06.09.1995, środa 17:00 – widzów 20 000 – Zabrze, stadion Górnika
Przyjrzyjmy się jednemu z ciekawych meczów z lat 90-tych. Polska vs Rumunia, kwalifikacje do Euro 1996 w Anglii. Wielkie marzenie większości fanów piłki nożnej, aby dotrzeć do turnieju w Anglii. Wielu polskich kibiców widziało w tym czasie chusty z popularnych angielskich klubów.
Polska zajęła czwarte miejsce w swojej grupie i nigdy nie dotarła do Anglii.
Mecz ten został rozegrany na stadionie im. Ernesta Pohla w Zabrzu. Pierwotnie ten stadion nosił nazwę Adolf Hitler Kampfbahn, kiedy został ukończony w 1936 roku, a później w 1946 roku przemianowany na Stadion Górnik (do 2005 roku). Na oczach sfrustrowanych widzów wynik zakończył się wynikiem 0: 0.
Źródło: ultras.tifo.net
Kibice w liczbach: Arka 300, Cracovia 150, GKS Katowice 50, Tychy 150, Górnik Zabrze 800, Lech 120, Lechia 30, Legia 20, ŁKS 65, Pogoń 30, Polonia Bytom 250, Radomiak 80, Ruch 300, Śląsk 120, Widzew 100, Zagłębie Sosnowiec 350, Zawisza 70.
Źródło: zin ARCYŁOTRY 1996 nr 1
Wspomnienia kibica Zagłębia
Na ten mecz wybieramy się pociągiem (ok 350 osób głównie z Sosnowca + Legia).
Droga w tamtą stronę w miarę spokojna. Dojeżdżamy do Zabrza, kierujemy się pod stadion oczywiście w asyście psiarni. W ogóle psiarni tamtego dnia na mieście to jak w stanie wojennym.
Dochodzimy pod stadion, a tam lata 90-te w pełni. Już z daleka widać ganianki.
Setki osób w pomarańczowych flekach i widać , że większość przyjechała niekoniecznie oglądać mecz . Prawie wszyscy na sobie klubowe barwy.
Pijemy piwo, patrzymy na koronę stadionu, a tam jakieś ganianki i to niezłe.
Kto to kogo znowu gania? . O ku***! Arka gania naszych.
Idzie fama, że potargali dwie nasze nowiutkie flagi. Bezsilność. Stoisz w ścisku przed stadionem, otoczony psami i nic nie możesz zrobić. Wydało się , że grupa od nas ok 50 osób przyjechała osobno autokarem i mieli ze sobą dwie flagi ( te skrojone). Byli na sektorze ok 30 min przed resztą grupy ( 350 osób). Tak , że Panowie Arkowcy dobrze wiecie ile było osób z Sosnowca na sektorze jak kroiliście flagi. Ale oczywiście akcja na Wasz plus.
W końcu wpadamy na stadion chwila awantury z Arką i między nami powstaje gruby kordon psów. Ok, Triada z przydupasami z lewej, nie da się dojść , ale z prawej nikt nie pilnuje. Szybki rzut oka kto to?. A tu GKS Katowice, wymieszani z jakimiś piknikami. Ktoś za flagi wyłapać musi. Szybkie kopy. tamci uciekają na koniec sektora. Po chwili już i z tamtej strony mamy kordon.
Arka cały czas walczy z psami z kordonu, a my ten kordon z drugiej strony.
Na stadionie meksyk. Co drugi sektor ktoś się napierdala. Non stop coś lata nad głowami ( race, ławki, kamienie). Co chwile coś się pali na bieżni stadionu.
Na sam mecz to nie patrzałem, ani chwili . I tak cały mecz. Ekip obecnych na meczu nie będę wymieniał bo byli prawie wszyscy w różnych liczbach.
Kilka minut do końca meczu i kumpel mi podaje pomysł. Chodź na wcześniejszy pociąg ,ja wiem o której jest. Oki idziemy bo później stąd się nie wyjedzie.
Wyszliśmy ledwo za bramę stadionu, a tu już lecą jakieś trole z pasami ( bardzo popularna wówczas broń . Szybki rzut oka, czterech, ale młodsi od nas. Nie uciekamy. Chwila bijatyki, koleś trafiony klamrą z czymś ciężkim na końcu zalewa się farbą . Napastnicy chyba przestraszyli się widoku krwi bo uciekli.
No to szmata na łeb i idziemy dalej. Zatrzymuje nas psiarnia i pogotowie.
Zgadzamy się na szycie na miejscu. Kilka minut i koleś już z turbanem na głowie.
Zresztą w ten dzień dużo turbaniarzy chodziło po mieście
Zachodzimy na dworzec, a tam Górnik gania się z psami po peronach.
Te kurwy latają i pałują kogo popadnie. Do czasu, aż zaczynają się po kolei schodzić coraz to nowe ekipy. Co nowa ekipa w okolicy dworca to awantura coraz bardziej przybiera na sile. W końcu się zrobił taki burdel, że już nikt nic nie wie.
Psów coraz więcej, ale coraz to nowi kibice dochodzą. Leją się wszyscy z wszystkimi. I tak z godzinę. W końcu psy opanowały okolice dworca, stoją na
peronie i wpuszczają w zależności kto i gdzie jedzie. Oczywiście przed wejściem do pociągu zajebista ścieżka zdrowia.
Jest w końcu pociąg do Katowic. Postanowiliśmy się wmontować tyłem przez okna.
Lecimy nasypem dopadamy ostatnich wagonów i fru przez okna. Za nami postąpiło podobnie kilkadziesiąt osób. W pociągu do Katowic wymieszana cała Polska.
Cały czas dalej awantury w pociągu i jeden tyszanin latający z bagnetem.
Starsi tyszanie pewno będą wiedzieć o kogo chodzi, ponieważ ten kolo się powiesił kilka lat później, a wiem że była to persona znana w Tychach.
Podsumowywująca, mogę powiedzieć , że był to jeden z moich lepszych meczów,
a dzisiejsi Arkowcy mogli by się uczyć od swoich poprzedników, bo nie będę ukrywał, że mieli wtedy naprawdę dobrą bandę.
Źródło: efanatyk-page.blogspot.com
FILM: 06.09.1995 Polska – Rumunia
Relacja sportowa
Polska: Jacek Bednarz, Andrzej Juskowiak, Tomasz Wałdoch, Waldemar Jaskulski, Andrzej Woźniak, Jacek Zieliński. W dolnym rzędzie od lewej: Marek Koźmiński, Tomasz Wieszczycki, Piotr Świerczewski, Roman Kosecki (kapitan), Tomasz Iwan.
Trener: Henryk Apostel
Rumunia: Bogdan Stelea, Dan Petrescu, Daniel Prodan, Gheorghe Mihali, Tibor Selymes, Dorinel Munteanu (75 Constantin Galca), Ioan Lupescu, Gheorghe Popescu, Ovidiu Sabau, Ion Vladoiu (64 Basarb Panduru), Marius Lacatus (84 Ion Timofte)
Trener: Anghel Iordănescu
Sędzia: Dermot Gallagher (Oxfordshire, Anglia)
Ż. kartki: Świerczewski 37, Bukalski 88 – Sabau 12, Lacatus 25, Mihali 32, Galca 82
Trzy tygodnie po pamiętnym wyjeździe do Francji nad Wisłę przyjechał lider grupy Rumunia. Podopieczni Henryka Apostela wiedzieli, że ewentualna strata punktów znacznie skomplikuje drogę na angielskie Euro. Zadanie jednak było niezwykle trudne. Dość powiedzieć, że jedna z rewelacji mundialu ’94 w tych eliminacjach jeszcze nie przegrała. W Zabrzu zabrakło co prawda największej gwiazdy gości Gheorghe Hagiego, ale na boisku kibice zobaczyli innych światowej klasy piłkarzy, takich jak Bogdan Stelea, Dan Petrescu, Dorinel Munteanu, Ioan Lupescu czy Gheorghe Popescu. Na tle silnego rywala Polacy zaprezentowali się przyzwoicie, a do zgarnięcia pełnej puli zabrakło im szczęścia w kluczowych momentach. Wysoką formę potwierdził także Andrzej Woźniak. „Książę Paryża” tym razem nie dał się pokonać.
Źródło: laczynaspilka.pl