Serbia 0-0 Polska

02.06.2010, Austria, Kufstein

Relacja kibica GieKSy

Zakończył się mecz GKS – Sandecja i rozpoczęły się przygotowania do meczu reprezentacji. Tym razem szykował się wyjazd do Austrii, miejscowości Kufstein. Wyjazd zaplanowany został na godzinę 23.30, więc J, M i G wpadli do pubu na piwko. Czas zleciał dość szybko, więc udaliśmy się na zbiórkę, gdzie czekało kolejnych trzech GieKSiarzy. Po chwili nadjechał bus i ruszyliśmy w stronę granicy zabierając po drodze kolejne osoby. W sumie jechało 16 osób, z czego 6 z GieKSy. Ustaliliśmy, że w drodze do Austrii będziemy ostrożni z alko, bo ponoć Serbowie mieli nam zgotować ciepłe przywitanie. Ustalenia zakończyły się na pierwszej szteli w Czechach, gdy większość do busa przyniosła „darmowe” piwa:)
Jak można się teraz domyśleć, na każdym postoju wzbogacaliśmy się o kolejne piwa, ale każdy trzymał pion:) Karę widocznie musieliśmy ponieść, bo gdy byliśmy w Austrii, to nagle coś jebło w busie… początkowo wydawało się, że złapaliśmy gumę, ale po wyjściu z busa prawda okazała się brutalniejsza…. W kole pękły trzy śruby i dziękowaliśmy, że koło nie odpadło, bo pewnie byśmy wylądowali w rowie… Pytanie co dalej, dwaj kierowcy za bardzo nie wiedzieli co robić, na szczęście M wiedział! zabrał się do roboty i 5km/h jechaliśmy do najbliższej miejscowości z modlitwą, by był tam serwis samochodowy! Gdy dojechaliśmy do jakieś pipidówki, okazało się, że wszyscy w busie muszą być przykładnymi katolikami, bo serwis był i naprawili nam busa w ciągu godziny! Ruszyliśmy w dalszą drogę, na miejscu meldując się o 15. Deszcz towarzyszył nam od samego początku, więc jakoś już się nim specjalnie nie przejmowaliśmy, ruszyliśmy w miasto na jakąś szamę. Większość czasu spędziliśmy w centrum handlowym, bo pogoda nie zachęcała do spacerowania.
Po 19 byliśmy pod kasami, by kupić brakujące bilety dla reszty ziomków i wbiliśmy się na stadion… Stadion typowo wiejski – jedna trybuna (bez dachu), po drugiej stronie coś co miało być trybuną…. Polaków mało, Serbów też. Nikt nie skakał sobie do oczu, każdy z kwaśną miną stał i moknął…. Przy hymnie odpalamy race i niemrawo dopingujemy… Zdecydowanie lepiej to wygląda w drugiej połowie – sporo osób śpiewa bez koszulek. Jest też atrakcja – jeden z polskich kibiców wbiega na murawę z flagą i wbija ją na murawę, potem ją zabiera i „znika” na sektorze :)
Na stadionie spotykamy się z innymi GieKSiarzami, razem było nas tam jedenastu, biało-czerwona flaga KATOWICE również obecna.
Po meczu musimy w busie czekać jeszcze 1,5 h (tachometry). Trochę się suszymy, a wódka pozwala nam się rozgrzać. Na najbliższej stacji po wyjeździe z parkingu przynosimy kolejną dawkę „lekarstw” i solidarnie się leczymy, by nie złapać przeziębienia :)

Źródło: zin SK1964 nr 22 (Katowice) czerwiec 2010

Nie wiem czy powiedzenie: „z dużej chmury, mały deszcze” będzie tu pasowało. Z jednej strony podczas całego wyjazdu lało niemiłosiernie i na deszcz nikt nie miał prawa narzekać:) Z drugiej strony ciśnienie na spotkanie ze Serbami było duże. Już kilka miesięcy wcześniej było podgrzewanie atmosfery… że Serbowie wykupili większość biletów, że przyjedzie sama banda, że kilka dni przed meczem kogoś zadźgali…. W Polsce też podobno była duża mobilizacja…. Co okazało się na miejscu? Można było liczyć tylko na deszcz, bo chuliganów nikt nie widział. O tym jaka to Polska siła przyjechała niech świadczy przejście Serbów obok biało-czerwonych kibiców pod kasami. Szli z racami, flagami i śpiewem na ustach. Nie było żadnej wiodącej ekipy, która by pierwsza ruszyła… Wszyscy stali i patrzyli… Stać nas było jedynie na wjazd z bramą… Na kameralnym stadioniku byliśmy pomieszani ze Serbami. Dwa pozytywy z tego wyjazdu to śpiewy bez koszulek w drugiej połowie i najebany koleś biegający po murawie:)

Źródło: zin SK1964 nr 31 (Katowice) marzec 2011