Sparing: SK Slovan Bratislava 3-2 FC Baník Ostrava

22.06.2019, sobota – Stadion Pasienky

Relacja GieKSiarza

Choć Banikowi w lidze nie udało się zakwalifikować do rozgrywek europejskich, mijając się o włos, to dzięki zaplanowanym atrakcyjnym sparingom dla najzagorzalszych fanów nic straconego. Na dwa tygodnie wcześniej dowiadujemy się że jedno z zaplanowanych spotkań towarzyskich odbędzie się w Bratysławie, a przeciwnikiem będzie nikt inny jak Slovan. Taki obrót sprawił że wielu fanom przestał przeszkadzać okres wakacyjny i to że to tylko sparing. Rozpoczęto więc przygotowania do wyjazdu. Z drugiej strony zaś, gospodarze zaczęli nakręcać mobilizację, chcąc udowodnić jak sami stwierdzili sławnym fanom Banika, że kibice Slovanu mogą z nimi rywalizować. „Czyny, nie słowa” to główne hasło propagandowe tego spotkania wśród miejscowych. Dodatkowo na polskich portalach kibicowskich uaktywnili się fani z Chorzowa i Krakowa, zapowiadając że „będzie ciekawie”, co utwierdziło nas o ich możliwym przybyciu. Ogólnie przez to wszystko spodziewaliśmy się że tego dnia, by wyrównać rachunki po przeciwnej stronie barykady zbierze się aż 5 ekip: Slovan, Austria Wiedeń, Zbrojovka Brno, Ruch i Wisła. Dodatkowo Brno obchodziło 20 lecie swojej bojówki (JKG- Johny Kentus Gang). Wszystkie te aspekty przemawiały że na terenie wroga szykuję się gruba koalicja chcąca zlinczować Chacharów i GieKSiarzy. Rzeczywistość okazała się nieco mylna, ale zanim tak się okazało, to przez nie tak wielkie zainteresowanie z naszej strony, jakiego się spodziewaliśmy, szykowaliśmy się na ciężką przeprawę.
Wybrano transport kołowy, w tym dwa autobusy, co przełożyło się na liczbę ok. 250 fanów, w tym 30 GKS który wspierał Banik, razem z delegacją KSG. Na tą liczbę składały się również grupki Banikowców które dołączały po drodze, podróżując przez Czechy. Najlepsze jest to że jedziemy bez psiarni. Dowiadujemy się też o rzekomej grupie Zbrojovki wyjeżdżającej z Brna. Próbujemy ich dogonić na trasie ale napotykamy tylko jedno auto, którego lokatorzy zostali pozbawieni barw. Fanty nosiły emblematy chuligańskie, więc i poszło parę klapsów. Dalsza droga już bez atrakcji, choć mundurowi i to w skromnej ilości, bo dwóch jednostek, przejmują nas dopiero po przekroczeniu granicy czesko-słowackiej.
Dojeżdżając do Bratysławy zachwycające widoki, malownicze wzgórza, przecinane przez rzekę Dunaj, na których umiejscowiła się stolica Słowacji. Piękny obraz, choć ciągle wyszukiwaliśmy widoku miejscowych Hool’s. Docieramy pod stadion Pasienky, gdzie mają się odbyć dzisiejsze zmagania piłkarskie. Widok masy prewencji oczekującej na nas, przywoływał opowieści o „gościnności” słowackiej policji. Jednak spokój, nie robili żadnych problemów, a wręcz przeciwnie. Zmuszeni jesteśmy zakupić bilety w cenie 3 euro, na co wielu nie było przygotowanych. Bo z doświadczenia jechali w przekonaniu że sparingi są darmowe. Szybka podróż do bankomatu i już każdego było stać na wejściówki. Ogólnie cieszyliśmy się że mecz jest rozgrywany na starym zasłużonym stadionie Pasienky, a nie na nowej arenie Slovanu. Po pierwsze była to już pewnie ostatnia szansa na jego zwiedzenie, a po za tym dużo łatwiej coś wykręcić i takie stadiony mają swój klimat. Ten bez wątpienia taki ma, jednak szybko popada w ruinę, czego najlepszym obrazem było to co ujrzeliśmy w toaletach. Walący się dach, z wiszącym nad głowami gzymsem. Poucinane odpływy od pisuarów i zlewów, co powodowało że wszystko pływało po podłodze…. Trudno uwierzyć że jeszcze nie dawno, bo rok temu, rozgrywano tu spotkania w ramach Ligii Europy.
Wracając jednak do ważniejszych aspektów, to na pół godziny przed pierwszym gwizdkiem w sektorze Slovanu wisiały już flagi, gdzie zasiadało tam max 25 osób różnej maści. Kuszący widok, jednak rodzące się pomysły w głowach studziło 20 rosłych ochroniarzy umiejscowionych tuż przy naszym płocie. Z czasem młyn Pressburgu się wypełniał, jak i nasz sektor.
Pressburg to dawna nazwa Bratysławy pochodzenia niemieckiego, której często używają fani Slovanu. Zwłaszcza ci radykalni miłują się w III Rzeszy, co miało wpływ na nazwy ich bojówek: „Ultras Slovan Pressburg”, czy też „Slovan Jugend”. Flaga tej drugiej grupy wisiała nawet na tym meczu razem z płótnem Zbrojovki i trzema mniejszymi gospodarzy. Po naszej stronie Banik wywiesza trzy flagi od strony murawy: Ultras, Konfliktni Tym oraz herb na tle śląskiego orła. Poza tym wisi jedna z koszulek zdobytych po drodze. Obie grupy ruszają z dopingiem który przeplatany był wymianą „uprzejmości”. Slovan nie omieszkał wspomnieć o GieKSie, co wywołało również wyzwiska w stronę Ruchu i Wisły.
Chorzowianie choć zerwali zgodę że Slovanem to w ostatnim czasie, widać ponowne ocieplenie stosunków. Co ciekawe powodem tamtego rozłamu był mecz z praska drużyną właśnie na tym obiekcie, gdzie bez żadnej reakcji Slovan pozwolił by ich wygoniono z własnych trybun. Wracając jednak do teraźniejszości to na samym początku jeden z bardziej wstawionych Banikowców przechodzi przez płot i idąc jak po swoje zmierza na murawę. W momencie łapie go ochrona i wyprowadza do tunelu przy naszym sektorze. Tam zostaje puszczony i wraca na nasz sektor. Dowcipkujemy że zaraz powtórzy wyczyn, lecz nie. Tym razem sprawy w swoje ręce wzięła piątka gospodarzy, która z groźnymi okrzykami ruszała trybuną w naszą stronę. Sytuacja wyglądała bardziej na akcję w stylu pokroju wcześniej wspomnianego fana Banika niż na coś zorganizowanego, tylko w wykonaniu wyrośniętych gostków. Jednak szykowaliśmy się na wypadek gdyby porwali za sobą kogoś z tłumu. Nic z tego, ponieważ na ich drodze stanęła ochrona która ich zawróciła, lecz bez małej szarpaniny się nie obeszło. Potem spokój, choć widać było zbierającą się grupkę w pobliżu miejsca startowego szturmu wcześniejszych bohaterów. Jednak nawet jeśli mieli coś w planach to z nich zrezygnowali. Na stadionie już nic się nie wydarzyło. Slovan po każdej z bramek odpala pojedyncze elementy piro: raca, strobo, dymy… klimatycznie, choć lepiej wyglądałoby to odpalone razem, co udowodnili ultrasi Banika, tworząc racowisko w drugiej części spotkania. Ogólnie w porównaniu do pierwszej połowy to oba sektory się przerzedziły, co miało wpływ na doping. Tutaj lepiej prezentowali się miejscowi, którzy szybciej wrócili do jakości decybeli z pierwszych 45 minut.
Sam mecz do nudnych nie należał, gdyż padło aż 5 bramek. Dodatkowo przy jednej z nich, po jej zdobyciu piłkarz miejscowych w prowokacyjny sposób podbiega pod nasz sektor i poklepując się w pierś symbolizuje nam oddanie Slovanowi, a dla nas pogardę, tak by nas rozwścieczyć. Dostaje za to kartonik i kilka epitetów od nas i piłkarzy FCB. Spotkanie kończy się wynikiem 3:2, jednak ciągle było nam mało emocji za-sponsorowanych przez gospodarzy , a hasło „czyny, nie słowa” wciąż nie miało swojego dopełnienia w naszym odczuciu.
Jednak podczas wychodzenia ze stadionu w naszą stronę wybiega banda Slovanu. Ochoczo wybiegamy im na przeciw i dochodzi do krótkiego starcia które przerywa momentalnie obecna psiarnia, strzelając do nas z paintballów. Jeszcze trochę bieganiny i Slovan musi się wycofać, a nas psiarnia spycha do naszych pojazdów. Starcie nie rozstrzygnięte, choć przez całą drogę powrotną było przez nas wałkowane, a zwłaszcza wyczyn jednego z Chacharów który w ciągu tych kilku sekund „zgasił” dwóch napastników, których koledzy musieli wynosić. Ogólnie psiarnia nic nam za to nie zrobiła, choć eskorta nie opuściła nas już do samej Ostrawy, gdzie meldujemy się po północy.

Giszowiec obecny w 6 głów.

FOTOGALERIA: Hooligans.cz