04.12.2004, sobota 15:00 – widzów 5000
Relacja kibicowska
Przy Bukowej na meczu Pucharowym zjawiło się 150 gości z Bielsko-Białej.
Źródło: gkskatowice.eu
Oflagowanie m.in.: GISZOWIEC – CAŁE NASZE ŻYCIE TO GKS KATOWICE
Relacja sportowa
GKS Katowice: Sławik – Nawotczyński, Markowski, Gorszkow, Kęska (82. Krauze), Widuch, Wijas, Agafon, Górski, Kmiecik, Brożek
Trener: Mieczysław Broniszewski
Podbesk. Bielsko-Biała: Matuszek – Radler, Zięba, Prokop, Bujok, Pater (75. Cienciała), Koman, Kompała, Rączka, Błasiak, Dubicki (61. Rozmus)
Trener: Jan Żurek
Bramki: Agafon (84) – Rozmus (76), Rozmus (85)
Sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom)
Ż. kartki: Nawotczyński, Kęska, Kmiecik – Radler, Zięba
Cz. kartki: Nawotczyński (39) -
Atmosfera na stadionie GKS Katowice miała być świąteczna. Klub obchodzi 40 lat istnienia, zespół miał wygrać z Podbeskidziem Bielsko-Biała i awansować do 1/8 Pucharu Polski. Tymczasem skończyło się wpadką. Po ostatnim gwizdku sędziego cieszyli się jedynie bielszczanie.
Mogę tylko przeprosić GKS za to, że zepsuliśmy fetę – mówił po meczu Jan Żurek, trener Podbeskidzia, który jeszcze nie tak dawno z powodzeniem prowadził katowicki klub.
Gospodarze, aby myśleć o dalszej grze w Pucharze Polski musieli wygrać. Prezes GKS, Piotr Dziurowicz motywował też swoich zawodników, obiecując im, że tylko w wypadku zwycięstwa wypłaci im zaległe pieniądze.
Nie dla kasy
- Chcieliśmy bardzo wygrać ze względów sportowych, bo runda była dla nas nieudana, oraz finansowych – mówił Mateusz Sławik, bramkarz GKS. – Gdy jednak wychodzę na boisko, nie liczy się kasa, ona schodzi na dalszy plan – dodał.
Od pierwszego gwizdka sędziego miejscowi ruszyli do ataku. Defensywę Podbeskidzia starali się zaskoczyć długimi podaniami. Korzyści z tego nie było żadnej. Grzegorz Kmiecik i Paweł Brożek zwykle przegrywali pojedynki z obrońcami.
- GKS grał bardzo schematycznie. Nie wiem, skąd pomysł, by grać długą piłkę, bo nasi obrońcy są rośli i znakomicie radzili sobie w pojedynkach powietrznych – dziwił się postawie piłkarzy GKS, Adam Kompała, kapitan bielskiej jedenastki.
W 39 minucie sytuacja katowiczan stała się bardzo trudna. Nie dość, że nie potrafili sforsować defensywy Podbeskidzia, to jeszcze stracili Łukasza Nawotczyńskiego. Obrońca GKS po faulu na środku boiska ujrzał drugą żółtą kartkę.
Dziecinada
- Ten faul to dziecinada. Może chłopak jest sfrustrowany, bo inne są warunki w GKS, a inne w Wiśle Kraków, gdzie wcześniej grał. Jeśli jednak chce być profesjonalistą, to powinien radzić sobie w każdych warunkach – ocenił Mieczysław Broniszewski, trener GKS. – Zresztą Nawotczyński w ogóle nie powinien grać, bo ma 7 kilogramów nadwagi. Jego kariera nie rozwija się tak jak powinna – skrytykował piłkarza szkoleniowiec.
Goście, którym do awansu wystarczał remis, skupili się na grze w defensywie, atakując jedynie z rzadka. W pierwszej części oddali tylko jeden celny strzał – tuż przed przerwą Sławik obronił uderzenie głową Błażeja Radlera.
Po przerwie bielszczanie zagrali odważniej. Świetnie prezentował się Adam Kompała. Pomocnik Podbeskidzia imponował przeglądem sytuacji. Nie ograniczał się tylko do poczynań ofensywnych, ale również pracował w defensywie.
To on w 76 min rozpoczął akcję, po której rezerwowy Artur Rozmus po raz pierwszy pokonał bramkarza GKS.
Stadion zamilkł
Miejscowi fani pod koniec spotkania mogli się jeszcze łudzić, że ich drużyna zdoła odrobić stratę. W 84 min były gracz Podbeskidzia, Mieczysław Agafon znalazł sposób na Matuszka, kiedy po rzucie rożnym z bliska trafił do siatki.
Nie minęła minuta, a stadion zamilkł. Znów znakomite podanie Kompały, Rozmus znalazł się sam przed bramkarzem GKS i technicznym strzałem nie dał szans Sławikowi.
- Koledzy tak mnie obsłużyli, że wystarczyło tylko dołożyć nogę. Chciałbym jednak, by wygrane w Pucharze Polski przełożyły się na ligę – podsumował Rozmus.
Źródło: katowice.naszemiasto.pl