem, na wejściu każdy otrzymywał okazjonalny szal koloru zielonego, a hokeiści tak jak poprzednio również mogli liczyć na doping ze strony zgromadzonej piknikowej publiki, tym bardziej że spotkanie wygrali i zdobyli pierwsze, historyczne punkty w Lidze Mistrzów!
Na meczu obecna była również ok. 40-osobowa grupa szwajcarskich fanów, którzy prezentowali się bardzo dobrze. Widać było, że to zorganizowana grupa, gdyż na hale przyszli wszyscy razem ze śpiewem na ustach, który kontynuowali podczas meczu. Na bandzie powiesili dużo malutkich flag oraz posiadali też kilka na kiju. Na początku zaprezentowali szarfy w barwach klubowych w asyście transparentu „ZURYCH”.

Relacja sportowa

GKS Katowice: Murray (Miarka) – Kolusz, Rompkowski, Krężołek, Pasiut, Fraszko – Mikkola, Wanacki, Magee, Monto, Lehtonen – Kruczek, Wajda, Olsson, Pulkkinen, Blomqvist – Prokurat, Musioł, Hitosato, Smal, Bepierszcz

ZSC Lions Zurich: Waeber (Hrubec) – Weber, Geering, Holleinstein, Roe, Andrighetto – Trutmann, Lehtonen, Bodenmann, Wallmark, Texier – Baltisberger, Marti, Riedi, Lammikko, Bachofner – Henry, Guebey, Diem, Sigrist, Truog

W drugim domowym meczu Hokejowej Ligi Mistrzów podejmowaliśmy szwajcarskie ZSC Lions Zurich, w składzie którego występuje brat Matiasa Lehtonena – Mikko. Mecz symbolicznie rozpoczął były hokeista GieKSy i jej legenda Andrzej Tkacz, który w swoje karierze występował także w szwajcarskim ZSC.

Tak jak można było się spodziewać, John Murray miał parkany pełne roboty już od pierwszych sekund meczu, a GKS nastawił się na pracę we własnej tercji i rozbijanie ataków rywala, który szukał swobodnie okazji do strzałów w każdym sektorze. Sygnał do ataku dał Bartosz Fraszko po solowej akcji, potem z ostrego kąta strzelal też Grzegorz Pasiut, ale to Szwajcarzy mieli bardziej klarowne sytuacje i zdecydowanie przeważali w statystyce strzałów. Przetrzymaliśmy grę w osłabieniu po karze dla Jakuba Wanackiego, czego efektem była większa pewność siebie i pierwsza naprawdę groźna sytuacja Grzegorza Pasiuta z 10. minuty. Do końca tercji stworzyliśmy sobie jeszcze kilka szans na gola, a o dużym pechu mógł mówić Bartosz Fraszko, bo krążek po jego strzale odbił się od parkanu Waebera i zmierzał do bramki Lions, jednak został wybity przez obronę. Odważna końcówka tercji w wykonaniu naszej drużyny była obiecującym prognostykiem dalszej części meczu.

Przez długie minuty prezentowaliśmy pragmatyczny, konswekwentny hokej obliczony na wytrącanie rywala z rytmu gry. John Murray spokojnie interwenował przy niebezpiecznych zagraniach Wallmarka i Bachofnera, poza tym szczęścia z dalszej okazji szukali Mikkola i Olsson. Publiczność oklaskiwała wygrane starcia hokeistów GieKSy pod bandami i Wanackiego, który wdał się w krótką szarpaninę z rywalem. Gdy wydawało się, że będziemy kontrolować wynik do końca tercji, w 37. minucie niepilnowany Dominik Diem z bulika uderzył po słupku nie do obrony dla Murray’a i otworzył wynik spotkania. Szwajcarzy nie wykorzystali momentu dekoncetracji GieKSy, która po tej bramce straciła nieco pewności siebie, za to tuż przed końcową syreną odgryźliśmy się próbami Magee i Pasiuta.

Nie tracilismy wiary i walczyliśmy o swoje mimo przewagi oponentów, co potwierdził niesygnalizowany strzał Blomqvista na starcie trzeciej tercji. W grze utrzymywał nas Murray, który ofiarnie interweniował mimo naporu ZSC Lions w tercji GieKSy. Szansa pojawiła się po karze 2+2 minuty dla Guebeya za potraktowanie Fraszki bokserskim ciosem, a następnie po przewinieniu Bachofnera. Szwajcarzy nie wyszli szczęśliwie z opresji, bo w 51. minucie Bartosz Fraszko dobił krążek z bliska w zamieszaniu pod bramką i dał nam remis! To sprawiło, że temperatura na lodzie podniosła się na dobre, a hokeiści nie szczędzili sobie „uprzejmości”. Do końca meczu broniliśmy bramki jak oblężonej twierdzy, ostatecznie doprowadziliśmy do dogrywki 3 na 3, a zarazem zdobyliśmy pierwszy punkt w CHL! Murray bronił jak w transie, Blomqvist miał akcję sam na sam, innymi słowy – działy się rzeczy szalone. A sfinalizował ten wieczór Grzegorz Pasiut, ktory dał nam ZWYCIĘSTWO strzałem pod poprzeczkę na 20 sekund przed końcem!

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

GKS Katowice — ZSC Lions Zurych 2:1 (0:0, 0:1, 1:0,1:0)
0:1 Dominik Diem (Mikko Lehtonen, Justin Sigirst) 36:44
1:1 Bartosz Fraszko (Grzegorz Pasiut, Patryk Krężołek) 50:43,5 na 3
2:1 Grzegorz Pasiut 64:40

W sobotę 3 września została rozegrana druga kolejka Champions Hockey League, w ramach której na lodowisku “Jantor” zmierzyliśmy się z drużyną ZSC Lions Zurych. Szwajcarzy są aktualnymi wicemistrzami szwajcarskiej hokejowej ligi. Co ciekawe, spotkanie to było bratobójczym pojedynkiem braci Lehtonen. W naszej drużynie zagrał Mathias Lehonen, a w drużynie gości Mikko Lehtonen. Przed rozpoczęciem meczu nasz były bramkarz Andrzej Tkacz rzucił krążek na lód.

Już na początku drugiej minuty meczu karę otrzymał Jakub Wanacki. Szwajcarzy momentalnie założyli zamek i szukali okazji do otwarcia wyniku meczu, ale John Murray nie dał się zaskoczyć po strzale Denis Hollensteina. Na zasłużenie zasługuje interwencja naszego bramkarza w 3. minucie, kiedy to John Murray zdążył się przemieścić na drugi słupek i parkanem odbić strzał Lucasa Wallmarka. W 5. minucie Grzegorz Pasiut dograł do wyjeżdżającego na dobrą pozycję Bartosza Fraszki, jednak jego strzał był zbyt czytelny i bramkarz gości bez problemu złapał krążek. W 10. minucie Grzegorz Pasiut był blisko zdobycia pierwszej bramki dla GieKSy, ale przegrał pojedynek jeden na jeden z Ludoviciem Waeberem. W 18. minucie meczu byliśmy bliscy otwarcia wyniku meczu po dobrej akcji pierwszego ataku — Grzegorz Pasiut zagrał zza bramki przyjezdnych do Bartosza Fraszki, ten oddał strzał, ale w ostatniej chwili “gumę” prawie z linii bramkowej wybił Mikko Lehtonen. W końcowych fragmentach mieliśmy trzy dobre okazje do wyjścia na prowadzenie, ale próby Teemu Pulkkinena, Bartosza Fraszki czy Grzegorza Pasiuta nie znalazły drogi do bramki. Bezbramkowym remisem zakończyła się pierwsza tercja.

Podobnie jak w pierwszej tercji Szwajcarzy rozpoczęli od sporego naporu na naszą bramkę. Już na początku drugiej tercji meczu zakotłowało się pod naszą bramką za sprawą Garreta Roe, jednak nie zdołał on pokonać Johna Murraya. W 3. minucie w sytuacji sam na sam znalazł się Jarome Bachofner, ale musiał uznać wyższość naszego bramkarza. W odpowiedzi Mikko Miola strzałem spod niebieskiej próbował zaskoczyć Ludovicia Waebera. W 30. minucie Hamous Olsson oddał strzał zza koła bulikowego, jednak wynik nie uległ zmian. W 31. minucie instynktownie broni John Murray strzał Alexandra Texiera. W 36. minucie swoich okazji szukali wicemistrzowie Szwajcarii za sprawą Lucasa Wallmarka i Yannicka Wbera. W 37. minucie goście za sprawą Dominika Diema otwarli wynik spotkania. Szwajcarski napastnik otrzymał podanie z okolic koła bulikowego od Justina Sigirsta i strzałem po długim rogu pokonał Johna Murraya. O dziwo ta bramka podziałała jak przysłowiowa płachta na byka i GieKSa ruszyła do odrabiania wyniku, ale swoje dobre okazje zmarnowali Brandon Magee i Grzegorz Pasiut. Po 40 minutach przegrywaliśmy 0-1.

W odróżnieniu od pierwszej i drugiej tercji trzecią odsłonę z większym animuszem rozpoczęli gospodarze. W 43. minucie Christian Blomqvist strzałem z korytarza między bulikowego próbował doprowadzić do wyrównania. Jednak w 45. minucie sędziowie nałożyli na nas karę techniczną za nadmierną liczbę zawodników na lodzie i przez najbliższe dwie minuty musieliśmy się bronić w osłabieniu. Dzięki mądrej grze w obronie Szwajcarzy nie potrafili w tym okresie zagrozić naszej bramce. Po zakończeniu kary nałożonej na GieKSę ruszyliśmy do ataku. Po raz kolejny dobrą okazję zmarnował Wanacki. W 46. minucie karę 4 minut otrzymał Enzo Guebey. W 50. minucie na ławkę kar został odesłany Jerome Bachofner. Po tych karach graliśmy w przewadze 5 na 3, czego efektem była bramka na 1:1 autorstwa Bartosza Fraszki, który dobił strzał Grzegorza Pasiuta i pokonał Ludovica Waebera. Chwilę później doszło do spięcia między Bartoszem Fraszko i Christianem Martinem, za co obaj zostali odesłani na ławkę kar. W 54. minucie sędziowie odesłali do boksu kar Joonę Monto, a chwilę później mocnym strzałem spod niebieskiej goście próbowali odzyskać prowadzenia, lecz po raz kolejny John Murray pokazał, że zna się na swoim fachu. Na 17 sekund przed końcem kary Joony Monto Bartosz Fraszko urwał się szwajcarskim obrońcom i strzałem spod bandy próbował zdobyć gola w osłabieniu. W 57. minucie John Murray popisał się fenomenalną interwencją, broniąc strzał Dominika Diema z bliskiej odległości. Do końca tercji mądrze się broniliśmy, czego efektem była dogrywka, a to znaczy, że zdobyliśmy historyczny punkt w Champions Hockey League!!!

Pięciominutową dogrywkę rozpoczęliśmy od spokojnej i uważnej gry w ataku, jednak później do głosu doszli goście, ale strzały gości padały łupem naszego bramkarza. W odpowiedzi Christian Blumqvist minimalnie przestrzelił. Szwajcarzy po raz kolejny nie potrafili znaleźć sposobu na Johna Murraya. Na 20 sekund przed końcem meczu Grzegorz Pasiut zdobył drugiego i zwycięskiego gola, ale najpierw sędziowie musieli dokonać analizy wideo, czy przy tym trafieniu nie było spalonego w polu bramkowym. Wygraliśmy 2-1, mimo iż przyjezdni grali lepiej technicznie, kreowali grę i stwarzali bardziej dogodne sytuacje bramkowe, to jednak my sercem i ambicją nadrabialiśmy braki w hokejowym rzemiośle i w bramce mieliśmy Johna Murraya, który czasami dokonywał niemożliwego.

Źródło: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl (2)

FOTOGALERIA: GieKSiarze.pl

FOTOGALERIA: gkskatowice.eu

FILM: 03.09.2022 LM: GKS Katowice – ZSC Lions Zurich

FILM: 03.09.2022 LM: GKS Katowice – ZSC Lions Zurich KULISY

08.09.2022, czwartek 19:45,  ZSC LIONS ZURICH 5-1 GKS KATOWICE (1:0; 2:0; 2:1)

Relacja GieKSiarza

W kwietniu nasza hokejowa drużyna została po 52 latach Mistrzem Polski. Choć europejskich pucharów zasmakowaliśmy już kilka lat wcześniej w Belfaście, gdzie były rozgrywane dwa turnieje Pucharu Kontynentalnego, to teraz przyszło nam zagrać w bardziej prestiżowej Lidze Mistrzów. Los nie był dla nas zbyt łaskawy, bo na pierwszy ogień dostaliśmy czwartkowy Zurych i sobotnie Angelholm, czyli stosunkowo odległe i bardzo drogie, jak na kieszeń polskiego kibica, miejsca. Do tego mecze odbywały się w odstępie 38 godzin, co powodowało, że logistyka też nie była najprostsza. Może gdyby sytuacja na linii kibice-klub wyglądała inaczej, to dałoby się to załatwić prościej (np. udostępnić miejsca w czarterze). W każdym razie fani GieKSy do Zurychu dostali się z kilku części Europy drogą lądową i powietrzną. Każdy podróżował na własną rękę lub w mniejszych grupach.

Mecz, tak naprawdę z powodu remontu, nie odbywał się w Zurychu, lecz w pobliskim Dübendorfie. Młyn miejscowych wywiesił kilka flag i zaprezentował na otwarcie oprawę przedstawiająca sektorówkę z panoramą i czerwone szarfy. My byliśmy obecni w ok. 100 szali, a w naszym sektorze powiewa biało-czerwona flaga. Na przedzie wywiesiliśmy baner „SZCZERBOFFSKI” skierowany do „prezesa”, któremu po meczu jeden z fanów nie szczędził szczerych słów. Wracając jednak do meczu, to mimo niekorzystnego wyniku dopingowaliśmy bardzo dobrze cały mecz. Apogeum przypadło na trzecią tercję, gdzie z każdą straconą bramką nasz doping przybierał na sile, a przez kilka minut odbywało się to też bez koszulek.

Dość powiedzieć, że po meczu, gdy w około 20 osób wybieraliśmy się na pociąg, trafiliśmy na ekipę gospodarzy. Myślę, że wielu z nas szykowało się już w głowie na konfrontację, a fani ZSC Lions w tym momencie nagrodzili nas brawami za postawę na hali i powtarzali, że jeszcze takiego dopingu nie uświadczyli.

Giszowiec obecny w 10 głów, co stanowiło najliczniejszą grupę.

Relacja sportowa

ZSC Lions Zurich: Hrubec (Waeber) – Weber, Lehtonen, Sigrist, Roe, Andrighetto – Kukan, Marti, Bodenmann, Wallmark, Texier – Meier, Geering, Baltisberger, Lammikko, Bachofner – Trutman, Sopa, Truog, Diem, Riedi.

GKS Katowice: Murray (Miarka) – Kolusz, Rompkowski, Krężołek, Pasiut, Fraszko – Mikkola, Wanacki, Magee, Monto, Lehtonen – Wajda, Kruczek, Olsson, Pulkkinen, Blomqvist – Maciaś, Musioł, Bepierszcz, Smal, Hitosato.

Hokejowa Liga Mistrzów wysłała GKS Katowice do urokliwego Zurychu, gdzie podopieczni trenera Jacka Płachty zmierzyli się z ZSC Lions. Pierwsze spotkanie pomiędzy zespołami zakończyło się zaskakującym zwycięstwem GieKSy po bramce Grzegorza Pasiuta w dogrywce. Na lodowisku w Dübendorf (nowa arena ZSC zostanie wkrótce oddana do użytku, dlatego mecze były rozgrywane na rezerwowej) gospodarze chcieli jak najszybciej podkreślić przewagę talentu. W 3. minucie naszą defensywę zaskoczył Willi Riedi, który wyjechał sam na sam z Johnem Murrayem i otworzył wynik meczu. Bynajmniej nie był to początek dominacji. GieKSa była w stanie rywalowi odpowiedzieć. Idealna okazja przytrafiła się podczas pięciominutowej gry w przewadze po przewinieniu Lucas Wallmarka. Przed szansą dwukrotnie stanął Grzegorz Pasiut, a w końcówce kary oko w oko z Simonem Hrubecem był Teemu Pulkkinen. Nie potrafił jednak ułożyć się do dobrego strzału.

Ostatecznie na drugą tercję zespoły wracały z wynikiem 1:0 dla ZSC, ale z całą pewnością nie oglądaliśmy przygniatającej przewagi rywala, co sugerowało, że katowiczanie są gotowi znacząco faworytowi utrudnić zadanie. W 26. minucie spotkania skórę uratował nam Murray, który w akcji sam na sam zatrzymał znanego z NHL Alexandra Texiera. Dwie minuty później wątpliwości nie pozostawił Dean Kukan, który przymierzył celnie po podaniu z bulika i podwyższył prowadzenie ZSC. Gol numer trzy padł w jednej z następnych akcji, gdy w zamieszaniu pod bramką najlepiej odnalazł się Justin Sigrist. Katowiczanie pod koniec tercji mieli swoje szanse, gdy na ławkę kar zjechał jeden z rywali. Pasiut wyjechał już sam na sam z bramkarzem i długo mierzył, by w końcu przedrzeć się przez Simona Hrubeca. Ten jednak potwierdził swoją klasę instynktownie zatrzymując strzał naszego kapitana.

Na trzecią odsłonę meczu wracaliśmy więc z wynikiem 3:0 dla gospodarzy. Sytuacja była trudna, ale GieKSa nie miała zamiaru złożyć broni. Zaraz na starcie Bartosz Fraszko wyjechał sam na sam i szukał miejsca pomiędzy parkanami Hrubeca. Ten zorientował się w zamiarach i zamknął przestrzeń. Kilkadziesiąt sekund później czwartą bramkę dla gospodarzy strzelił Christian Marti. Na tym jednak emocje się nie skończyły. Goście po raz drugi w tym meczu grali w przewadze jednego gracza przez pięć minut. Znów mierzył Pasiut, następnie próbował Fraszko. Gospodarze pozostali jednak nieugięci i skutecznie strzegli własnej bramki. Zaraz po powrocie do gry w pełnych zestawieniach Mikko Lehtonen przekierował strzał kolegi i było już 5:0. GieKSa sposób na Hrubeca znalazł w ostatniej minucie, za sprawą Grzegorza Pasiuta w przewadze. Ostatecznie musieliśmy uznać wyższość rywala.

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

ZSC Lions Zurich — GKS Katowice  5:1 (1:0, 2:0, 2:1)

1:0 Willi Riedi (Yannick Weber) 2:19
2:0 Dean Kukan (Domini Diem)  27:11
3:0 Justin Sigirst (Willi Riedi, Mikko Lehtonen) 29:07
4:0 Christian Marti ( Yannick Weber) 41:01
5:0 Mikko Lehtonen 51:00
5:1 Grzegorz Pasiut (Brandon Magee, Bartosz Fraszko) 59:28 5/4

W czwartek 8 września w Zurichu rozegraliśmy rewanżowe spotkanie z ZSC Lions Zurich. W pierwszym spotkaniu, które rozegrane zostało w ubiegłą sobotę na Jantorze wygraliśmy 2:1 po dogrywce. W tym spotkaniu jednak w rewanżu gospodarze odrobili lekcję z poprzedniego starcia i wygrali 5:1, mimo iż w całym meczu otrzymali aż 36 karne minuty.

Spotkanie rozpoczęło się od uważnej gry w obronie naszej drużyny, jednak w 3. minucie meczu błąd w ustawieniu naszej obrony wykorzystał William Riedi, który w sytuacji sam na sam nie dał szans na skuteczną obronę Johnowi Murrayowi. W 5. minucie Christian Blumqvist zagrał zza bramki do Mateusza Rompkowskiego, ale jego strzał nie sprawił problemów szwajcarskiemu bramkarzowi. W 7. minucie gospodarze bliscy byli podwyższenia prowadzenia, jednak dobrze był ustawiony nasz bramkarz. W 9. minucie Lucas Wallmark za atak od tyłu na Mateusza Bepierszcza otrzymał karę 5 +20 minut, co oznacza, że przez 5 minut graliśmy w przewadze. W pierwszej minucie przewagi strzał Marcina Kolusza minimalnie minął bramkę miejscowych, a próba Grzegorza Pasiuta czy Teemu Pullkinena obronił Simon Hrubec. Na 1:53 przed końcem pięciominutowej kary, arbitrzy nałożyli obustronne wykluczenia — w drużynie ZSC Lions Zurich karę dwóch minut za zahaczanie otrzymał Garrett Roe, a w GieKSie Marcin Kolusz za symulowanie. Niestety nie udało się nam w okresie gry w przewadze doprowadzić do remisu. Do końca tercji obie drużyny skupiły się na uważnej grze w obronie, przez co żadna z drużyn nie stworzyła sobie klarownych sytuacji. W ostatnich sekundach pierwszej tercji Teemu Pullkinen w ostatniej chwili został zablokowany, a w odpowiedzi John Murray odbił strzały Deana Kukana i Juho Lammikko.

Druga tercja rozpoczęła się od kontry GieKSy 2 na 1 Grzegorz Pasiut odegrał do Marcina Kolusza, jednak ten ostatni został zablokowany. W 24. minucie strzelec pierwszej bramki strzałem zza koła bulikowego oddał strzał z półobrotu, jednak Johny Murray bez problemów obronił ten strzał. W 25. minucie Garrett Roe wypatrzył na czystej pozycji Alexandra Texiera, który znalazł się sam na sam z naszym bramkarzem, jednak tym razem zwycięsko z tego pojedynku wyszedł bramkarz GieKSy. Chwilę później umiejętności Johna Murraya sprawdził Chris Baltisberger. Ale co się odwlecze to nie uciecze. W 28. minucie Dominik Deam wygrał bulik w tercji ataku, odegrał do Deana Kukana, a ten nie dał szans naszemu bramkarzowi. Jeszcze się nie otrząsnęliśmy po utracie drugiej bramce, a było już 3:0. Justin Sigirst dopadł do krążka za naszą bramką, objechał ja i umieścił “gumę” nad leżącym Johnem Murrayem. Po utracie trzeciego gola szukaliśmy okazji na zdobycie pierwszej bramki w tym meczu, jednak próby Matiasa Lehtonena, Jakuba Wanackiego wyłapał Simon Hrubec. W odpowiedzi gospodarze próbowali podwyższyć prowadzenie, ale John Murray obronił strzał Willi’ego Rieda. W 37. minucie Christian Marti otrzymał karę mniejszą, jednak mimo kilku prób Simon Hrubec nie dał się pokonać. Po 40. minutach przegrywaliśmy 0:3.

Już w 25. sekundzie trzeciej tercji Bartosz Fraszko znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy, a niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i w 61. sekundzie gospodarze podwyższyli prowadzenie na 4:0. W 45. minucie meczu Joona Monto będący bez krążka został zaatakowany bezpardonowo przez Kyena Sopa. Sędziowie po analizie wideo na zawodnika gospodarzy karę 5 miut. Już na początku tej kary Grzegorz Pasiut znalazł się w dogodnej sytuacji, by zdobyć pierwszą bramkę dla nas, jednak na przeszkodzie stanął ponownie szwajcarski bramkarz. W 47. minucie strzałem po lodzie okazji na gola dla GieKSy szukał Christian Blumqvist, jednak jego strzał nie sprawił problemów bramkarzowi ZSC Lions Zurich, podobnie jak próba Bartosza Fraszki. Po powrocie Kyena Sopa ZSC Zurich podwyższył wynik na 5:0. Z niebieskiej linii uderzył Mikko Lehtonen, a zasłonięty John Murray, przepuścił krążek między parkanami. Ten gol całkowicie uspokoił grę miejscowych, jednak przyjezdni dążyli do zdobycia, chociaż honorowego gola. W 57. minucie karę dwóch minut otrzymał Mikko Nikola, co dla Szwajcarów było dopiero pierwszą okazją grą w przewadze w tym meczu, jednak tej okazji nie wykorzystali. Na 40 sekund przed końcem meczu po raz kolejny zagraliśmy w przewadze. Po upływie 8 sekund gry w przewadze Grzegorz Pasiut strzałem po długim rogu zdobył honorowego i zasłużonego gola dla GieKSy.

Gospodarze, którzy podrażnieni porażką na Jantorze wzięli srogi odwet na GieKSie, jednak moim zdaniem nie mamy się czego wstydzić, bo zaprezentowaliśmy dobry, zdyscyplinowany hokej, a co więcej nie łapaliśmy kar. Z przebiegu meczu gospodarze tylko raz mieli możliwość grania w przewadze, jednak patrząc w drugą stronę, to graliśmy dwukrotnie w przewadze przez 5 minut i nie potrafiliśmy znaleźć sposobu na bramkarza gospodarzy. Teraz przed naszymi hokeistami podróż ze Szwajcarii do Szwecji, gdzie zmierzymy się w sobotę z drużyną Rogle BK.

Źródło: GieKSa.pl

FILM: 08.09.2022 LM: ZSC Lions Zurich – GKS Katowice

10.09.2022, sobota 14:35, RÖGLE ÄNGELHOLM 5-1 GKS KATOWICE (2:0; 1:1; 2:0)

Relacja GieKSiarza

Po Szwajcarii przeszedł czas na szwedzkie Angelholm, co dla obecnych w Zurichu oznaczało 1400-kilometrową podróż. Tutaj tez nie było zorganizowanego wyjazdu i każdy na własny sposób wyruszył na podbój Europy. Na wyróżnienie zasługują fani z Anglii, którzy wybrali się w prawie 5000-kilometrową podróż i odwiedzili obydwa mecze wesołym samochodem, czy też jeden z fanatyków z Burowca, który prawie całą trasę pokonał pociągami. Warto też wspomnieć o jednym z emigrantów, który pomiędzy Szwajcarią i Szwecją miał międzylądowanie na… Majorce. Tak naprawdę, co kibic to osobna historia, bo to te eskapady będą bardziej wspominane niż same mecze.

Ogólnie w Skandynawii fani GieKSy pojawili się na wiele sposobów i nocowali zarówno w Danii, jak i w Szwecji. Duża grupa wybrała się do Angelholm pociągiem. W drodze z dworca na halę trafiliśmy przypadkowo na mecz żeńskiej trzeciej ligi szwedzkiej. Weszliśmy na trybuny i rozwiesiliśmy flagę VIP oraz baner Szczerboffski i przez kilka minut prezentowaliśmy nasze możliwości wokalne. Później podeszliśmy już pod halę, gdzie Polak zatrudniony w szwedzkiej psiarni poinformował nas, że nie możemy wnieść megafonu i bębna ze względu na to, że na hali może być zbyt głośno. Taki absurd obowiązuje na każdej szwedzkiej hali. Nie przeszkadzało nam to w prowadzeniu bardzo dobrego dopingu, choć brak bębna był mocno odczuwalny. Przy okazji bramek strzelanych przez gospodarzy na hali była puszczana melodia, którą bardzo szybko przyswoiliśmy pod naszą przyśpiewkę. Ostatecznie pojawiliśmy się tam w około 200 osób i mieliśmy na wyposażeniu flagę „VIP” oraz baner „SZCZERBOFFSKI”. Marek doniósł na nas miejscowym służbom i te próbowały ściągnąć płótno dedykowane pseudo-prezesowi.

Mimo kolejnej porażki, która ponownie wyniosła 1-5, warto było się wybrać na te wyjazdy i każdego zachęcam, by nie przegapił następnej okazji. Jako ciekawostkę można dodać, że mecz w Szwecji odbywał się w sobotę, a ostatni kibice GieKSy wrócili do kraju we wtorek.

Giszowiec obecny w 4 osoby.

Relacja z Szwajcarii i Szwecji od Ultras GieKSa

W kwietniu nasza hokejowa drużyna została po 52 latach Mistrzem Polski. Choć pucharów zasmakowaliśmy już kilka lat wcześniej w Belfaście, gdzie były rozegrane dwa turnieje po trzy mecze to wiedzieliśmy, że ten tytuł wiąże się z występem GieKSy w Lidze Mistrzów. Pomimo tego, że nie są to tak prestiżowe rozgrywki jak piłkarska Champions League to dla nas kolejna okazja, by wybrać się na europejskie wojaże. Los nie był dla nas zbyt łaskawy, bo na pierwszy ogień dostaliśmy czwartkowy Zurich i sobotnie Angelholm, czyli stosunkowo odległe i bardzo drogie jak na kieszeń polskiego kibica destynacje. Do tego mecze odbywały się w odstępie 38 godzin, co powodowało, że logistyka też nie była najprostsza. Może gdyby sytuacja na linii kibice-klub wyglądała inaczej dałoby się to załatwić prościej, przecież wystarczyłoby udostępnić miejsca w czarterze i na pewno znalazłoby się sporo chętnych na taką wycieczkę. W każdym razie fani GieKSy do Zurychu dostali się z kilku części Europy drogą lądową i powietrzną. Fani z Anglii wybrali się prawie 5000 kilometrową podróż i odwiedzili obydwa mecze wesołym samochodem, a jeden z emigrantów pomiędzy Szwajcarią i Szwecją miał międzylądowanie na… Majorce. Na uznanie zasługuje również jeden z fanatyków z Burowca, który prawie całą trasę pokonał pociągami. Można powiedzieć, że poza meczami te dwa wyjazdy to była jedna wielka przygoda. Kto się nie wybrał niech żałuje. Z kronikarskiego obowiązku należy nadmienić, że w Szwajcarii meldujemy się w ok. 100 osób z banerem Szczerboffski i pomimo niekorzystnego wyniku dopingujemy bardzo dobrze cały mecz. Apogeum przypadło na trzecią tercję, gdzie z każdą straconą bramką nasz doping przybierał na sile, a przez kilka minut odbywało się to też bez koszulek. Dość powiedzieć, że po meczu, gdy w ok. 20 osób wybieraliśmy się na pociąg trafiamy na ekipę gospodarzy. Myślę, że wielu z nas szykowało się już w głowie na konfrontację, a fani ZSC Lions w tym momencie nagrodzili nas brawami za postawę na hali i powtarzali, że jeszcze takiego dopingu nie uświadczyli. W Skandynawii fani GieKSy pojawili się na wiele sposobów i nocowali zarówno w Danii jak i w Szwecji. Duża grupa wybrała się do Angelholm pociągiem. W drodze z dworca na halę trafiamy przypadkowo na mecz żeńskiej trzeciej ligi szwedzkiej, gdzie wchodzimy na trybuny i rozwieszamy flagę VIP, oraz baner Szczerboffski i przez kilka minut pokazujemy nasze możliwości wokalne. Później podchodzimy już pod halę, gdzie Polak zatrudniony w szwedzkiej psiarni informuje nas, że nie możemy wnieść megafonu i bębna ze względu na to, że na hali może być zbyt głośno. Taki absurd obowiązuje na każdej szwedzkiej hali. Nie przeszkadza nam to w prowadzeniu bardzo dobrego dopingu, choć brak bębna był mocno odczuwalny. Przy okazji bramek strzelanych przez gospodarzy na hali była puszczana melodia, którą bardzo szybko przyswoiliśmy pod naszą przyśpiewkę. Ostatecznie pojawiliśmy się tam w ok. 200 osób (w tym jeden fan Banika -dzięki!) i mieliśmy na wyposażeniu flagę VIP, oraz baner Szczerboffski. Mimo dwóch porażek 5-1 warto było się wybrać na te wyjazdy i każdego zachęcam, by wybrał się 12 października na Węgry. Nasza hokejowa drużyna zaczęła sezon bardzo dobrze, ale nigdy nie wiadomo kiedy kolejne europejskie wyjazdy się trafią. Do tego bojkot sprawia, że nie chodzimy na mecze u siebie, a warto wspierać naszych zawodników przy każdej okazji. Jako ciekawostkę można dodać, że mecz w Szwecji odbywał się w sobotę, a ostatni kibice GieKSy wrócili do kraju we wtorek

Relacja sportowa

Rögle Ängelholm: Rifalk (Clang) – Mozik, Wallinder, Zaar, Tambellini, Everberg – Kapla, Lesund, Rosdahl, Ferguson, Sheen – Jonsson, Sund, Stromgren, Niederbach, Edstrom – Tarnstrom, Enstrom, Stal Lyrenas, Kasper, Sjodin.

GKS Katowice: Murray (Miarka) – Rompkowski, Kolusz, Krężołek, Pasiut, Fraszko – Wanacki, Mikkola, Lehtonen, Monto, Magee – Kruczek, Wajda, Blomqvist, Pulkkinen, Olsson – Prokurat, Musioł, Hitosato, Smal, Bepierszcz.

Na imponującej Catena Arena, GKS Katowice zmierzyli się z mistrzem ostatniej edycji Hokejowej Ligi Mistrzów – Rögle BK w ramach 4. kolejki sezonu 2022/23 CHL. W pierwszym meczu GieKSa po dwóch tercjach prowadziła 3:1, ale ostatecznie musiała uznać wyższość rywala, który był skuteczniejszy w trakcie finałowych 20 minut. Rögle dwa dni wcześniej strzeliło drużynie z Szekesfehervar aż siedem bramek, więc musieliśmy się mieć na baczności.

W 5. minucie meczu karę za uderzenie rywala kijem otrzymał Brandon Magee. Grę w przewadze udało się wykorzystać najskuteczniejszemu zawodnikowi gospodarzy – Rileyemu Sheenowi, który uderzył tak, że krążek odbił się od Johna Murraya i wpadł do bramki. 10 minut później wynik podwyższył Oskar Stål Lyrenäs. Murray odbił pierwsze uderzenie, ale przy dobitce nie miał najmniejszych szans. GieKSa miała swoje szanse w końcówce tercji. Najpierw bliski przekierowania strzału był Christian Blomqvist, a chwilę później nad poprzeczką uderzał Grzegorz Pasiut.

Na drugą tercję wracaliśmy jednak ze stratą dwóch bramek. W trakcie pierwszych dziesięciu minut dobrze funkcjonująca obrona GieKSy nie pozwoliła rywalowi na wiele. Karę złapał Marco Kasper, co pozwoliło nam zagrać dwie minuty jednego więcej. Przez długi moment katowiczanie mieli problem z tym, by wjechać do tercji przeciwnika, ale gdy się to udało, swoją szansę wykorzystał Matias Lehtonen. GieKSa strzeliła więc bramkę kontaktową. Odpowiedź przyszła minutę później, gdy po karze dla Patryka Krężołka grę jednego więcej wykorzystał Adam Tambellini.

Więcej bramek podczas drugiej tercji nie padło i na trzecią odsłonę wracaliśmy z wynikiem 3:1 dla miejscowych. Wynik zmienił się po kolejnej karze dla GieKSy, tym razem za nadmierną liczbę graczy na lodzie. Skuteczny po raz kolejny okazał się Tambellini. Goście mogli odpowiedzieć w 46. minucie za sprawą Patryka Krężołka, ale jego strzał po podaniu zza bramki Pasiuta zatrzymał się na parkanach Christoffera Rifalka. Na 30 sekund przed końcem wynik meczu ustalił Brady Ferguson, a Rögle wykorzystało swoją trzecią grę w przewadze.

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

Rogle Angelholm – GKS Katowice 5:1 (2:0, 1:1, 2:0)

1:0 Riley Sheen (William Wallinder, Adam Tambellini) 4:14, 5/4
2:0 Oskar Stal Lyrenas (Linus Sjodin, Marco Kasper) 14:15
2:1 Matias Lehtonen (Joona Monto) 30:00, 5/4
3:1 Adam Tambellini (William Wallinder) 31:14 5/4
4:1 Adam Tambellini (William Wallinder, Daniel Zaar) 42:25 5/4
5:1 Brady Fergusson (Marco Kasper, Tony Sund) 59:30, 5/4

W sobotę 10 września w szwedzkiej miejscowości Angelholm w ramach 4. kolejki Champions Hockey League zmierzyliśmy się z miejscową drużyną Rogle BK. W pierwszym meczu, które rozegrane zostało na Jantorze, przegraliśmy 4:5. W rewanżowym spotkaniu gospodarze nie pozwolili nam na zbyt wiele, o czym świadczy, chociażby statystyka oddanych strzałów (38-10 dla Rogle).

Już w 1. minucie William Wallinder oddał strzał, ale John Murray był na posterunku. Chwilę później Adam Edstrom przegrał pojedynek sam na sam z naszym bramkarzem. W 5. minucie Barndon Magee w tercji ataku zagrał nieprzepisowo, za co otrzymał karę dwóch minut. Miejscowym wystarczyło 53 sekundy, by otworzyć wynik meczu. Riley Sheen strzałem z nadgarstka otworzył wynik meczu. Z biegiem czasu Szwedzi raz po raz niepokoili Johna Murraya, zamykając czasem nas w hokejowym zamku. My natomiast szukaliśmy okazji w nielicznych kontrach, ale strzały Bartosza Fraszki czy Teemu Pullkinena były albo niecelne. W 16. minucie John Murray odbił parkanem strzał, jednak “guma” trafiła wprost na kij Oskara Stala Lyrenasa, który strzałem do pustej bramki podwyższył prowadzenie na 2:0. W 19. minucie Grzegorz Pasiut znalazł się w dobrej sytuacji, ale jego strzał przeleciał nad poprzeczką bramki Christoffera Rifalka. W ostatnich sekundach pierwszej tercji Marcin Kolusz stracił krążek pod własną bramką na rzecz Adama Edstroma, jednak na posterunku był John Murray.

Obraz gry w drugiej tercji nie uległ zmianie. Hokeiści Rogle BK cały czas atakowali. W 22. minucie Vojtech Mozik próbował podwyższyć prowadzenie, jednak bezskutecznie. W 23. minucie mieliśmy jedną z nielicznych okazji strzeleckich w tym meczu, ale próby Mateusza Bepierszcza i Marcina Kolusza zostały zablokowane. Minutę później Grzegorz Pasiut znalazł się w dobrej sytuacji, jednak jego podanie wzdłuż bramki przejęli obrońcy gospodarzy. W 28. minucie za atak kijem trzymanym oburącz karę mniejszą otrzymał Marco Kasper. W końcowych sekundach gry w przewadze Matias Lehtonen oddał strzał zza koła bulikowego, a zasłonięty Christoffer Rifalk musiał wyciągnąć krążek z bramki. Niestety chwilę później Patryk Krężołek złapał karę dwóch minut, co skrzętnie wykorzystali gospodarze. W 34. minucie Riley Sheen był bliski zdobycia czwartego gola w tym meczu, lecz nie zdołał pokonać leżącego Johna Murraya. W 36. minucie ponownie nasz bramkarz nie dał się pokonać mimo kilku prób gospodarzy. W 38. minucie najpierw Joona Monto minimalnie chybił, a chwilę później strzał Patryka Krężołka został zablokowany przez zawodnika Rogle.

Trzecią tercję Szwedzi rozpoczęli spokojniej niż dwie poprzednie. W 42. minucie GieKSa źle przeprowadzili zmianę, za co otrzymaliśmy karę dwóch minut za nadmierną liczbę zawodników na lodzie. Gospodarzom wystarczyło zaledwie 25 sekund, by podwyższyć prowadzenie. Adam Tambellini strzałem po lodzie przestrzelił parkany Johnego Murraya. W 50. minucie czujność Christoffera Rifalka dwukrotnie sprawdził Igor Smal. W odpowiedzi gospodarze wyprowadzili kontrę 3 na 2, jednak strzał Williama Wallindera nie sprawił problemów naszemu bramkarzowi. W 55. minucie Matias Lehtonen został odesłany na dwuminutowy odpoczynek za uderzanie. Dla gospodarzy była to czwarta okazja gry w przewadze w tym meczu i pierwsza niewykorzystana. Niedługo cieszyliśmy się gry 5 na 5, bo na 90 sekund przed końcem meczu karę otrzymał Mateusz Bepierszcz, co skrzętnie wykorzystał Brady Fergusson, ustalając wynik meczu na 5:1.

Źródło: GieKSa.pl

FILM: 10.09.2022 LM: Rögle Ängelholm -GKS Katowice

04.10.2022, wtorek 18:00, GKS KATOWICE 2-4 FEHÉRVÁR AV19 (0:1; 2:2; 0:1)

Widzów: 1302

Relacja kibicowska

W ramach ostatniego meczu Ligi Mistrzów w Katowicach GieKSa podejmowała węgierską drużynę z Székesfehérvár. Bojkot konsekwentnie obowiązywał, a trybun ponownie nie udało się do końca zapełnić, starającym się zdyskredytować fanatyków ludziom zasiadającym w zarządzie klubu. Ponownie na Janów, dzięki Magistratowi, fani mogli udać się podstawionymi busami, a na wejściu każdy otrzymał ostatni, z okazjonalnych szali, tym razem w kolorze czarnym. Pojawiła się także grupa ok. 50 fanów z Węgier, która na wyposażeniu miała kilka flag w barwach narodowych i bęben. Starali się wspierać wokalnie swoją drużynę.
Katowiczanie, tym razem na doping mogli liczyć tylko chwilami, głównie w drugiej tercji, gdzie nawiązali kontakt dzięki strzelonym bramkom.
Podczas tego meczu jeden z fanów nie wytrzymując ciśnienia, naubliżał skonfliktowanemu z fanami Szczerbowskiemu, wytrącając mu z ręki telefon, którym był nagrywany. To tylko obrazuje to, że jeśli ktoś nie bojkotuje to i tak nie znaczy, że zgadza się z polityką zarządu GKS-u. Sytuacje od razu podchwyciły miejskie media, a w późniejszym czasie kibicowi z samego rana, do mieszkania wjechała grupa antyterrorystyczna w celu zatrzymania. Pokazówka dla mediów i to za publiczne pieniądze, gdzie każdy inny za znieważenie dostałby wezwanie, to tu potraktowano go jak osobę powiązaną z mafią.

Relacja sportowa

GKS Katowice: Murray (Miarka) – Rompkowski, Kolusz, Magee, Monto, Fraszko – Mikkola, Wanacki, Hitosato, Lehtonen, Bepierszcz – Wajda, Kruczek, Blomqvist, Pulkkinen, Olsson – Musioł, Maciaś, Ciepielewski, Smal, Prokurat.

Fehérvár AV19: Roy (Horvath) – Nilsson, O’Brien, Kuralt, Hari, Newell – Campbell, Fournier, Petan, Findlay, Erdely – Szabo, Stipsicz, Terbocs, Bartalis, Vertes – Horvath, Betker, Mihaly, Nemeth, Retfalvi.

Po zakończeniu pierwszej rundy zmagań w rozgrywkach PHL, hokeiści GKS-u Katowice wrócili do rywalizacji w Champions Hockey League. GieKSa nie miała już szans na wyjście z grupy, gdyż wcześniej swój udział w kolejnej fazie przypieczętowały Rögle BK oraz ZSC Lions Zurich. Mimo to katowiczanie chcieli powalczyć o kolejne zwycięstwa w CHL z węgierskim Fehérvár AV19, który miał na koncie cztery porażki. W składzie gospodarzy zabrakło chorego Grzegorza Pasiuta oraz leczącego uraz barku Patryka Krężołka.

W pierwszej tercji meczu znacznie więcej szans mieli rywale, którzy częściej gościli w naszej tercji. Jednak to GieKSa jako pierwsza miała poważną sytuację na objęcie prowadzenie, gdy Joona Monto otrzymał podanie od Bartosza Fraszki i wyjechał sam na sam z bramkarzem. Niestety Fin niewiele się pomylił. W 8. minucie to Fehervar wykorzystał swoją okazję. Janos Hari dostał podanie przed bramkę i pewnym strzałem otworzył wynik spotkania. W kolejnych minutach dobrze w bramce reagował Murray.

Tercję kończyliśmy grą w osłabieniu, która przeniosła się także na drugą tercję, a ją zaczynaliśmy z wynikiem 1:0 dla gości z Węgier. W 26. minucie Brett Findlay strzelił dla Fehervaru drugiego gola, gdy kończyła się gra w osłabieniu GKS-u. Kolejne uderzenie przyszło zaledwie dwie minuty później za sprawą Akosa Mihaly’ego. Katowiczanie znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji, ale nie mieliśmy zamiaru zwieszać głów. Bardzo szybko na gola rywali odpowiedział Teemu Pulkkinen wykorzystując pod bramką podanie kolegi. W kolejnych minutach sędziowie co chwilę odsyłali na ławkę kar kolejnych graczy.

W samej końcówce katowiczanie musieli sobie radzić w osłabieniu po karze dla Murraya, ale GieKSa ruszyła z kontrą i znakomicie bramkarza objechał Bartosz Fraszko. Drugą odsłonę zakończyliśmy remisem 2:2, co zapowiadało sporo emocji podczas kolejnych 20 minut. W 45. minucie graliśmy jednego więcej po karze dla Daniela Szabo. Najlepszą okazję miał Hampus Olsson, ale będąc tuż przed bramkarzem nie zdołał skierować krążka do siatki. Chwlę później dobrą okazję miał Ciepielewski uderzając z backhandu, niestety trafił prosto w bramkarza. W 57. minucie Fehervar znów grał w osłabieniu, ale po raz kolejny świetnie funkcjonowała obrona rywala. Mecz zakończył się zwycięstwem gości 4:2 po tym, jak Janos Hari trafił do pustej bramki na kilka sekund przed końcem spotkania.

Źródło gkskatowice.eu

Relacja sportowa

GKS Katowice – Fehervar AV19 2:4 (0:1, 2:2, 0:1)
0:1 Janos Hari (Andrew O’Brien) 7:44
0:2 Brett Findlay (Alexander Petan) 23:25 5/4
0:3 Akos Mihaly (Daniel Szabo) 25:36
1:3 Teemu Pulkkinen (Matias Lehtonen) 27:43 5/4
2:3 Bartosz Fraszko (Joona Monto) 39:14 4/5
2:4 Janos Hari 59:56

4 października po niemal miesiącu przerwy powróciliśmy do zmagań w Hokejowej Lidze Mistrzów. GieKSie pozostał do rozegrania dwumecz z Fehervar AV19, a pierwsze starcie rozpoczęło się o 18:00 na Jantorze.

Spotkanie lepiej rozpoczęli goście, a pierwszy raz naprawdę groźnie zrobiło się w 4. minucie, gdy zakotłowało się pod bramką Murray’a. Po chwili Blomqvist stracił krążek we własnej tercji, lecz Węgrzy nie wykorzystali sytuacji sam na sam. Odpowiedzieliśmy w 6. minucie – Fraszko wypatrzył Monto spod bandy, ten ograł obrońcę, ale nie zmieścił krążka obok parkanu Roy’a. Przewaga gości przełożyła się na bramkę – O’Brien podłączył się do ofensywy po przejęciu krążka na niebieskiej, a gumę do bramki skutecznie skierował Hari. GieKSa nie przypominała drużyny ani z pierwszych meczów CHL, ani z PHL i popełniała sporo błędów we własnej tercji. Katowiczanie nie potrafili przejąć inicjatywy, przegrywali walki na bandach, a Fehervar wykazywał się większą kreatywnością w ofensywie. Na minutę i 19 sekund przed końcem tercji Mikkola otrzymał karę za wybicie krążka poza lodowisko. Po 20 minutach przegrywaliśmy 0:1.

Jeszcze grając w osłabieniu, próbowaliśmy wyprowadzić kontrę, która zakończyła się jednak niezwykle groźną sytuacją dla Fehervaru, nie zdołali jednak oddać strzału na odsłoniętą bramkę, a po chwili popełnili błąd przy zmianie formacji i otrzymali karę za nadmierną ilość graczy na lodzie. Węgrzy zamurowali swoją niebieską i dopiero w drugiej minucie kary udało nam się założyć zamek. Na 18 sekund przed końcem kary dla gości Bepierszcz niebezpiecznie zagrał wysoko uniesionym kijem i siły na lodzie się wyrównały. Po minucie Fehervar podwyższył swoje prowadzenie, uderzając z pierwszego krążka z bulika. Jako że Bepierszcz otrzymał karę 2+2 – anulowała się tylko pierwsza połowa czasu gry w osłabieniu. Kontrować próbował Fraszko, nie miał jednak szans na precyzyjne dogrania. Chwilę po powrocie do gry w 5 na 5 Mihaly zaskoczył Murray’a kąśliwym strzałem z nadgarstka. Dobrze rozgrywaliśmy krążek, a otworzyć nasze konto bramkowe powinien Fraszko. Na 11 sekund przed końcem kary po dobitce Pulkkinena krążek przelobował bramkarza, tuż przed linią bramkową próbował jeszcze dotknąć go Lehtonen, ale i bez tego wpadł do bramki. Po chwili Prokurat faulował w tercji ofensywnej. Węgrzy błyskawicznie przekazywali sobie gumę po obwodzie, a wypracowana sytuacja bramkowa zakończyła się przewinieniem Murray’a. W podwójnej przewadze nasi rywala nie byli już tak kreatywni, a po powrocie Prokurata znów popełnili błąd zbyt dużej liczby zawodników na lodzie. Znów świetną okazję wypracował sobie Fraszko, dalej jednak brakowało mu precyzji. Równo z końcem poprzedniej kary podcięty został Ciepielewski i dalej graliśmy w przewadze. Na 27 sekund przed końcem tej kary dodatkowo sfaulowany był Pulkkinen. Kolejnych klarownych okazji jednak brakowało. Pod koniec tercji Murray otrzymał drugą karę w tym meczu. W ostatniej minucie tej odsłony gry znów ruszyliśmy z kontrą w osłabieniu, tym razem po podaniu Monto Fraszko wyminął bramkarza i umieścił krążek obok jego łyżwy. Dzięki temu trafieniu na przerwę przed ostatnią tercją udaliśmy się, przegrywając już tylko jedną bramką.

Z początku trzeciej tercji znów brakowało nam koncentracji pod własną bramką, ale dobrze spisywał się Murray. W 45. minucie sfaulowany został Bepierszcz i kolejny raz goście musieli grać w osłabieniu. Sporo działo się pod bramką Roy’a, jednak głównie były to próby przepchnięcia krążka za linię bramkową, niż klarowne sytuacje. Już podczas gry w pełnych składach przed świetną sytuacją stanął Ciepielewski, ale strzał z backhandu młodego napastnika trafił prosto w bramkarza. Wciąż zdarzały nam się błędy we własnej tercji, lecz czujny był nasz bramkarz. Na 3 minuty i 35 sekund przed końcem trzeciej tercji O’Brien został odesłany na ławkę kar za wystrzelenie krążka, co dało nam świetną okazję, by doprowadzić do wyrównania. Długo mieliśmy jednak problem, by zadomowić się w tercji Fehervaru. Nie udało się w 5/4, więc pozostało nam szukać szczęścia w 6/5 bez bramkarza. 4 sekundy przed końcem meczu goście trafili do pustej bramki i spotkanie zakończyło się wynikiem 2:4.

Źródło: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl (2)

FOTOGALERIA: gkskatowice.eu

FILM: 04.10.2022 HOKEJ LM: GKS Katowice vs Fehérvár AV19

12.10.2022, środa 18:00, FEHÉRVÁR AV19 1-0 GKS KATOWICE (0:0; 1:0; 0:0)

Relacja GieKSiarza

Ostatnim akcentem w Lidze Mistrzów był wyjazd do pierwszej, historycznej stolicy Węgier, a mianowicie do miasta Székesfehérvár, gdzie czekał nas mecz rewanżowy z miejscową drużyną hokeja. Co ciekawe jej piłkarski odpowiednik – Videoton, to klub, którego kibice zaprzyjaźnieni są z Medalikami.

GieKSiarze na ten mecz ruszyli praktycznie w każdy możliwy sposób, lecz największa grupa – 130 osób podróżowała autokarami, którymi wyruszyliśmy ok. 1:30 w nocy. Przejeżdżając przez Ostrawę, zajechaliśmy na Bazaly, legendarny stadion Banika, by jeszcze raz złożyć im życzenia z powodu setnego jubileuszu klubu, odpalając przy tym fajerwerki. Z małym opóźnieniem zjechała się psiarnia, która eskortowała nas na rogatki miasta. W dalszą drogę pojechaliśmy bez obstawy.

Przed 11:00 byliśmy pod Gabor jr. Ocskay Ice Arena, gdzie wieczorem miał odbyć się główny punkt programu naszej wycieczki. Nie tracąc czasu, od razu ruszyliśmy całą grupą na rynek, by zwiedzić najważniejsze zabytki. Ten był oddalony od hokejowej hali o ok. 3,5 km, więc po 500 km podróży autokarem, czekał nas jeszcze niezły spacerek. Na miejscu zajęliśmy okoliczne restauracje i raczyliśmy się złocistym trunkiem. Po miejscowych kibicach Videotonu nie było śladu. Ogólnie pełna sielanka.

Zorganizowaliśmy zbiórkę pod miejscową fontanną z pomnikiem w samym centrum, na której pojawiła się większa rzesza fanów GieKSy. Powoli ruszyliśmy w stronę lodowiska, głośno dając znać, że dziś Węgrzy goszczą hokejowego Mistrza Polski i jego najwierniejszych kibiców. Pojawia się też psiarska eskorta, która wcześniej nie była nami zainteresowana.

Pod samym lodowiskiem widać było coraz więcej GieKSiarzy. Zaczęliśmy powoli zajmować swój sektor, gdzie przed wejściem czekała nas kontrola, jakiej można życzyć sobie zawsze. Ochronę interesowało tylko wnoszenie niebezpiecznych przedmiotów. W ogóle nie myśleli o stosowaniu cenzury i nie obchodziły ich treści na naszych flagach i transparentach. To tylko dowód, że są jeszcze miejsca, gdzie władza zostawiła ludziom trochę wolności. Dzięki temu obyło się bez problemów z wniesieniem banneru dedykowanemu „naszemu” prezesowi, co miało miejsce w Szwecji. Na wyposażeniu mieliśmy flagę „VIP”, baner „SZCZERBOFFSKI” oraz transparent dla naszego kolegi, który tego dnia zjechał na puchę – „ROMEK PDW”. Jest nas ok. 400, w tym jeden fan Banika – dzięki!

Przed meczem tradycyjnie odśpiewano hymny narodowe. Najpierw Polski, gdzie wbrew organizatorom, odśpiewaliśmy dwie zwrotki. Zaśpiewalibyśmy wszystkie, lecz przerwały nam brawa wypełnionej hali lodowiska. Potem przyszedł czas na hymn węgierski, po którym odśpiewaliśmy „Ria! Ria! Hungária!”, w myśl przyjaźni obu narodów. Miejscowi odpowiedzieli natychmiast, pozdrawiając nas głośnym „Polska!”. Od tej chwili atmosfera się rozluźniła, a ochrona pozwalała nam przemieszczać się po całym obiekcie, co wcześniej było zabronione. Niektórym nawet przyszedł idiotyczny pomysł wymiany szali, co szybko zostało naprostowane, a ten proceder powstrzymany. W końcu każdy łowca pamiątek mógł sobie nabyć, co chciał na stoisku, które było dostępne również dla nas.

Od początku jechaliśmy z konkretnym dopingiem, prezentując las szali w morzu żółtych koszulek. Przez pierwszą tercję miejscowi wokalnie mocno z nami rywalizowali, a do ich śpiewów dołączała cała węgierska publika. Trzeba przyznać, że wychodziło im to świetnie. Rytmika i energia, jaką w to wkładali, przy użyciu czterech bębnów, była wręcz ogłuszająca. Jak się okazało, ich motorem napędowym byliśmy my, bo w kolejnych odsłonach spuścili z tonu i śpiewali z dużymi przestojami. GieKSa za to bawiła się w najlepsze, podwyższając moc decybeli z każdą kolejną nutką. Nie załamała nas nawet utrata bramki w drugiej tercji, która okazała się na wagę porażki. Bo dla nas najważniejsze było i tak to, że nasza drużyna mogła wystąpić w Lidze Mistrzów, za co po zakończeniu meczu, pod sektorem dziękowaliśmy naszym zawodnikom przez dłuższy czas. Kibice znowu wysławiali głośno przyjaźń polsko-węgierską, co tym razem zainicjowali miejscowi. Zaśpiewali również „Katowice!”, lecz my pozostaliśmy przy kwestiach narodowych. Po pierwsze nie szukaliśmy tam sympatii klubowych, a po drugie mało kto z nas był wstanie poprawnie wymienić poprawnie nazwę „Székesfehérvár”.

Z ciekawostek dodam, że w drugiej przerwie między tercjami, na tafli pojawił się jeden z Szaleńców z Bukowej, odstawiając swoje show, przy uciesze całej publiki. Niestety jego tanecznych umiejętności nie doceniła ochrona, choć początkowo cierpliwie czekali na zakończenie występu. Koniec końców nie wytrzymali bezczelności fana i ściągnęli go na ławkę kar, skąd trafił w ręce miejscowej psiarni, gdzie miał przeczekać, aż znikną wszystkie objawy napojów wyskokowych. Na szczęście nasz kolega, ma szybkie spalanie i ze sporym opóźnieniem, w komplecie wszyscy wróciliśmy do Polski. W Katowicach byliśmy nad ranem.

Giszowiec obecny w 24 osoby.

Relacja sportowa

Fehérvár AV19: Roy (Horvath) – O’Brien, Campbell, Kuralt, Hari, Newell – Horvath, Stipsicz, Petan, Findlay, Erdely – Szabo, Betker, Terbocs, Bartalis, Vertes – Reiter, Mihaly, Ambrus, Sarauer, Nemeth.

GKS Katowice: Miarka (Murray) – Kolusz, Rompkowski, Magee, Pasiut, Fraszko – Wanacki, Mikkola, Krężołek, Monto, Hitosato – Wajda, Kruczek, Blomqvist, Pulkkinen, Olsson – Maciaś, Musioł, Prokurat, Smal, Bepierszcz.

W ostatniej kolejce Champions Hockey League, GKS Katowice na wyjeździe zmierzył się z Fehérvár AV19. Stawką tego meczu było 3. miejsce w grupie D. Podopieczni trenera Jacka Płachty się zrewanżować za poprzednie spotkanie, w którym Węgrom ulegli. Starciu towarzyszyła gorąca atmosfera z trybun, co przełożyło się na poczynania hokeistów. Pierwsze 20 minut było bardzo dynamiczne. Obie ekipy stworzyły zagrożenie. W bramce GieKSy dobrze ze swoich zadań wywiązywał się Maciej Miarka, który zatrzymywał kolejne próby rywala. Po drugiej stronie swoje szanse mieli Hampus Olsson, gdy dwukrotnie znalazł się przed Olivierem Royem i obijał jego parkany oraz Marcin Kolusz, który na przestrzeni kilkunastu sekund oddał dwa groźne strzały tuż obok bramki Fehervaru.

Koniec końców żadna z ekip nie otworzyła wyniku w pierwszej części, więc na drugą wracaliśmy z bezbramkowym remisem. Zespoły utrzymały intensywność gry. Pierwsze 10 minut drugiej tercji toczyło się pod dyktando gospodarzy, ale dobrze na wszystkie próby reagowała nasza defensywa. Sytuacja odwróciła się w 30 minucie, gdy jeden z graczy gospodarzy został odesłany na ławkę kar. Wtedy GieKSa przycisnęła. W 37. minucie w trakcie kolejnej gry jednego więcej, dwie znakomite okazje miał Bartosz Fraszko. Nasz napastnik dostał bliźniacze podania po zmianie stron, ale świetnie w bramce spisał się Olivier Roy, dwukrotnie zatrzymując strzał parkanami. Zgodnie ze starą sportową prawdą o tym, że nie wykorzystane sytuacje lubią się mścić, w 39. minucie na prowadzenie wyprowadził Fehervar Alexander Petan.

Przejął krążek w tercji neutralnej i popędził na bramkę Miarki uderzając tuż pod poprzeczkę. Na trzecią tercję wracaliśmy więc z zadaniem odrobienia jednobramkowej straty. Podopiecznym trenera Płachty nie można było odmówić ambicji. Dobrze jednak w defensywie grali gospodarze. W 51. minucie dobry niesygnalizowany strzał oddał Mateusz Bepierszcz. Bramkarz Fehervaru w ostatnim momencie zamknął przestrzeń parkanami. Chwilę później Teemu Pulkkinen uderzył w poprzeczkę, więc GieKSa zaczynała wysyłać ostrzeżenia. Przed końcem spotkania graliśmy jednego więcej przez 2 minuty, ale nie byliśmy w stanie stworzyć poważnego zagrożenia. Szukaliśmy okazji do samego końca, ale drogi do bramki rywala nie znaleźliśmy.

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

Fehérvár AV19 – GKS Katowice 1:0 (0:0, 1:0, 0:0)

1:0 Alexander Petan 38:19

W środę 12 października rozegraliśmy ostatnie spotkanie w Champions Hockey League, a przeciwnikiem była drużyna Fehervar AV 19,  którą przegraliśmy  miniony wtorek na Jantorze 2:4. Stawką rewanżowego pojedynku było trzecie miejsce w grupie.
Od początku meczu w bramce GieKSy dostał szansę Maciej Miarka, który w pierwszych minutach meczu nie miał zbyt dużo pracy, bowiem gra była toczona pod dyktando naszej drużyny, lecz próby Hampusa Olssona czy Marcina Kolusza obronił węgierski bramkarz i pierwsza tercja zakończyła się wynikiem bezbramkowym.
W drugiej tercji obie drużyny szukały okazji na otworzenie wyniku w meczu, jednak jak w pierwszej odsłonie meczu dobrze spisywali się obaj bramkarze. Na gola trzeba było czekać aż do 39. minuty, kiedy to Alexander Petan przejął krążek w tercji neutralnej i strzałem pod poprzeczkę nie dał najmniejszych szans naszemu bramkarzowi.
Na ostatnią tercję nasi hokeiści wyszli z zamiarem odwrócenia wyniku w meczu, ale Oliwier Roy bronił w tym dniu bezbłędnie, broniąc strzały Mateusza Bepierszcza czy Christiana Blumqvista. W 57. minucie po strzale Hampusa Olssona z pomocą bramkarzowi Fehervaru przyszła poprzeczka. Ostatecznie przegraliśmy spotkanie 0:1, zajmując tym samym czwarte miejsce w grupie z dorobkiem 2 punktów.

Źródło: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: Hokej.net

FILM: 12.10..2022 LM: Fehérvár AV19- GKS Katowice KIBICE

FILM: 12.10..2022 LM: Fehérvár AV19- GKS Katowice DOPING