Relacja kibica GieKSy
O wyjeździe na Słowenie dowiaduję się już w maju i od razu wiedziałem, że trzeba w końcu zaliczyć swój debiut na kadrze i na 100% zapisuję się na wyjazd. Wakacje szybko mijają i czas na wyjazd. 7 września z rana udaję się na niewielkie zakupy i można wyruszać. Ok. godz. 17:30 wyruszam do miasta gdzie miał przyjechać po nas autokar z Katowic. Na stacji odbiera mnie P i Z, wybieramy się na browarka do skromnego „Blaszoka”. Oglądamy mecz koszykówki Polska – Bułgaria, a Z i N robią tort urodzinowy dla A (urodziny ma następnego dnia). Piwkujemy, rozmawiamy i z niecierpliwością czekamy na przyjazd autokaru. Ok. 22:00 wyruszamy na miejsce zbiórki, a ok. 24:00 przyjeżdża autobus, wsiadamy i ruszamy w stronę Słowenii.
Czechy mijają wszystkim bardzo szybko, z jedną konkretną promocją. Z rana ok. 09:00 w Austrii na jednym z postojów, kilku chłopaków próbuje sobie zrobić promocje z dostawą Coli. Lecz niestety wszystko trzeba oddać, w dodatku kierownik sklepu dzwoni po psiarnie, która wszystkich spisuje. Po ok. 45-minutach ruszamy w dalszą drogę. W końcu Słowenia i Maribor. Nasz hotel jest oddalony ok. 20 km. od centrum Mariboru, docieramy do ośrodku „Bolfenk” gdzie zostajemy zameldowani do 8-osobowych pokoi. Warto wspomnieć, że hotel jest wyposażony w sztuczne boisko, basen, saunę, solarium. Nie gardzimy takim luksusem i już w pierwszym dniu, zmęczeni ładujemy się na basen przez okno. Wcześniej uzgadniamy, że popołudniu zjeżdżamy na trening kadry kolejką, która jak się potem dowiadujemy nie działa. Na basenie dosyć ciekawie: skakanie które jak informowały tabliczki były zabronione, ale nie dla nas, w dodatku do tego wykorzystujemy kwietniki, poręcze w schodach. Niestety, ale ratownikowi basenu to się nie podoba i dzwoni po psiarnię, a my wracamy do swoich pokoi, aby przygotować się do wyjścia na trening naszych grajków. Nie minęła godzina jak zjawia się policja, dyskusja jednego z naszych nie zakończyła się pomyślnie, bo od razu pakują go do suki. Większość nie daje im za wygraną i próbują go wyciągnąć. To nasze pierwsze „uprzejmości” ze słoweńską psiarnią, które kończą się po paru minutach. Niestety, ale ziomka z naszego autobusu zabrali na komendę.
Nie pozostało nam nic jak zabierać się stamtąd i kierować się w stronę stadionu, gdzie miał się odbyć trening. Ale jak tu iść jak kolejka zepsuta, a autobusy mają tachometry. 20 km. z buta? Kilka chłopaków ma taki zamiar lecz nie na długo, bo spotykają ciężarówkę, która kieruje się do Mariboru. Wzywają resztę ekipy i ok. 45 chopa (+ dziewczyna) ładuje się na pakę ciężarówki… widok i przeżycia bezcenne! Po 30 min hardcorowej jazdy wysiadamy i próbujemy złapać jakiegoś busa w stronę stadionu, pierwszy widząc taką ekipę postanawia się nawet nie zatrzymywać. Jedni wzięli taksówki, jedni chcieli wziąć stopa, a większość idzie z buta do kolejnego przystanku… Wszyscy chowają się za reklamą sklepową, autobus się zatrzymuje i ładujemy się tam w ok. 40 osób. Po miłej i darmowej przejażdżce idziemy pieszo ze śpiewami antypzpn w stronę stadionu. W końcu dotarliśmy przed stadion NK Maribor – który z zewnątrz naprawdę robił wrażenie.
Po krótkiej chwili podjechała taksówka, z której wysiadł… Grzesiu Lato, od razu został przywitany gorącymi śpiewami w jego stronę typu: „Lato łobuzie, wsadzimy ci chuja w buzię” „Lato! Co? Ty kurwo„ i jeszcze kilka innych, ale zapomniałem Lato szybko spierdala w stronę stadionu. Dowiadujemy się, że nie wejdziemy na trening. Po chwili przyjechał autobus z zawodnikami i z naszej strony mocne przywitanie. Na nasze okrzyki „chodźcie do nas” zareagował tylko Mariusz Lewandowski, który obiecał, że załatwi 6 wejściówek na mecz i z tego co mi wiadomo wywiązał się z tego. Oprócz tego, ponarzekał również na pzpn i ucieszył się, że z powodu zakazu i tak jesteśmy w Słowenii. Po tych dwóch miłych akcjach, rozeszliśmy się na rynek gdzie znów trzeba były przypiwkować i pośpiewać już słynne tam przyśpiewki antypzpn, oraz przypominając wszystkich skąd jesteśmy. Czas było wrócić do naszego hotelu, gdzie przez większość nocy trwał pełen melanż.
Budząc się rano nie wiedziałem co się stało, ponieważ większość naszego pokoju była obsypana białym proszkiem, jak się potem dowiedziałem jeden z chłopaków z Tarnovii odpalił w nocy gaśnicę. Z rana nasz pokój przyrządził sobie zajebiste wuszty (nie zabrakło oczywiście zaprawy w postaci alkoholu), a następnie poszliśmy skorzystać ze sztucznego boiska, które było obok hotelu. Dwóch chłopaków od nas pochytali piłkę i zaczynamy grać, składy bardzo ciekawe: po jednej stronie my jako GieKSa z chłopakami z Rakowa. Po drugiej Tarnovia, Łomża i Podbeskidzie. Bardzo wyrównany mecz i po ok. godzinie zwycięsko wychodzi koalicja Tarnovia, Łomża i TSP. Wynik 10:9 na pewno odzwierciedlał, to co działo się na boisku. Czas na kąpiel, ale niestety już nie w basenie i wyjazd na mecz. Wszyscy gotowi, grupowe zdjęcie, przyjeżdża też słoweńska telewizja chcąca zrobić reportaż o polskich chuliganach;) Na mieście bardzo dużo naszych rodaków, wspólne śpiewy i znów wspólne drinkowanie. My mając już bilety, które wcześniej zostały załatwione przez słoweńskich kibiców bawimy się na rynku. Mecz o 20:30, a my już ok. 18:00 zjawiamy się przed stadionem, po chwili przyjechał autobus z piknikami pzpnu-u (fakro) i od razu wiedzieli, że nie są wśród nas miło widziani. Mamy bilety, ale niestety nie chcą nas wpuścić (polskie bilety z pzpn-u miały czerwony pasek), próby rozmów z policjantami nic nie dały. Po chwili jest próba wjazdu z bramą i walka z psiarnią. W efekcie tych zamieszek zatrzymanych zostało ok. 70 osób. Spisywanie i jazda na dołek. Jak się potem okazuje, bardzo dużo osób z naszego autobusu znajduje się w rękach policji. Reszta kibiców pozostaje przed stadionem, policja barykaduje drogę i nie możemy iść w miasto.
Wynik meczu 0:3, w chuj osób zatrzymanych. Nic gorszego już nic nas nie mogło spotkać. Po meczu żegnamy piłkarzy odjeżdżających ze stadionu. Wsiadamy do naszego autobusu i jedziemy do hotelu, przed nocką kilka głębszych i idziemy spać… Z rana zatrzymani już wracają, ale dowiadujemy się, że 3 osoby, w tym 2 z naszego autobusu zostają zatrzymane na dłużej. Czas się wymeldowywać, średnio każdy pokój miał 50-70 euro kary, za różne szkody, które tam zrobiliśmy (zużyte gaśnice, wyłamane drzwi, poodzierane blaty, brak noży z kompletu). Rano jeden z naszych (M) miał pecha, bo obudził się bez brwi… trudno tak bywa… Szybkie śniadanie i odjeżdżamy – pierwszy przystanek komenda w Mariborze gdzie próbujemy dowiedzieć się co z zatrzymanymi. W Mariborze zostaje J i P, którzy mieli zeznawać wobec zatrzymanych. W pobliskim kiosku ktoś kupuje gazetę i można zobaczyć na zdjęciach sporą część naszej ekipy. Powrót spokojny, bez promocji i różnych przypałów. Debiut na kadrze można powiedzieć, że zaliczony w 50%, bo na mecz się nie wbiłem, ale wcale tego nie żałuję. Dzięki wszystkim za zajebistą atmosferę i do następnego!
G.
Źródło: zin SK1964 nr 16 (Katowice) październik 2009