14.11.2001, środa 18:00 – widzów 22 000 – Poznań, stadion Lecha
Relacja sportowa
POLSKA: Radosław Majdan (46. Adam Matysek) – Tomasz Kłos, Jacek Bąk, Tomasz Hajto, Michał Żewłakow (46. Jacek Krzynówek) – Bartosz Karwan (46. Paweł Kaczorowski), Piotr Świerczewski, Arkadiusz Bąk (46. Mariusz Kukiełka), Marek Koźmiński – Emmanuel Olisadebe (46. Sypniewski), Paweł Kryszałowicz (46. Artur Wichniarek).
Trener: Jerzy Engel
KAMERUN: Boukar – Lauren, Tchato (78. Mettomo), Kalla, Song, Wome – Njitap, Olembe, Foe – Eto’o (87. N’Diefi), M’boma (73. Suffo).
Trener: Ľuboš Micheľ
Sędzia: M. Lubosz (Słowacja)
Ż. kartki: Piotr Świerczewski (53), Michał Żewłakow (55) – Rigobert Song (53)
W ostatnim w tym roku meczu reprezentacja Polski bezbramkowo zremisowała z Kamerunem. Po bardzo słabej drugiej połowie piłkarze kończyli mecz w akompaniamencie gwizdów.
Godzinę przed meczem stadion Lecha był niemal wypełniony. Kibice stworzyli fantastyczną atmosferę. Po sukcesach kadry staje się to powoli regułą.
Po płycie stadionu Lecha przeszła Orkiestra znad Baryczy, która zaśpiewała piosenkę o „jastrzębiach Engela”. Kiedy śpiewali refren: „Do boju jastrzębie, do boju, tak orzeł znów wysoko lata, za rok Polska będzie mistrzem świata”, przy ławce bocznej rozmawiali trenerzy obu zespołów – Winfried Schaeffer i Jerzy Engel. Prowadzący gości Niemiec prosił o grę fair. Jego zawodnicy nieczęsto grają w temperaturze zero stopni. Poza tym za dwa miesiące Kamerun czeka w Mali turniej o Puchar Narodów Afryki. Mistrzowie olimpijscy z Sydney będą tam bronić tytułu.
Sposobem Polaków na obronę rywali były prostopadłe podania za głowy „trzech kameruńskich wież” grających w środku obrony.
Po akcji Kryszałowicza – w pierwszej połowie jako jedyny nie bał się pojedynków z Kameruńczykami – i odegraniu Karwana strzał napastnika Eintrachtu z 10 m nieznacznie minął bramkę.
W 17. min po dobrej akcji Piotra Świerczewskiego piłkę po strzale Kryszałowicza kameruński bramkarz odbił na róg. Kilka sekund później, po dośrodkowaniu, Kłos omal nie zdobył gola, ale obrońca wybił piłkę po jego uderzeniu głową.
Później Polacy oddali przeciwnikom inicjatywę. Ale Kameruńczycy nie kwapili się do ataków. Pod pole karne posuwali się trójką, najwyżej czwórką, licząc bardziej na indywidualne popisy niż zespołowe akcje. Polscy obrońcy popełnili kilka błędów, zdarzały im się kiksy. Po jednym z nich i zamieszaniu na polu karnym Radosława Majdana groźnie strzelał Geremi. Piłka musnęła poprzeczkę i wyszła poza boisko.
Druga połowa – do której nie wyszedł Karwan cierpiący na ból ścięgna Achillesa – zaczęła się od dynamicznej akcji Geremiego, ale dośrodkowanie było niedokładne. Później Polacy i Kameruńczycy grali nieskładnie, niewiele działo się pod bramkami. Więcej w środku pola, zwłaszcza gdy doszło do spięcia między Piotrem Świerczewskim a Rigobertem Songiem. Obaj dostali po żółtej kartce.
Kwadrans przed końcem po akcji pierwszego Polacy mieli jedną z lepszych okazji w całym spotkaniu. Sypniewski na prawym skrzydle ograł dwóch przeciwników. Wbiegł na pole karne. Mógł strzelać, ale postanowił podawać. Piłkę toczącą się do Świerczewskiego dotknął Wichniarek, psując dobrze zapowiadającą się sytuację.
Koniec meczu był bezbarwny, emocje na murawie – jak temperatura – były bliskie zera. Zmęczeni Polacy i Kameruńczycy nie decydowali się na szybkie akcje. Kibice na trybunach znudzili się tym, co działo się na boisku. W doliczonym czasie gry rozległy się na trybunach gwizdy. Dopiero po zakończeniu meczu kibice podziękowali piłkarzom oklaskami.
Źródło: sport.pl