Polska 2-0 Grecja

12.08.2009, środa – Bydgoszcz

Relacja GieKSiarza

Nie znoszę wcześnie wstawać… zbiórka w Katowicach została wyznaczona na godzinę 9.30, a musiałem tam jeszcze dojechać. Łyknąłem w drodze red bulla i dotarłem na miejsce. Po chwili dotarł K, a następnie S. W takim gronie udaliśmy się po szybkie zakupy (zgadnijcie co? – tak, piwka) i wsiadamy do pociągu. Dosiadamy się do przedziału, w którym siedzą dwie starsze panie i jeden starszy jegomość. Pierwsze piwka otwieramy i zaczynamy rozmowy na bardzo poważne tematy ;) Tego dnia tempo alkoholowe narzuca K, co trochę dziwi, bo S jest znany jako „legend” :) i to on zazwyczaj narzuca tempo. Nasi współpasażerowie wysiadają po jakimś czasie i cały przedział jest nasz! Szybko się w nim gospodarujemy – kolejne piwka, vlepy. Zaczynamy także trenować nasz śpiew, najaktywniejszy jest K, który robi za naszego młynowego. W pociągu nie ma Warsa, ale dobrzy ludzie chodzą i sprzedają piwa, z czego naturalnie korzystamy. Tak więc doping w pociągu prowadzimy na wysokim poziomie!

W pewnym momencie dostrzegamy w przedziale obok śliczną blondynkę, teraz więcej czasu spędzamy w korytarzu niż w przedziale :) Jednak kobieta nie jest chyba zainteresowana kibicami, bo cały czas nos miała w książce ;) Jednak kilka fotek jej zrobiliśmy, ach ten jej dekolcik ;) Około 18 dotarliśmy do stacji Bydgoszcz, wysiadamy i idziemy na kebaba. Ruszamy w stronę stadionu, dołącza do nas trzech chłopaków z Rakowa i idziemy dalej. Po stadionem dołączają jeszcze czterej znajomi: D, St, Ch i Sz. I wszyscy razem pakujemy się na stadion! Wejście i sama kontrola przebiegła bardzo szybko i sprawnie (brawo!). Bilety mamy w różnych sektorach, ale idziemy wszyscy do jednego i wybieramy sobie najlepsze miejsce :) Nikt nas nie wygania, więc jesteśmy tam do końca spotkania. Początek spotkania zaczyna się od ciekawego wydarzenia. Na trybunie głównej chłopaki z Zawiszy Bydgoszcz wieszają transa: „GLIŃSKI BYŁEŚ HYDROCWANIAKIEM, NIGDY NIE BĘDZIESZ ZAWISZAKIEM”. Po chwili próbuje go ściągnąć ochrona, ziomki z Zawiszy wyskakują ze swojego sektoru i chwilę trwa szarpanina. W końcowym rozrachunku kibice odzyskują transa. Doping prowadzi chłopak z Wybrzeża, do którego dołącza ziom z Szydłowianki. Śmiało można powiedzieć, że próbowali rozruszać sektor w dobrym skutkiem. Doping na średnim poziomie, ale czego można oczekiwać od niektórych osób – widziałem sporo ludzi z lornetkami, trafiła się nawet jedna babka z parasolem (jakim cudem go przemyciła?). W pierwszej połowie mecz jest nudny, szybko przechodzi do historii. Druga część już lepsza, obie bramki strzela naturalizowany Ludovic Obraniak. Niektórzy z nas mają mieszane uczucia co do graczy, którzy dostali Polskie obywatelstwo.

Po meczu chcemy jeszcze w pobliskim ogródku wypić piwko, ale jest zamknięty, więc tramwajem przemieszczamy się do centrum. Wysiadamy kilka stacji wcześniej i musimy iść z buta sporo drogi. Pożądanym sklepem jest monopolowy, który bez problemu znajdujemy i zaopatrujemy się w zapasy, które pozwolą nam przetrwać w pociągu.

Na stacji PKP siadamy w ogródku i wypijamy po browarze. Ja jestem trochę wkurwiony, bo na fasolkę po bretońsku czekam dobre 15 minut, a jak już dostałem to była niedobra… Pociąg oczywiście ma opóźnienie, a wsiadają do niego ja, K, St, Ch i chłopaki z Rakowa.

O wolnym miejscu można tylko pomarzyć, bo w kuszetkach są kolonie… rozbijamy więc obóz w korytarzu wraz z wieloma innymi kibicami. Najbardziej wściekła jest dziewczyna, która pilnuje tych koloni. Nie dość, że większość próbuje do niej podbić, to jeszcze jeden z kibiców trochę wobec niej przeholował… Jednak spotkał się z ostrą reakcją A (szacunek). Muszę wspomnieć jeszcze o zabawie na stacji, wszyscy w oknach i śpiewamy: „drugi wagon odpowiada”. Fajnie wygląda śpiew na dwa wagony :) W pociągu chodzi służbista kanar, który bez litości wypisuje nam bilety. Nie ma co ukryć większość z nas jest tym faktem wkurwiona! Dwóch chłopaków z Rakowa kupuje jednak bilet tylko do Kutna, co potem okazało się zgubne… W pociągu trwa libacja, ale kulturalna. Jest sporo kibiców z różnych klubów, więc rozmowy trwają w najlepsze. Po jakimś czasie sporo kibiców wysiada na swoich stacjach, a my zdobywamy kuszetkę – można wreszcie usiąść wygodnie. W ciszy i spokoju popijamy sobie piwka aż włazi konduktor. Kutno już dawno minęliśmy…. więc się zaczęło.

Chłopaki dowodów nie mają ;) , więc kanar powiadamia, że na następnej stacji będzie czekać policja i poszedł… Szybka narada i zapadła decyzja, że chłopaki zaraz jak tylko pociąg stanie, to wysiadają i zmykają. Tak też zrobili, a policji na stacji nie było. Konduktor przychodzi ponownie i jak automat powtarza, że na kolejnej stacji będzie psiarnia, zaczyna też przeszukiwać pociąg na własną rękę. Nas też próbuję zastraszać, ale mamy go w dupie. W Częstochowie opuszcza nas ostatni ziom z Rakowa. Po jakimś czasie mamy kolejną przygodę z konduktorem. Do kuszetki przychodzi nowy i zaczyna sprawdzać bilety, St, zaspany zaczyna szukać swojego biletu. Szuka, szuka, szuka i nic. Zaglądamy pod siedzenia, sprawdzamy wszystkie kąty i nic. Kanar zaciera ręce i zaczyna wypisywać nowy bilet, my robimy zrzutkę na bilet. St jeszcze raz zagląda do kieszeni i… wyciąga bilet, mina kanara bezcenna :) Oszołomienie, a potem wkurwienie. Próbuje wcisnąć nam kit, że za długo czekał na bilet i musi wypisać nowy, ale nie dajemy się nabrać na ten bajer! Ja z K wysiadam z Dąbrowie Górniczej i przesiadamy się na pociąg do Katowic. Biletu już nie kupujemy, jesteśmy czujni, jakby co ;) Docieramy na miejsce bez problemu, ja zaraz łapię busa do mojego miasta – przesypiam cała drogę. W domu po 9 rano – spać!

Źródło: zin BIAŁO-CZERWONI POLSKA ON TOUR nr 1 (Katowice)