18.08.1990, sobota 17:00 – widzów 2000
Relacja sportowa
Motor Lublin: Opolski – Komor, Kuraś, Dec, Wójtowicz, Zych, Żuchnik, Pisz, Rajt (58′ Topczewski), Brzeszczyński (83′ Gładysiewicz), Grzesiak
Trener: Grzegorz Bakalarczyk
GKS Katowice: Dreszer – Lesiak, Nawrocki, Wołowicz, Roman Szewczyk, Piotr Świerczewski, Marek Świerczewski, Kubisztal, Grzesik, Prabucki (52′ Walczak), Zdzisław Strojek
Trener: Orest Lenczyk
Bramki: – Roman Szewczyk (42)
Sędzia:
Ż. kartki:
Piłkarze lubelskiego Motoru chyba bliscy już są ustanowienia osobliwego rekordu: w czwartym kolejnym meczu nie potrafili strzelić bramki i nie zdobyli nawet jednego punktu. A tuż przed meczem trener gospodarzy Grzegorz Bakalarczyk po odbyciu wcześniej długiej rozmowy ze swoimi zawodnikami, powiedział im: „Mam nadzieję, że Motor zrehabilituje się dzisiaj za poprzednie porażki. Po trzytygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją powrócił do drużyny Grzesiak, więc nasz atak powienien zyskać na sile ognia i będzie grał dynamicznie”.
Co innego plany, dobre chęci i zamierzenia, a zupełnie co innego boiskowa rzeczywistość. Ta nadal w odniesieniu do Motoru jest smutna – wręcz katastrofalna. Wprawdzie podopieczni trenera Bakalarczyka na miarę swych aktualnych umiejętności dążyli do uzyskania bramki, ale właśnie zabrakło im owej piłkarskiej wiedzy, a może nawet i trochę szczęścia, które zazwyczaj lepszym sprzyja.
Na konferencji prasowej trener Orest Lenczyk powiedział : „Ten mecz GKS miał wygrać i wygrał go, ale to mi nie sprawia pełnej satysfakcji, bo moja drużyna zagrała słabo. To dla mnie sygnał przed następnymi meczami i groźniejszymi rywalami”.
Napracował sie w tym meczu bramkarz Opolski co niemiara. Często bronił szczęśliwie, chwilami wręcz ryzykancko, ale w 42 minucie skapitulował. Szewczyk egzekwując rzut wolny trafił w mur graczy i piłka odbiła się rykoszetem od któregoś z zawodników gości zmyliwszy Opolskiego wpadła do bramki Motoru. Po stracie tego gola gospodarze zupełnie potrafili głowy, natomiast GKS w końcówce pierwszej połowy mocno przycisnął i po błędzie Deca mógł prowadzić 2:0.
W pierwszej części meczu dwukrtonie dobrymi strzałami popisywał się Grzesiak, lecz Dreszer nie dał się zaskoczyć. I to był w zasadzie cały animusz strzelecki Motoru w pierwszych 45 minutach gry.
Druga połowa to desperackie zrywy gospodarzy i spokojna, acz w nie najlepszym stylu ofensywna gra GKS, który zmierzał do uzyskania drugiej bramki. Był taki okres ogromnego oblężenia lubelskiej bramki, iż wydawało się, ze bramka wisi na włosku. Goście chyba siedmiokrotnie wykonywali rzuty rożne, jednakże bez skutku. Pod koniec meczu Motor nawet zdobył przewagę, nic jednakże z tego nie wynikało, poza tym że gra przeniosła się trochę bliżej bramki Dreszera. W ostatnich minutach Żuchnik miał dobrą okazję do strzelenia bramki, lecz w dogodnej sytuacji do strzału fatalnie przyjął piłkę i wielka szansa na remis przepadła. A więc rehabilitacji, jak sobie tego życzył Bakalarczyk, nie było, była natomiast kolejna bardzo słaba, zęby powiedzieć – kompromitująca – gra gospodarzy. I jeszcze słowo o arbitrze tego spotkania – Władysławie Dąbrowskim. Jakby dostroił się do poziomu meczu i wydał kilka mylnych werdyktów o spalonym, źle oceniał faule, będąc w pobliżu tych zdarzeń…
„SPORT” Tadeusz Gański
Źródło: gkskatowice.eu