18.10.2008, sobota 15:00 – widzów 2000
Relacja kibicowska
Mecz rozgrywany w Czechowicach, z powodu remontu stadionu w Bielsku. Od dawna wiedzieliśmy, iż nie zostaniemy wpuszczeni z powodu braku sektora dla gości, dlatego na ten wyjazd nikt od nas się nie wybiera.
Źródło: ULTRA nr5 i zin SK1964 nr 11 (Katowice)
Relacja sportowa
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Szymański – Cienciała, Szmatiuk, Konieczny, Dancik, Sacha (77. Pater), Jarosz, Ziajka (62. Matusiak), Żmudziński (59. Świerblewski), Zaremba, Chrapek
Trener: Marcin Brosz
GKS Katowice: Jacek Gorczyca – Szymon Kapias, Krzysztof Markowski, Daniel Treściński, Damian Mielnik, Grzegorz Domżalski (20. Maciej Budka), Grzegorz Bonk, Bartosz Iwan (70. Łukasz Wijas), Piotr Plewnia, Gražvydas Mikulėnas, Łukasz Janoszka (84. Krzysztof Kaliciak)
Trener: Adam Nawałka
Bramki: Bartłomiej Konieczny (28)
Sędzia: Łukasz Śmietanka (Radom)
Ż. kartki: – Bartosz Iwan
Cz. kartki: – Jacek Gorczyca (19)
W sobotnim meczu Podbeskidzia i GKS-u Katowice w głównych rolach wystąpili bramkarze. Ostatecznie stadion w Czechowicach znowu okazał się szczęśliwy dla drużyny z Bielska-Białej, która o jedną bramkę była lepsza od GKS-u.
Trzy kwadranse przed pierwszym gwizdkiem jako pierwszy na murawie stadionu w Czechowicach-Dziedzicach pojawił się Sebastian Szymański. Ogolony na łyso zawodnik wbiegł z torbą pełną piłek. Rezerwowego golkipera Podbeskidzia tego dnia czekał występ w podstawowej jedenastce.
Szymański ma blisko trzydzieści lat, ale odkąd trafił do bielskiego klubu głównie przesiaduje na ławce rezerwowych. W poprzednim sezonie zagrał raz, w obecnym zaliczył 45 minut. Teraz wobec kontuzji Łukasza Merdy miał powstrzymać napastników Gieksy.
Niespodziewanie kluczowymi postaciami sobotniego meczu stali się także dwaj bramkarze gości. Wszystko przez zdarzenie z 18 minuty. Na bramkę zespołu z Katowic pędził wtedy Paweł Żmudziński, a już za polem karnym strzał bielszczanina powstrzymał Jacek Gorczyca. Sędzia uznał, że pomógł sobie przy tym ręką i pokazał mu czerwoną kartkę.
- Za nic nie dotknąłem jej ręką. Uderzyła mnie w klatkę piersiową, właściwie prosto w splot słoneczny – demonstrował Gorczyca potem zagranie, pokazując dziennikarzom jak mocno miał odchylone ręce. – Sędzia wypaczył wynik meczu – pieklił się.
W bramce zastąpił go młody Maciej Budka (dotąd 180 minut w bramce GKS-u na pierwszoligowych boiskach). – Nie była to komfortowa sytuacja, bo wszedłem bez rozgrzewki. Niespodziewanie – mówił potem Budka, który zaczął nieszczególnie. Przy interwencji piłka odbiła mu się tak niefortunnie, że wypadła na rzut rożny. Sekundy później po tym rogu piłkę do siatki wpakował Bartłomiej Konieczny.
Wydawało się, że miejscowi zgniotą grających w dziesięciu katowiczan i odeślą ich z pokaźnym kontem straconych goli. Ale nic z tego. Czas upływał i to Gieksa grała coraz lepiej.
Wspomniany na wstępie Szymański spisywał się jednak bez zarzutu. Największe brawa należą mu się za sytuację z drugiej połowy, gdy w efektownym stylu obronił strzał Łukasza Janoszki. To była zdecydowanie najlepsza okazja Gieksy w meczu. – Tremy nie miałem. Mam swoje lata i nie mam się czego bać – mówił potem golkiper gospodarzy, który chwalił jednocześnie młodszego o siedem lat bramkarza przyjezdnych. – Słyszałem o nim już wcześniej. To jest naprawdę dobry chłopak – mówił Szymański.
Po przerwie Budka rzeczywiście pokazał, że na grze między słupkami się zna. Obronił kilka strzałów i nie dał się zaskoczyć rywalom. – Graliśmy w dziesiątkę, ale mieliśmy swoje szanse i mogliśmy osiągnąć remis. Mój występ chyba nie był najgorszy – przyznał.
Trener Adam Nawałka zganił swoich piłkarzy za bardzo słabe dwa pierwsze kwadranse. – Przez pierwsze trzydzieści minut rozegraliśmy bardzo złe spotkanie. Zastanawiające, że lepiej nam szło w osłabieniu – kręcił głową.
Kibice, którzy przez kilkadziesiąt minut wyzywali i obrażali sędziego (wściekli, że nie uznał gola Krzysztofa Chrapka w pierwszej połowie), pod koniec meczu gwizdali już nawet na własnych zawodników zdenerwowani ich nieporadnością.
Po meczu swoich zawodników wziął w obronę trener Marcin Brosz. – Niekiedy jest tak, że głowa chce, a nogi nie dają rady. Przez trzydzieści minut graliśmy swoją ukochaną piłkę, a potem trzeba się było przestawić na grę pozycyjną. Nie było to łatwe – usprawiedliwiał się szkoleniowiec.
Po końcowym gwizdku ze sportowego widowiska impreza mogła zamienić się w wydarzenie detektywistyczno-kryminalne. – Niech panowie zobaczą co zrobił bramkarz gości – zachęcał dziennikarzy Władysław Szypuła, dyrektor klubu z Bielska-Białej.
Okazało się, że zdenerwowany czerwoną kartką Gorczyca skopał drzwi szatni, wybijając w nich dziurę. Na miejscu pojawili się więc policjanci. – Może niech spec od kryminalistyki się tym zajmie – padło z ust jednego z rozmówców.
Wydaje się, że cała sprawę kończą słowa, które powiedział bramkarz GKS-u. – Poniosły mnie nerwy. Najmocniej wszystkich przepraszam. Koszta zniszczeń pokryję – zapowiedział Gorczyca stojąc przed feralnymi drzwiami.
Źródło: sport.pl / Piotr Płatek