Legia Warszawa 4-1 GKS Katowice

27.10.2024, niedziela 20:15 – widzów 25 188

Relacja GieKSiarza

Wyjazd na Legię to jeden z tych, których nam brakowało najbardziej podczas 19-leniej banicji od Ekstraklasy. Ciśnienie więc było ogromne, tak samo, jak animozje które dzielą Ślązaków i warszawiaków. W naszych szeregach pełna mobilizacja, gdzie praktycznie wszystkie przyznane nam bilety (1731) zostały podzielone za kulisami. Wielu więc musiało obejść się smakiem, a reszta wyczekiwała ostatniej niedzieli października, by pokazać Legionistom na własne oczy, jak przez ten czas kibicowska GieKSa, mimo niższych lig, urosła w siłę.
W Warszawie też się wiele zmieniło od naszej ostatniej wizyty, a w szczególności obecny stadion Legii, który, choć nie jest już nowy (otwarcie 07.08.2010), to byliśmy na nim tylko przy okazji wojaży z naszymi zabrzańskimi braćmi.
Na ten wyjazd szykowali się wszyscy, wszak większość pobiła swoje rekordy, dzięki czemu na główną zbiórkę, która tym razem odbyła się na dworcu katowickiego Załęża, większość FC i dzielnic ruszyła razem. Przy tej okazji oprawiło się Jaworzno, które namalował transparent na wzór nowych wyjazdowych szali oraz Giszowiec, który przygotował transparent skierowany do rywali z klasycznym hasłem „ꓶEGIA TO STARA KURWA”. Swoje płótna przygotowali także kibice z Tauzena i Witosa, które rozwinęli przy pociągu, którym ruszyli „DO STOꓶICY NA PEŁNEJ KURWICY”.
Ogólnie do Warszawy wybraliśmy się dwoma pociągami specjalnymi, co nigdy wcześniej nie miało miejsca! Pierwszy wyruszył o 12:30, a drugi o 14:00. Na ten wyjazd ogłoszono strategie z kategorii XXX (no alko, no smoking, no drugs) i trzeba przyznać, że poza kilkoma wyjątkami, wszystko się udało. Wytyczne miały związek z restrykcjami panującymi na wejściu do legijnego sektora gości, który został okrzyknięty Alcatraz.
W przeszłości kibiców udających się na Legię wysadzano na Powiślu, lecz tym razem po 3,5-godzinnej podróży dotarliśmy na dworzec Warszawa-Gdańska, skąd przewożono nas na Łazienkowską przegubami. Pasażerowie pierwszego cuga mieli tu szczęście, gdyż ich podróż pod stadion trwała tu zaledwie 10 minut. Inaczej było z ekipą, która przyjechała drugą turą. Tutaj nie dość, że podstawiono o jeden autobus mniej, to w tym ścisku, zafundowano nam ponad 50-minutową wycieczkę po obu brzegach Wisły. Wynikało to z tego, że kibice z pierwszej tury nie zdołali jeszcze wejść w komplecie (wpuszczać rozpoczęto o 17:00), przez co zwlekano z przyjazdem reszty. GieKSiarzy z drugiego pociągu dowieziono pod kanał Piaseczyński dopiero, gdy prawie wszyscy z pierwszego, znaleźli się na stadionie. Wejście, tak jak się spodziewaliśmy, czyli takie, jakiego nie powstydziłaby się bezpieka, bo razem z ochroną kontrolę przeprowadzała policja. Ciężko wymienić wszystko, co trafiało do depozytu, choć główną rolę tu grały kominy na szyję. Dodatkowo częste wyrywkowe kontrole na „osobistą” przez tęczową palanterie Trzaskowskiego, która za wszelką cenę chciała sprawdzić kto, co ma w gaciach.
Ostatecznie nasza liczba to 1735 osób w tym Banik (55), JKS (24) i jeden przedstawiciel ROW-u. Kontroli nie przeszły 3 osoby, a całej reszcie udało się wejść na sporo przed rozpoczęciem. Ten czas, gdy już pojawili się w większej grupie Legioniści, wykorzystujemy na wokalną wymianę nieuprzejmości, gdzie miejscowi wykonywali repertuar sprzed tamtego milenium, ubliżając nawet Marianowi Dziurowiczowi.
Bluzgi ustąpiły dopiero na kwadrans przed pierwszym gwizdkiem, kiedy miał miejsce pokaz laserów świetlnych dedykowany Lucjanowi Brychczemu — legendarnemu piłkarzowi Legii, który tego roku obchodził swoje 90. urodziny, a swój żywot rozpoczął w Nowym Bytomiu na Górnym Śląsku. To też jego imię nosi trybuna, na której m.in. znajduje się sektor gości.
Potem rozpoczął się mecz, a my skupiliśmy się na wspieraniu „Dumy Śląska”, nie odpowiadając nawet na zaczepki warszawiaków. Tego dnia skupiliśmy się na eksponowaniu tego, co nas wyróżnia wśród reszty Polaków, a mianowicie śląskości, która działa na Stołecznych jak płachta na byka. Wszyscy ubrani byliśmy w kolor śląskiego orła i dzierżyliśmy szale, w których nie brakowało także żółto-niebieskich barw. Ten sam schemat uczyniliśmy z naszym oflagowaniem, które dodatkowo przypominało o naszym górniczym dziedzictwie, dzięki któremu Warszawa i cała Polska wstała z kolan po II wojnie światowej, gdy rozpoczęła się kolejna okupacja i rozkradanie skarbów Górnego Śląska przez komunistów.
Na początku meczu prezentujemy oprawę pod tytułem „GieKSiarze Atakują!” z sektorówką przedstawiającą katowicki Spodek stylizowany na statek kosmiczny UFO, który porywa kremlowski pomnik w postaci Pałacu Nauki i Kultury w Warszawie. Całość mimo braku kropki nad i, została doceniona nawet przez najwybredniejszych. Brawa dla UG tu za wykonanie i kreatywność!
Potem już skupiliśmy się na mocy naszych decybeli, gdzie królowały przyśpiewki „Za Górny Śląsk! Za GKS!” czy „To My Hanysy z GieKSy…”. Na boisku liczyliśmy na wygraną, snując teorie o zmęczeniu warszawskich piłkarzy przez natężenie meczów, co miało związek z ich występami w europejskich rozgrywkach. Nasze oczekiwania spełniły się w 25. minucie, kiedy GieKSa uzyskała prowadzenie. Szał radości ciężki do opisania, lecz nasz warszawski sen trwał zaledwie 3 minuty, gdyż CWKS szybko wyrównał, a przed końcem pierwszej połowy zdobył jeszcze prowadzenie. W drugiej części było tylko gorzej, bo miejscowi dołożyli kolejne dwa trafienia, a mogło być jeszcze więcej. Nam jednak nie pozostało nic innego jak pokazać swój śląski charakter i nie patrząc na wynik, dopingować z całych sił, co mimo faktu, że momentami część zbyt skupiała się na tym, co dzieje się na murawie, nasze wsparcie można ocenić na bardzo dobre. No cóż, pozostaje tylko świadomość, że wciąż stać nas na więcej, ale do tego potrzebny byłby jeszcze korzystny wynik.
Co do wyznawców eLki, to mimo braku oprawy, sprawili dobre wrażenie. Na Ł3 zameldowało się ponad 25 tysięcy ludzie, z czego pewnie siedem na Żylecie, czyli tyle ile mniej więcej wynosi dziś pojemność Bukowej. Dwupoziomowe oflagowanie, z przekreślona lewicą na gnieździe i zaznaczeniem przyjaźni z Elblągiem i Sosnowcem. Poza nimi na pewno wspierało ich tego dnia MKS Radymno. Wokal na najwyższym poziomie, słabszy moment mieli chyba tylko pod koniec pierwszej połowy. Śmieszyły nas wycieczki miejscowej „kumaterii” w pobliże naszego sektora, która na własne oczy chciała zweryfikować legendy o Hanysach z górnośląskiej stolicy, które przez lata opowiadała im ich starszyzna.
Po meczu, na znak zwycięstwa Legii, po długości trybuny Deyny, wystrzelono trzy z czterech barw Legii, co dało fajny efekt. Nam pozostało pożegnać się z drużyną i odczekać swoje, zanim otwarto bramy. Potem powrót ponownie na dwie raty, z czego drugi pociąg wrócił do Katowic chwile po trzeciej w nocy.

Oflagowanie: DUMA ŚLĄSKA (II połowa), GÓRNICZY KLUB SPORTOWY, transparent MARCIN ROKSI GRATULUJEMY, GKS KATOWICE, PERSONA NON GRATA (duża), GENERATION’16 (mała-Banik), JKS-GOOD NIGHT LEFT SIDE, HANYSOWO, transparent GISZOWIEC (na początku meczu) oraz trzy chorągwie: HANYSOWO, GÓRNY ŚLĄSK, GODŁO GÓRNICZE.

Relacja GieKSy z Gisza

Giszowiec obecny w 145 głów, co jest nowym rekordem wyjazdowym GzG (ponad 100 km). Koszt wyjazdu 180 zł. Na ten wyjazd organizujemy zbiórkę na której prezentujemy dwa transparenty „GISZOWIEC” i „ꓶEGIA TO STARA KURWA” z wyuzdaną syrenką w podeszłym wieku, do których odpalamy trochę piro, głośno dając znać gdzie dziś wybiera się nasza eskapada. Płótno z nazwą naszej dzielnicy, umocowane jest na kijach i towarzyszy nam podczas przemarszu na główną zbiórkę oraz na sektorze gości w Warszawie, podczas prezentacji oprawy Ultras GieKSa. W klatce w większości zasiadamy razem, na dolnym sektorze. Podróżowaliśmy drugim pociągiem.

Relacja Legii

Nowe pokolenia kibiców z pewnością nie znają zupełnie okrzyku „Marian Dziurowicz – największa k… z Katowic”, ani faktu, że swego czasu katowiczanie, którymi rządził ś.p. „Magnat”, grali w europejskich pucharach z Bordeaux, Benfiką, czy Galatasaray. Nic dziwnego, w końcu „GieKSa” nie występowała w ekstraklasie przez 19 lat. A zgodnie z legijną pieśnią na melodię utworu Andrzeja Żarneckiego (znaną z „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”), GKS miał spaść raptem na sezonów sześć, co wóczas wydawało się marzeniem ściętej głowy.
GieKSa nie miała dotychczas okazji odwiedzić nowego stadionu Legii, nie licząc kilku wypraw z zaprzyjaźnionym Górnikiem. 19 lat temu o przyjaźni na linii GKS – KSG również nikt nie śmiał myśleć – była to normalna kosa lokalnych wrogów, którzy ostatecznie – nie widząc innej opcji na rywalizację z Ruchem – połączyli swe siły w 2009 roku. Nic dziwnego, że zainteresowanie wyjazdem do Warszawy wśród katowiczan było olbrzymie i GieKSiarze bez problemu wykorzystali pełną pulę wejściówek. Do stolicy przyjechali dwoma pociągami specjalnymi, a część osób również transportem kołowym. Sektor wypełnili sporo przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wszyscy ubrani na żółto robili dobre wrażenie, podobnie zresztą można wypowiadać się na temat ich dopingu – był bardzo przyzwoity, także kiedy wynik był dla nich niekorzystny. W sektorze gości wywiesili 8 flag – m.in. Górniczy Klub Sportowy, Persona Non Grata, Ultras (Banik & GKS), Hanysowo, GKS Katowice, JKS Jarosław. Było ich 1735, w tym Banik (55), JKS Jarosław (24) i ROW Rybnik (1).
Frekwencja po naszej stronie stała na bardzo dobrym, można rzec – stałym poziomie. Nieco problemów z dojazdem na stadion mieli ci, którzy wybrali się samochodem trasą Łazienkowską, gdzie akurat wyłączono z użytku dwa pasy. Z kolei kibice, którzy jechali na Ł3 prosto po meczu koszykarzy na Bemowie, skąd podstawiono dwa autobusy ZTM, bez problemu zdążyli na stadion na czas. Ostatecznie na trybunach zameldowało się nieco ponad 25 tys. kibiców. Kwadrans przed pierwszym gwizdkiem sędziego miał miejsce pokaz świetlny poświęcony naszej Legendzie, Lucjanowi Brychczemu (z okazji Jego 90. urodzin i 70. lat spędzonych w Legii). Na trybunie im. Brychczego wywieszony został transparent „Wraz z Żyletą dzisiaj śpiewa 200 dzieci z Sochaczewa”.
Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego fani z Katowic rozpoczęli przygotowania do prezentacji przygotowanej oprawy – tę ostatecznie pokazali w pierwszych minutach meczu. Na dole wywiesili transparent „Gieksiarze atakują!”, a ponad nim rozwinięta została malowana sektorówka przedstawiająca Pałac Kultury i Nauki w Warszawie, nad którym pojawia się katowicki Spodek (stylizowany na statek kosmiczny). Wydaje się, że sektorówka była delikatnie zbyt krótka, a na pewno cała prezentacja byłaby lepsza, gdyby była pokazana wraz z pirotechniką.
Nasz doping przez cały mecz stał na przyzwoitym poziomie, ale jako że wymagamy od siebie sporo, to raz po raz upominał wszystkich „Staruch”, by angażować się jeszcze bardziej – szczególnie po straconej bramce przez naszych piłkarzy. Oczywiście mecz po wielu latach z GKS-em oznaczał… przypomnienie dawno niesłyszanych okrzyków pod adresem rywala z Górnego Śląska. Z Żylety niosło się więc „Śląska k… aejaejao”, „Górnik – GieKSa dwa ped…y, hej, hej!”, „Czarna d…, żółte cyce, to GKS Katowice”, „GKS Katowice – k…, ladacznice”, czy niepodrabialne – „Buda, buda, łańcuch, pies – Katowice, Katowice, GKS”.
Po słabiutkim początku w wykonaniu piłkarzy Legii, na szczęście szybko udało się opanować sytuację i doprowadzić do remisu, a tuż przed przerwą zdobyć nawet bramkę na 2-1. „Jazda z k…, hej Legio jazda z k…!” – niosło się w stronę piłkarzy wychodzących na drugą część spotkania. I tak jak życzyli sobie fanatycy, piłkarze ruszyli do ataków, grając niezwykle ambitnie, dołożyli jeszcze dwie bramki, a mogli nawet więcej. Niesamowicie w drugiej połowie wychodził nam „Hit z Wiednia”. Niesamowicie głośno dudniła również pieśń „Nasza Legia najlepsza w Polsce jest, pier… GKS”. A na sam koniec poleciało z pełną mocą „Gdybym jeszcze raz…” i pieśń ta wykonywana była do ostatniego gwizdka sędziego, a nawet chwilę dłużej, bo było na tyle fanatycznie i głośno, że nie zarejestrowaliśmy pytania spikera „Kto wygrał mecz?”.
Taką Legię, jak od 30. minuty tego meczu, chcielibyśmy oglądać zawsze – waleczną i ambitną. Podziękowaliśmy zawodnikom za ich postawę i trzy punkty, zaśpiewaliśmy w ich stronę „Legia walcząca, Legia walcząca do końca”, a następnie wspólnie wykonaliśmy „Warszawę”.
Przed nami czwartkowy wyjazd w Pucharze Polski do Legnicy, a następnie w niedzielę mecz przy Ł3 z Widzewem, na który oczywiście nikogo zapraszać specjalnie nie trzeba.
P.S. Na Żylecie wywieszone zostały transparenty „Kuba Ochota PDW!” i „Angelo wracaj do zdrowia”.

Źródło: legionisci.com

FOTOGALERIA: GieKSa.pl

FOTOGALERIA: GieKSa.pl (2)

FOTOGALERIA: GieKSa.pl (3)

FOTOGALERIA: gkskatowice.eu

FILM: 27.10.2024 Legia Warszawa – GKS Katowice KONFERENCJA

FILM: 27.10.2024 Legia Warszawa – GKS Katowice SKRÓT

FILM: 27.10.2024 Legia Warszawa – GKS Katowice DOPING

FILM: 27.10.2024 Legia Warszawa – GKS Katowice KULISY

Relacja sportowa

Legia: Kacper Tobiasz – Paweł Wszołek, Radovan Pankov, Rafał Augustyniak, Steve Kapuadi, Rúben Vinagre (69, Patryk Kun) – Kacper Chodyna (78, Tomáš Pekhart), Bartosz Kapustka (70, Luquinhas), Wojciech Urbański (78, Jurgen Çelhaka), Ryōya Morishita – Marc Gual (78, Migouel Alfarela).
Trener: Gonçalo Feio (Portugalia)

GKS Katowice: Dawid Kudła – Alan Czerwiński, Märten Kuusk, Arkadiusz Jędrych, Lukas Klemenz, Marcin Wasielewski (72, Mateusz Marzec) – Adrian Błąd (72, Sebastian Milewski), Mateusz Kowalczyk (72, Jakub Antczak), Oskar Repka, Bartosz Nowak (66, Borja Galán) – Adam Zreľák (81, Mateusz Mak).
Trener: Rafał Górak

Bramki: Steve Kapuadi (28), Kacper Chodyna (45), Arkadiusz Jędrych (60) samobój, Rafał Augustyniak (65) – Adam Zreľák (25)
Sędzia: Karol Arys (Szczecin).
Ż. kartki: Marc Gual (59), Jurgen Çelhaka – Mateusz Kowalczyk (34)

Na ten mecz kibice GKS-u Katowice czekali 19 lat. Katowiczanie w ramach 13. kolejki PKO BP Ekstraklasy przyjechali do Warszawy, by zmierzyć się z miejscową Legią. W składzie katowiczan doszło do jednej zmiany względem poprzedniego spotkania – w ataku Adam Zrel’ák zastąpił Borję Galána. Pierwsza połowa była prawdziwym rollercoasterem. W 11. minucie Zrel’ák uderzył po ziemi, ale Kacper Tobiasz odbił futbolówkę. Chwilę później spadła ona w pole karne pod nogę Alana Czerwińskiego, ale ten źle uderzył. W 19. minucie znów wpadliśmy w pole karne rywala. Tym razem próbował Adrian Błąd, ale znów piłkę odbił Tobiasz. W końcu w 25. minucie GKS miał rzut rożny. Do przedłużonego podania ze stałego fragmentu dopadł Zrel’ák, który strzałem głową wyprowadził GKS na prowadzenie.

Niestety od tego momentu do głosu doszli gospodarze. W 29. minucie Steve Kapuadi wykorzystał podanie przed bramkę i bez problemów skierował futbolówkę do siatki. Legioniści jeszcze kilka razy byli bardzo blisko trafienia, ale obrońcom GKS-u udało się w porę reagować. W ostatniej akcji pierwszej połowy zespół Goncalo Feio wyprowadził kontrę, w której Ryoyu Morishita dogrywał do Kacpra Chodyny. Ten zamknął akcję strzałem obok Dawida Kudły i tuż przed przerwą wyprowadził gospodarzy na prowadzenie. Na drugą połowę wracaliśmy więc z wynikiem 2:1 dla miejscowych.

W 49. minucie Chodyna miał doskonałą szansę na podwyższenie prowadzenia swojego zespołu, ale po podaniu wzdłuż bramki uderzył tuż obok słupka bramki strzeżonej przez Dawida Kudłę. W 62. minucie Arkadiusz Jędrych bardzo niefortunnie wybijał piłkę zagrywaną przed bramkę i ta niestety wpadła do siatki podwyższając prowadzenie Legii. Chwilę później było już 4:1, gdy Rafał Augustyniak przymierzył z dystansu i pokonał Kudłę. Za moment potężny strzał Morishity, który odbił się od poprzeczki i następnie od linii bramkowej. Dla GKS-u Katowice uderzali jeszcze Zrel’ák oraz Jakub Antczak, lecz obie próby były niecelne. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem gospodarzy.

Źródło: gkskatowice.eu

Relacja sportowa

Po remisie ze Śląskiem Wrocław mieliśmy mieszane uczucia. Z jednej strony remis u siebie z ostatnią drużyną w tabeli nie był czymś, co nas zadowoliło. Z drugiej strony po niezłej pierwszej połowie, druga część gry była już słabsza w naszym wykonaniu, a piłkarze Jacka Magiery złapali wiatr w żagle i momentami przeważali. GieKSa tego meczu nie przegrała, więc musieliśmy przyjąć punkt z dobrodziejstwem inwentarza. Po wygranych z Pogonią i Puszczą, tym razem musieliśmy obejść się smakiem, choć drugie czyste konto było aspektem, który był bardzo zadowalający. Legia przed meczem z GKS notowała zwyżkę formy. Po wcześniejszych słabych spotkaniach piłkarze Goncalo Feio zremisowali na wyjeździe z Jagiellonią, potem wygrali w Gdańsku, a w ostatni czwartek pewnie pokonali w Serbii Backę Topolę. Teraz warszawianie chcieli wrócić do dobrych występów na swoim stadionie. W porównaniu do poprzednich meczów trenerzy obu drużyn dokonali po jednej zmianie w składzie. W Legii w pierwszym składzie wyszedł Wojciech Urbański, który zastąpił występującego w czwartek w Serbii Luquinhasa, w GieKSie natomiast do wyjściowej jedenastki wrócił Adam Zrelak, a na ławce usiadł Borja Galan. W kadrze meczowej znalazł się też wracający po urazie barku Sebastian Bergier. Na długo przed meczem kibice zaczęli wymieniać się pozdrowieniami, co zapowiadało gorącą atmosferę podczas spotkania. Legia już od pierwszej sekundy przeprowadziła groźną akcję, gdy Morishita podawał do Chodyny, ale nasi piłkarze wybili futbolówkę z pola karnego. Niedługo potem katowiczanie wypracowali sobie dwa rzuty rożne, z których jednak nie było większego zagrożenia. W 7. minucie ładnie Zrelaka wypuszczał Nowak, ale szybszy był obrońca Legii. Po chwili świetnie rywalowi odebrał piłkę Kowalczyk, ale jego strzał z ponad 20 metrów był niecelny. W 10. minucie znakomitą okazję miała Legia i wychodzący sam na sam Morishita nie strzelał, tylko podawał do Chodyny – za plecy. Po chwili Nowak prostopadle podawał do Zrelaka, ale jego strzał w krótki róg obronił Tobiasz – jeszcze w tej samej akcji Błąd podał później do Czerwińskiego, który niepilnowany strzelił nad poprzeczką. Mecz nie zwalniał tempa. Minutę później mocne wstrzelenie Chodyny, wybijał na rzut rożny – nad poprzeczką Jędrych. Pierwsze dwanaście minut meczu to było istne cios za cios. Po chwili w polu karnym gospodarzy przekombinował Błąd. W 19. minucie kapitalną akcję miała GieKSa – Czerwiński w polu karnym zagrał do Zrelaka, ten obrócił się z piłką i podał do Błąda, ale nasz pomocnik z ostrego kąta strzelił mocno, a Tobiasz obronił. W 24. minucie sam na bramkę Tobiasza rozpędzał się Zrelak, ale dał się wyprzedzić rywalowi, który wybił piłkę na rzut rożny. Po kornerze Nowaka piłkę zgrywał na długi słupek Kuusk, a tam z najbliższej odległości Słowak głową skierował piłkę do siatki. Trzy minuty później był już remis – Chodyna podawał do Urbańskiego, ten zagrał do Morishity, który odegrał na piąty metr do Kapuadiego, a ten wpakował piłkę do siatki. Legia złapała wiatr w żagle i chciała pójść za ciosem, przejmując inicjatywę. ukoronowaniem której był bezproblemowy dla Kudły strzał Kapustki z dystansu. W 35. minucie zakotłowało się straszliwie na przedpolu bramkarza GieKSy – po wstrzeleniu Guala bliski strzelenia gola był Chodyna, jednak nie zdołał oddać strzału. Chodyna za to dośrodkował dwie minuty później, idealnie na głowę Morishity, ale jego mocny strzał sparował Kudła. W 41. minucie mieliśmy sporo szczęścia – piłkę najpierw na bramkę uderzał Gual, potem piętą Kapustka, ale czujny Klemenz wybił piłkę sprzed bramki. Po chwili akcję miał GKS – Kowalczyk rozprowadził akcję do Błąda, ten dośrodkował, ale odbita od obrońcy Legii piłka trafiła w rękawice Tobiasza. W 45. minucie szybką kontrę wyprowadzili gospodarze – Vinagre podał do ziemi do Chodyny, a ten wpakował piłkę do siatki. Co ciekawe bramkarz doliczył jedną minutę, bramka padła dokładnie w 45:00, piłkarze Legii cieszyli się minutę i sędzia zakończył pierwszą połowę. To by było na tyle, jeśli chodzi o brednie komentatorów mówiących o tym, że sędzia dolicza „co najmniej jedną minutę”. Pierwsza połowa była Kapitalnym widowiskiem, GieKSa grała swoje, na ile mogła, ale Legia postawiła bardzo mocne warunki i sprawiała również bardzo dobre wrażenie. W drugiej połowie pierwszą groźną akcję miała Legia. Morishita zagrywał w pole karne, przeciął piłkę Kudła i aby nie doszedł do wyśmienitej sytuacji Wszołek, musiał wybijać Jędrych. Po chwili… powinno być 3:1. Gual zagrywał na czwarty metr do Chodyny, ale te nie trafił do pustej bramki. W 53. minucie z kontrą ruszyli goście, Zrelak odgrywał do Nowaka, ale ten zamieszał się w drybling, zamiast zagrywać do Kowalczyka. W 56. minucie z dwudziestu metrów uderzał zbyt lekko Kapustka. Po chwili Wszołek dośrodkował na głowę Guala, ale ten strzelił nad poprzeczką. GieKSa próbowała wyjść z własnej połowy, ale w akcjach ofensywnych było sporo niedokładności. W 60. minucie doszło do kuriozalnej sytuacji, w wyniku której straciliśmy trzecią bramkę. Piłkę w pole bramkowe zagrywał Chodyna, a próbujący ją wybić Jędrych, niefortunnie kolanem skierował futbolówkę do własnej bramki. W 65. minucie na indywidualny rajd zdecydował się Rafał Augustyniak, po czym uderzył z 20 metrów w prawy róg bramki Kudły. Trzy minuty później huknął z 25 metrów Morishita, ale piłka odbiła się od wewnętrznej strony słupka i dosłownie centymetrami stykała się jeszcze z linią bramkową, gdy upadła na ziemię. W 77. minucie Zrelak zdecydował się na strzał spoza pola karnego, ale uderzył nad poprzeczką. W 83. minucie wprowadzony chwilę wcześniej Pekhart trafił do siatki, ale był na spalonym. W 90. minucie na strzał z pola karnego zdecydował się Marzec, ale uderzył nad poprzeczką. W pierwszej połowie do pewnego momentu mecz był bardzo wyrównany, choć na pewno nie były to piłkarskie szachy, tylko wymiana ciosów. Z czasem Legia zaczęła przeważać, a w drugiej połowie to już była pełna dominacja. GieKSa po meczu z Górnikiem po raz drugi przegrała wysoko, ale na pewno nie był to tak słaby mecz jak w Zabrzu. Przede wszystkim to rywal był w znakomitej dyspozycji i naprawdę trudno było mu się przeciwstawić. Prawdopodobnie był to najlepszy mecz gospodarzy w sezonie – Legioniści grali szybko, efektownie i z polotem. GieKSa podjęła walkę, ale mecz przegrała. Wstydu nie było, a z pewnych elementów tego spotkania można na przyszłość zrobić użytek. Rywal był dziś poza zasięgiem.

Źródło: GieKSa.pl