MK Górnik Katowice 1-1 Odra Opole

29.10.1994, sobota

Relacja Odry

Wyjechaliśmy z Opola o siódmej z groszem zwykłym elektrykiem. W pociągu, oprócz pijaństwa, śpiewów i lecących za okna butelek nic ciekawego się nie działo. Butelki potem zaczęliśmy oszczędzać, gdyż mogły się przydać na kibiców GKS-u Katowice, którzy z  kolei mogli się pokazać na meczu. Niektórzy mieli ubaw, gdyż jakiś nawiedzony pasażer czytał na głos Biblię lub podobną książkę. Opowiadał różne rzeczy tak, że zachodziła obawa czy czasem któryś z kiboli się nie nawróci! Ha, ha! W Gliwicach mieliśmy przesiadkę. Nowym pociągiem nie zajechaliśmy jednak za daleko.

Gdzieś w Rudzie Śląskiej musieliśmy opuścić banę, gdyż nie chciała z nami ruszyć. Dzwoniono na policję czy też soków i perspektywa spotkania się z całą tą ekipą mundurowych nie należała do najweselszych. Podobno poszło o to, że ktoś sprzedał buty asfaltowi jadącemu też tym składem. W każdym bądź razie cała banda wysypała się na peron i z rykiem uderzyła na miasto w poszukiwaniu jakiegoś środka transportu, mogącego nas zawieźć do Katowic. Opanowaliśmy ostatni wagon tramwaju i dotarliśmy pod dworzec PKP w Katowicach. Stamtąd autobusem prosto w okolice stadionu. Na przystanku czekało kilku klientów z GKS-u, na których uderzyliśmy prosto z autobusu. Smarowali wrotki aż miło! Jeden nawet zgubił laczka!

Potem w towarzystwie kilku gości z Polonii Bytom zajęliśmy kufel. Na stadion oczywiście się wbiliśmy. Razem było nas wszystkich około 50-ciu typa. Przyjechało też dużo glin. Mimo to, przez większą część meczu trwała gonitwa za kibicami „Gieksy” poza stadionem. Jeden z katowiczan miał na swoim wyposażeniu łańcuch z kulą z kolcami. Ciekawa rzecz. U nas jeden miał baseball’a i też do niego nikt nie podskoczył. W przerwie psy zwinęły paru od nas i trochę ich obiły na pobliskim komisariacie (lali i kopali gdzie popadło, skurwiele! jak tu lubić policje?). Zabrali im szale i pasy. My na sektorze się tylko z nimi trochę poszarpaliśmy (było nas malutko – reszta nie wróciła jeszcze z ulic, gdzie gonili GKS). O dziwo, po skończeniu meczu oddali nie tylko szale, ale i pasy! Może poskutkowało to, że im wytknęliśmy § 208 K.K., czyli kradzież zuchwałą, a taką z pewnością było bezprawne zabranie szalików. W drodze powrotnej już nas eskortowali. Na przystanku zebrało się góra 2 dyszki „Gieksy”, ale do niczego nie doszło. W autobusie po pyskach dostało dwóch gówniarzy opowiadających się za GKS-em. Gliniarze straszyli nas, że na dworcu w Katowicach są trzy stówki GKS-u, którzy się czają na Widzew grający tego samego dnia w Chorzowie z Ruchem. Nie było jednak ich tam. Już podczas wsiadania do pociągu natknęliśmy się na kilku osobników z Ruchu (wśród nich było paru z Torunia), lecz ze względu na policję do niczego nie doszło. Za to skręcono jednego od nas. W pociągu spokój. Patrzyliśmy, czy nie będzie czasem kiboli Ruchu po drodze, ale było spoko. Za to przed Zabrzem, w wyniku śmiałej i szybkiej akcji, 5 kibiców Górnika pozbyło się swoich szali, wyłapując przy okazji niezły oklep.

Przesiadka znów w Gliwicach. Tam dopiero część kiboli ujawniła swoje wielkie zainteresowania muzyczne, pożyczając sobie (oczywiście bezzwrotnie) ze sklepu muzycznego walkmana i kilkanaście kaset. Bez przeszkód już, wróciliśmy do Opola.

Jacek

Źródło: zin SZALIKOWCY 1994 nr. 0