Relacja GieKSiarza
Pod stadionem zjawiamy się w okolicach południa. Ponieważ mamy jeszcze mnóstwo wolnego czasu, zostawiamy samochody u znajomego w firmie (naprzeciw stadionu) i postanawiamy zrobić sobie spacer na Westerplatte. Jak się okazało, nie tylko my mieliśmy taki plan i pod pomnikiem spotykamy sporą ilość kibiców, w tym kilka większych grup. Pod pomnikiem warta odnotowania śmieszna sytuacja, kiedy kilku polskich kibiców, zawraca niemiecką wycieczkę ubraną w narodowe barwy niemieckie. Niemcy tłumaczą, że chcą zrobić tylko zdjęcie, na co polski kibic odpowiedział: „Spytaj dziadka, on tu był 70 lat temu, na pewno jakieś zdjęcie ma. No photo, auf wiedersehen…” Następnie wsiadamy w autobus i jedziemy do centrum Gdańska. Zwiedzamy starówkę, zjadamy jakiś obiad i wracamy pod stadion. W między czasie mijamy mnóstwo kibiców, w tym duża ilość osób w barwach Lechii oraz ich zgód. Wsiadamy w SKM’ke (lokalna kolej miejska) i wracamy na stadion. Tu przy okazji pozdrawiam pewna panią z pociągu, która jak się okazało, od słowa do słowa, jest fanką naszej GieKSy
Wysiadamy z pociągu i rozpoczynamy półgodzinny spacer do stadionu. Jak się okazało, policja zamknęła cały kwartał wokół stadionu i tym samym trzeba dymać z buta kilka kilometrów. Kilku decyzyjnych debili, którzy wpadli na taki pomysł, chętnie bym wysłał na mecze ligi niemieckiej, czy też angielskiej, niech sprawdzą czy i tam na każdym meczu ligowym (nie rzadko po 80 tys. widzów) też zamykają całą dzielnice. Jeżeli ktoś zapyta co z parkingiem pod stadionem, owszem był, ale nie dla wszystkich, czyt. „nie dla pospólstwa”.
Organizacja już na samym obiekcie dobra, poza jedną karygodną i kuriozalną sytuacją, o której zapewne wszyscy słyszeli. Organizator wymyślił sobie że maksymalne rozmiary flag wnoszone na stadion to 2m x 1,5m. Tym samym, te większe musiały być cięte, aby można je było wnieść na obiekt! Co ciekawe kibice gości nie byli do tego zobligowani. Tak więc, przed bramami trwało w najlepsze cięcie i rwanie polskich flag narodowych. Wchodzimy na stadion. Nie zdążyłem jeszcze wejść na schody, a steward już nas pogania, żeby iść szybciej, nie stać w przejściach i siadać na krzesełkach. Jak w teatrze! Podczas meczu to samo. Proszę siadać, proszę nie wstawać. Poza kilkoma kumatymi osobami na sektorze, reszta same wąsy i janusze. Generalnie jeden wielki piknik, popcorn i cola. Zorganizowanych ekip nie zauważyłem. Doping samoistny, bądź inicjowany przez pojedyncze grupki z dwóch/trzech tych samych sektorów. Największa żenada była przy „wszyscy wstają i śpiewają”. Wszyscy wstali i dokończyli powtarzany tekst „wszyscy wstają i śpiewają” , jednocześnie klaskając jak na siatkówce (coraz szybciej) i…. usiedli, zanim zaintonowano co śpiewamy. Generalnie rzecz biorąc cały mecz, jeden wielki folklor, taki sobie agro-doping.
To, jak i ile czasu wyjeżdżaliśmy z parkingu, pozostawię bez komentarza. Dodam tylko tyle, że niektórzy w aucie zdążyli się porządnie wyspać.
pomp
Źródło: zin SK1964 nr 38 (Katowice) listopad 2011
Na trybunach byli grzeczni kibice, którzy zajadali się popkornem i robili sobie fotki na naszą-klasę. Nawet przy hymnie gości nie było słychać gwizdów. Nas, prawdziwych kibiców zabolało rozcinanie flag przez ochronę. Na forach dość szybko pojawił się filmik i zdjęcia jak rozcinana jest reprezentacyjna flaga Odry Wodzisław. Na meczu obecnych 2 GieKSiarzy.
Źródło: zin SK1964 nr 42 (Katowice) kwiecień 2012