Sparta Praga 2-0 Banik Ostrava

16.03.2012, piątek

Takiej mobilizacji na wyjazd Banika nie było od dawna. Już kilka dni przed meczem staramy się ogarniać transport i ludzi. Niestety bałagan był z tym straszny: niektórzy mimo iż nie są pewni tego czy pojadą proszą o rezerwacje miejsc inni chcą jechać znacznie wcześniej, by pogrillować, a inni muszą jechać „na ostatnią chwilę” z powodu roboty, szkoły, dojazdu z różnych zakątków Polski. Także kierowcy nie są pewni tego czy i jak jadą. Do ostatniego dnia trwają „przemeblowania”.
Po dojechaniu do Ostravy zaliczamy jakąś szamę i kierujemy się na dworzec Svinov. W końcu jedziemy, policja tego dnia była bardzo pospinana i nad wyraz agresywna. Mimo to udaje się nam dotrzeć do stolicy Czech bez większych spin. Jednak „co się odwlecze to nie uciecze” i w praskim metrze dochodzi do małej wymiany zdań z psami… później dojazd metrem i tramwajem pod stadion. Kontrola była dość wnikliwa, ale nie tak jak kiedyś gdy kazali nam zdejmować buty…
Wcześniej do Pragi udaje się sportowa grupa FCB chcąca skonfrontować się z miejscowa Spartą, jednak Ci po raz kolejny odmawiają. Cóż, najlepiej to podsumował jeden z PIŁKARZY BANIKA: „ nie wstyd jest przegrać (wyprzedzając wydarzenia Banik przegrał ten mecz), wstyd jest nie podjąć dwukrotnie walki na własnym terenie.” Mecz na trybunach zawiódł, Banika 1200 w tym 55 osób z GieKSy (4 os z GzG), Sparty w młynie myślę że podobna liczba, choć ciężko mi określić. Banik z dobrym dopingiem i dobrą oprawą, dopingu Sparty nie oceniam bo ich nie słyszałem. Oprawa wizualna: sektorówka z herbem i co jakiś czas świece dymne, spodziewałem się po drugiej ekipie Czech więcej. Na plus tylko oflagowanie, które bije na głowę ich rywali z Bohemians i Slavii. Warto też odnotować, że cały mecz flaga Pargue Boys wizytówka chuliganów Sparty wisiała do góry nogami. Nie była to pomyłka, już kiedyś po porażce na ubitym polu flagi sportowców Sparty zawisły do góry nogami, tak też było i teraz tyle że tym razem ACS nie zebrał chętnych do podjęcia walki. Mecz kończy się porażką Banika, a ochrona nie chce wypuścić Banikowców ze stadionu tak więc ci postanawiając wyjść sami, kończy się to dość konkretnym dymem. Po meczu jesteśmy eskortowani w kordonie w kierunku dworca i wracamy do Ostrawy.

Relacja fana GieKSy

Takiej mobilizacji na wyjazd Banika nie było od dawna Już kilka dni przed meczem staramy się ogarniać transport i ludzi. Niestety bałagan był z tym straszny: niektórzy mimo iż nie są pewni tego czy pojadą proszą o rezerwację miejsc, inni chcą jechać znacznie wcześniej, by pogrillować, a inni muszą jechać „na ostatnią chwilę z powodu roboty, szkoły, dojazdu z różnych zakątków Polski. Także kierowcy nie są pewni tego czy i jak jadą. Do ostatniego dnia trwają przemeblowania, raz wysłuchuję pretensji o to, że mam jechać z X, bo ma za mało ludzi, by po godzinie musieć się przesiadać do innego auta bo ma już nadmiar… w końcu wszystko zostaje ogarnięte. Do Ostrawy dojeżdżamy tak, by spokojnie wszystko ogarnąć, gdy my kończymy jeść wpadają kolejne dzielnice, które mimo iż już powinny zwijać na Svinov muszą zjeść… kurwicy można dostać przez takich ludzi, ale cóż … Na Svinov ostatecznie zdążają, ale tłumaczenie „organizatorom z Ostravy”, że kilka osób dotrze albo nie więc kupcie bilety, kosztowało nieco nerwów. W końcu jedziemy, policja tego dnia była bardzo pospinana i nad wyraz agresywna. W Pradze chciałem się urwać, ale nie było chętnych na wypad w nieznane (drogi na ten akurat stadion nie znałem mimo iż byłem tam po raz 3). W metrze małe tańce z psiarnią, która jak już wcześniej wspomniałem była tego dnia bardzo pospinana… później dojazd metrem i tramwajem pod stadion. Kontrola była dość wnikliwa, ale nie tak jak kiedyś gdy kazali nam zdejmować buty… Już wspominałem o osobach które tego dnia przyjechały wcześniej, miały one spotkać się ze Spartą, która dwa tygodnie temu nie chciała rozmawiać. Tego dnia jednak też nie była chętna na wymianę zdań, mimo iż spotkanie było planowanie z dużym wyprzedzeniem. Spartanie zapowiadali, że będzie z nimi klub założony przez Polską Partią Socjalistyczną a dziś silnie związany z Sojuszem Lewicy Demokratycznej, ba nie przystali na spotkanie mimo iż wiedzieli że ponad 30 osób z ekipy FCB się nie może pojawić gdyż po przedostatnim grillu ma zakaz wjazdu do Pragi. Cóż, najlepiej to podsumował na FB jeden z PIŁKARZY BANIKA: „ nie wstyd jest przegrać (wyprzedzając wydarzenia Banik przegrał ten mecz), wstyd jest nie podjąć dwukrotnie walki na własnym terenie.” Mecz na trybunach zawiódł, Banika 1200 w tym 55 osób z GieKSy, Sparty w młynie myślę że podobna liczba, choć ciężko mi określić. Banik z dobrym dopingiem i dobrą oprawą, dopingu Sparty nie oceniam bo ich nie słyszałem. Oprawa wizualna: sektorówka z herbem i co jakiś czas świece dymnie, spodziewałem się po drugiej ekipie Czech więcej. Na plus tylko oflagowanie, które bije na głowę ich rywali z Bohemians i Slavii. Warto też odnotować, że cały mecz flaga Prague Boys – wizytówka chuliganów Sparty – wisiała do góry nogami. Nie była to pomyłka, już kiedyś po porażce na ubitym polu flagi sportowców Sparty zawisły do góry nogami, tak też było i teraz tyle że tym razem ACS nie zebrał chętnych do podjęcia walki. Mecz kończy się porażką Banika, ochrona nie chce wypuścić Banikowców ze stadionu tak więc ci postanawiają wyjść sami, kończy się to dość konkretnym dymem. Po meczu jesteśmy eskortowani w kordonie. Tyle, że ja, G i Sz nie lubimy chodzić w kordonie więc szybko znajdujemy lukę i odbijamy. Niestety nie udaje nam się nic zdobyć, raz co prawda byliśmy blisko, ale szal „sprzed nosa” sprzątnęli nam Banikowcy, którzy także się urwali. Staramy się iść tak jak ok. 15 osobowa grupa Banikowców z tym, że to my „prowadzimy” korowód będąc ok. 50 m przed nim. W Pewnym momencie Banikowcy odbijają w prawo, a my robimy to dopiero po kolejnych 100 metrach. Banikowcy chyba dalej pojechali metrem my postanawiamy iść pieszo, czasu było dużo a ja i G to wytrwali piechurzy. Co prawda Sz. nieco marudził i każdy kogo pytaliśmy doradzał nam metro, ale mieliśmy czas to uznaliśmy że lepiej pozwiedzać niż siedzieć w MC Donaldzie. W końcu docieramy na dworzec i na tym można zakończyć relację bo nic godnego uwagi już się później nie działo.

Li-GOT-a

Źródło: zin SK1964 nr 41 (Katowice) kwiecień 2012