Slavia Praga 1-1 Banik Ostrava

12.11.2010, piątek

Relacja kibica GieKSy

Zapewne większość wyjazdowiczów przyzwyczaiła się, że opisy z wyjazdów Banika opisuje baaaaardzo szczegółowo ziomek z Ligoty. Tym razem nie dał rady jechać, chociaż przez kilka dobrych dni co chwilę go męczyłem na GG, by kombinował i jechał. Niestety, tym razem pojechałem sam, ale miałem nadzieję, że kogoś z GieKSy jeszcze spotkam. Jak to bywa w zwyczaju, kilku GieKSiarzy się zapowiadało, ale skończyło się na znanym haśle: „spalili jana”.

Na Svinovie byłem umówiony z Ravenem i zamiast podać mi rękę na przywitanie, podał mi piwo (co za niewychowany typ, hehe). Podróż do Pragi upłynęła dosyć szybko, wypiłem jeszcze kilka łyków jakiegoś kolorowego trunku i z kilkoma Banikovcami urwaliśmy się na dworcu głównym (pierwotnie mieliśmy wysiadać w Praga-Vršovice). Do meczu pozostało sporo czasu, więc usiedliśmy w najbliższej knajpce. Po spożyciu złocistego trunku (jakimś dziwnym trafem kelner nie mógł się doliczyć tych piw), udaliśmy się w miasto. Tam w mniejszych grupach próbowaliśmy się dostać w stronę stadionu – jechaliśmy baną, metrem i chuj wie czym jeszcze, by wreszcie dojrzeć pierwszych fanów w szalikach Slavii. Gdy chcieliśmy „obejrzeć” ich ozdoby na szyjach, nagle pojawili się mundurowi i musieliśmy grzecznie skręcić w boczną uliczkę:) Dotarliśmy pod stadion, który z zewnątrz przypominał centrum handlowe – McDonaldsy i inne ciulstwa. Przemaszerowaliśmy sobie przez nikogo niepokojeni pod kasy i zakupiliśmy wejściówki. Samo wejście było bardzo spokojne, spodziewałem się czegoś bardziej ekstremalnego. Mogę śmiało powiedzieć, że ochrona była pozytywnie nastawiona do Polaka:) Na pytanie czy jestem Polakiem (podczas sprawdzania dowodu) i mojej twierdzącej odpowiedzi nie zostałem praktycznie przeszukany, tylko od razu wpuszczony na sektor!

W klatce zameldowało się 273 kibiców Banika (kilkunastu zostało za bramą – nie zakupili biletu, lub za dużo alko). Na początku spotkania próbowano spalić dwa szale miejscowych, ale ochrona dobrze sobie radziła z gaśnicą. Doping stał na średnim poziomie, w drugiej połowie została zaprezentowana sektorówka z motywem: „Modrobílá Ostrava“, do tego niebieskie balony i kartony z malunkami symbolizujące Ostravę. Slavia zaprezentowała kilka opraw + piro. Najlepsze emocje były jednak tuż przed końcowym gwizdkiem, gdy piłkarze Banika wyrównali! W takich chwilach adrenalina skacze do góry i wszyscy kibice pobiegli w dół sektora, by wskoczyć na płot i cieszyć się z gola. Nie bardzo spodobało się to ochronie, ale do niczego nie doszło. Po szpilu dziękujemy grajkom za jeden punkt i po pół godzinie otwierają bramy. Tym razem o samowolce nie było mowy, bo psiarnia podstawiła miejskie autobusy, które podrzuciły nas pod sam dworzec. Udało się tylko wyskoczyć na pobliską sztelę i wbiłem się do cugu. Podróż powrotna spokojna, z ziomkami z FCB udaliśmy się do innych wagonów, by wygodnie się rozłożyć w przedziale i tym sposobem dotarliśmy do Ostravy. Po pożegnaniu się z przyjaciółmi ruszyłem do domu.

Jackoow

Źródło: zin SK1964 nr 30 (Katowice) marzec 2011