Relacja Rakowa
W katowickim Spodku w 1995 roku zorganizowano po raz pierwszy poważny turniej piłkarski z udziałem czołowych drużyn I ligi. Rok później na bazie sukcesu organizacyjnego pierwszego turnieju postanowiono imprezę kontynuować. Termin zaplanowano na 20 stycznia 1996 roku. Po raz pierwszy zaproszono Raków. Oprócz nas w turnieju udział wzięły: GKS Katowice, Górnik Zabrze, Jeziorak Iława, ŁKS Łódź, Ruch Chorzów, Stal Mielec i Widzew Łódź.
Istna mieszanka wybuchowa, bowiem wtedy jeszcze nie było żadnych chorych układów między śląskimi klubami, czy Ruchem a Widzewem. Wszędzie panowała kosa. Wyjątkiem był ŁKS i Stal Mielec, przy czym fanów tych drugich jednak zabrakło.
W naszym gronie turniej nie cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Spora część uczestników ostatniego jesiennego (11.11.1995) wyjazdu na Śląsk Wrocław, w związku ze sprawami za demolkę pociągu, odpuściła eskapadę. Ostatecznie do Katowic wybrało się pociągiem 45 fanów Rakowa. Wcześniej jednak bardzo pozytywnie zaczął się dzień.
Dwie osoby na berzowym pasażu spotkały czterech typów. Goście podawali się za Arkę Gdynia, jednak na bardziej konkretne pytania nie potrafili udzielić odpowiedzi (to był czas, gdy jeszcze niedawno mieliśmy niezłe układy z Arką, więc nie było problemem wypytać partyzantów o konkretne persony z Ejsmonda). Szybko ich przeszukano – gdy pod kurtką zamajaczył czerwony szalik Widzewa było już wiadomo z kim mamy do czynienia.
Pomimo dwukrotnej przewagi rywale rzucają się do ucieczki wyłapując kilka strzałów. Oprócz zdobytego szalika naszym łupem pada jeszcze plecak, w którym jak się okazało była mała flaga barwowa Widzewa (szkotka, z wyblakłym już napisem „RTS” w koronie), kolejny szalik, aparat i browary. Z późniejszych relacji częstochowskich odszczepieńców wynikało, że owa czwórka była z Warszawy.
Później już podczas podróży nic się nie działo. Do Spodka docieramy już w trakcie turnieju. Razem z nami wchodzi grupka Widzewa, który jak się okazało miał już w Łodzi przygody z ŁKSem i rozbity docierał na raty. Koło nas siedział właśnie Widzew – ostatecznie w jakieś 110 osób, z czego znaczna część to FC z Hanysowa. Z samej Łodzi ok. 30-40 osób.
Dalej siedział ŁKS, który dotarł w ok. 40 głów, wsparty przez jakieś 130 osób z GKSu Tychy. Z tymi drugimi mieliśmy jeszcze w dalszym ciągu formalną zgodę, ale w tym dniu byli zainteresowani jedynie wspieraniem łodzian. Nie poprawiło to rzecz jasna już kulejących kontaktów między nami. Dalej na hali był GKS Katowice w ok. 2500 osób, Górnik Zabrze w 700 osób, Ruch Chorzów w ponad 2000. Zabrakło na hali Jezioraka oraz Stali Mielec, ale piłkarze tych drugich byli dopingowani przez ŁKS.
Na hali kilka osób od nas uczestniczy w przypadkowym pogonieniu Widzewa spod kibli przez ŁKS. Akurat po starej znajomości toczyła się dyskusja z Rodowitymi, gdy napatoczyli się rywale. Ogólnie ŁKS miał na hali dwa nieco większe starcia z Widzewem. Żydów atakował też GKS, po czym w odwecie RTS próbował zdobyć flagi katowiczan. Wszystko szybko studziła policja. Z tą z kolei dwukrotnie starł się Ruch. Oprócz tego Niebiescy do góry kołem zaprezentowali flagę „Libiąż” Gieksy.
Poza wymienionymi wyżej akcjami na hali nic więcej się nie działo, a przynajmniej nie zostało przez nas zauważone. Działo się za to na parkiecie. Czerwono-niebiescy niespodziewanie kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa niespodziewanie awansując do finału imprezy. Rywalem był Ruch. Na finał na hali zostaliśmy tylko my i Niebiescy. Ciężko przebić się z dopingiem, ale w transmisji w katowickiej TVP3 często pokazywany jest nasz sektor, bowiem cały mecz większość z nas dopinguje topless. Na parkiecie wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, ale ostatecznie to Raków wygrał całą imprezę pokonując Ruch 6-5.
Po turnieju w ekspresowym tempie udawaliśmy się na berzę spiesząc się na pociąg. Przy okazji pokonywania słynnego tarasu przed dworcem jedna osoba od nas traci w głupi sposób szalik na rzecz GKSu. Śp. R., gdy kierował się schodami w dół został wzięty na cel przez typa, który był u góry. Agresor wychylił się przez barierkę i ściągnął na szybko nieprzewiązany szalik z szyi, po czym jeszcze szybciej zwiał w swoim kierunku.
Epilog był jeszcze w Częstochowie. Gdy zajechaliśmy na berzę okazało się, że grupka Widzewiaków czekała na połączenie w kierunku Łodzi. Byli w asyście mundurowych, ale część się urwała i doszło do ganianek w podobnych liczbach koło starych kibli od Piłsudskiego. Gdy już praktycznie wszyscy się rozeszli jedna osoba od nas nacina się na żydów i traci szal.
Ogólnie dzień ten jest bardzo miłym wspomnieniem. Raków niespodziewanie wygrywa turniej, my zdobywamy flagę i dwa szale Widzewa. Straty to również dwa szaliki (jeden na rzecz Gieksy, drugi na rzecz RTSu). Dzisiaj już takich turniejów nikt nie zorganizuje…
Źródło: http://rbfzine.pl/
Relacja kibic Zagłębia Sosnowiec
Turniej ten odbył się 20 stycznia 1996 r. W czasie jego trwania występowały na boisku takie zespoły jak: Ruch Chorzów, GKS Katowice, Górnik Zabrze, Raków Częstochowa, Łódzki Klub Sportowy, Widzew Łódź, Stal Mielec oraz Jeziorak Iława. Na trybunach jednak reprezentowane były tylko: Ruch Chorzów (w sile ok. 2000 kiboli) według mnie była to najbardziej zgrana grupa kibiców, GKS Katowice (w sile ok. 1800 osób), Górnik Zabrze (w sile ok. 1000 osób), Widzew Łódź (w sile ok. 100 osób) – według „Bliźniaka”, kibola RTS, była to najbardziej agresywna grupa, moim zdaniem ta wypowiedź jest przesadzona, ŁKS Łódź (w sile 30 kiboli) + GKS Tychy (ok. 100), na hali było także 35 osób z Rakowa Częstochowa. Na turniej ten nie przyjechali kibice Stali Mielec i Jezioraka. Oprócz tego z GKS-em Katowice byli kibice Avii Świdnik, ale trudno mi jest powiedzieć ilu było. Co zaś się tyczy dopingu, to prym wiedli fani „niebieskich”, którzy przez cały turniej dopingowali swoją drużynę. Z tego co zdążyłem zaobserwować to doszło do krótkich starć pomiędzy kibicami: Katowic i Widzewa, Widzewa i ŁKS-u, Tychów i Katowic oraz Tychów i Widzewa. Jednak trudno ocenić kto z tych pojedynków wychodził zwycięsko. Z tego co usłyszałem to w Łodzi doszło do walk między ŁKS-em, a Widzewem. Około 40 osób z ŁKS-u ruszyło na ponad 100 osób z Widzewa, a Ci kicali jak zające. Turniej ten dość nieoczekiwanie wygrała drużyn Rakowa Częstochowa. Ogólnie turniej w katowickim „Spodku” był udany i myślę, że w przyszłości będzie kontynuowany z udziałem piłkarzy Zagłębia Sosnowiec. Byłaby to większa frajda dla nas Zagłębiaków, a także dla hanysów.
Capo
Źródło: zin ARCYŁOTRY 1996 nr 2 (Sosnowiec)
Relacja GKS-u Tychy
Z Tychów wyruszyliśmy w sile ok. 80 szala + kilku z ŁKS-u. W rejonie dworca PKP w Katowicach gonimy ok. 20 osób z GKS-u Katowice, nie byli zbyt chętni do walki, aż miło się patrzyło jak darli żelówy. Przed halą dołączają do nas kibole ŁKS-u (ok. 20) i jeszcze kilku kolesi z Tychów. W międzyczasie kilku gości z Tychów wykroiło szale Górnika i Widzewa. Podczas spotkania ŁKS-Raków dziesięciu z nas ma niezły dym koło bufetu z kibolami Widzewa. Po starci trwającym niecałą minutę 20-osobowa grupa kibiców RTS-u wycofuje się, jeden z nich ma rozwalony łuk brwiowy. Na konto zdobyczy wpisujemy jeszcze jeden szal Widzewa i dwa GKS-u Katowice. Na straty musimy zapisać jeden szal stracony na rzecz GKS-u Katowice. Szal ten zdobyli, kiedy próbowali nam i ŁKS-owi zerwać flagi. Akcja ta im się nie powiodła i musieli ratować się ucieczką. Oprócz nas i kiboli ŁKS-u na turnieju zjawili się:
RUCH CHORZÓW – ok. 1500
GKS KATOWICE – ok. 1500-1800 (+9 Avia Świdnik)
GÓRNIK ZABRZE – ok. 500-600
WIDZEW ŁÓDŹ – ok. 100
RAKÓW CZĘSTOCHOWA - ok. 30
Roman
Źródło: zin ARCYŁOTRY 1996 nr 2 (Sosnowiec)
Relacja Widzewa
Nas na turnieju 120, psy 3 razy nas wyrzuciły z pociągu, w Spodku cały czas spięcia z Gieksą.
Relacja Widzewa
Odjazd fanów RTS-u z Łodzi Fabrycznej był o 6:35. Z Kutna wyjechało nas 5 o 4:00(dalszych 5 nie zdążyło na pociąg). W Łodzi przy wejściu na dworzec stało 15 typa, podchodzimy do nich, kilku trzyma w rękach pasy i kamienie. Krótka wymiana zdań, nie ma wątpliwości, że to ŁKS. Buli z Kutna dostaje kamieniem w plecy, mają przewagę, podbiegamy po schodach, ale pejsy nas nie gonią. W dworcowej hali jest 10 z RTS-u. Kilkadziesiąt minut wcześniej ŁKS zaatakował ich bejsbolami gdy ci spali. Straciliśmy 2 szale, dwóch gości do szpitala. Coraz więcej psów na dworcu, gdy pojawiło się następne 5 dyszek od nas, pały skutecznie oddzieliły nas od ŁKS-u. Poszliśmy do monopolu po alkohol, a tam kicha „Karciarz” i inni stawiają wódkę jednemu obrzezańcowi. Mietek wnerwiony wraca do Kutna, kilku idzie w jego ślady. Ja zostaje. Pojechało nas 70, ŁKS jechało 13. Na stacji Widzew czekało 10 „czerwonych”, psy nie chcą ich wpuścić, pociąg rusza zrywamy hamulec, albo jadą wszyscy albo nikt, wyszło na to, że wszyscy wysiedli z pośpiecha (psy i ŁKS też), próbujemy zaatakować judeków, gdzieś się zbunkrowali. Następnym pociągiem dojeżdżamy do Koluszek, tam przesiadka na pociąg do Częstochowy, na trasie psy wyrzucają nas w Piotrkowie. Tam chcąc zgubić psy, załatwiamy 3 nyski i 1 busa, jedziemy do Częstochowy, tam niespodzianka w pociągu znów czekają na nas nasze psy. Dopiero o 15:00 docieramy do Spodka. Razem nas na hali 120, KSG 1000, Ruchu 2000, ŁKS-u 25+50 z Tych, GKS-u ok. 2000, Rakowa 20. Doping extra, najlepiej chyba wypadł Ruch, prezentowali się zajebiście. Siedzieliśmy między Tychami i ŁKS-em, a GKS-em. Z hanysami ciągła wymiana owoców. Małe dymy na korytarzu między RTS-em, GKS-em, a ŁKS-em. Katowicom udało się zdobyć szal RTS-u. My też nie próżnowaliśmy. Wśród naszych widziałem 3 zdobyczne szale Rakowa. W drogę powrotną zabieramy się w 20 do autokaru, którym przyjechało 9 (?!) Widzewiaków z Częstochowy. Pod Jasną Górą dojeżdżamy pod dworzec, nie mija 5 sekund i już mamy szal RKS-u. Po jakimś czasie gość przylatuje z psami, nikogo nie rozpoznał. Do pociągu na Łódź trochę czasu, rozchodzimy się po mieście, ale nie spotykamy już Rakowa. Później Polskim Expressem dojeżdżamy do Łodzi. Ja w Kutnie jestem o 4 rano w niedziele. Pełna doba na nogach, ale opłaciło się, wyjazd był udany.
Błażej-Kutno
Źródło: zin ULTRASI 1996 nr 15
Relacja sportowa (Raków)
- Kiedy wygrywaliśmy turniej w Spodku, to nikt na nas nie stawiał. A dla mnie nasze zwycięstwo nie było niespodzianką – wspomina dziś Gothard Kokott, trener drużyny Rakowa, która w 1996 roku wygrała w katowickim Spodku prestiżowy turniej halowy Spodek Masters. 20. stycznia 1996 roku. Pierwszoligowy Raków Częstochowa zgłosił wówczas akces do gry w prestiżowym turnieju Spodek Masters. Pierwotnie zapytanie zostało jednak odrzucone. Dopiero w momencie, gdy jedna z drużyn wycofała się z turnieju, to organizatorzy postanowili dopisać do listy uczestniczących drużyn – Raków. A lista potencjalnych rywali częstochowian robiła wrażenie. Wśród drużyn biorących udział w zawodach nie zabrakło renomowanych klubów: GKS Katowice, Górnika Zabrze, Ruchu Chorzów, Widzewa Łódź, ŁKS Łódź, Stali Mielec, czy Jezioraka Iława. Kto by wówczas przypuszczał, że czerwono – niebiescy wygrają ten turniej, nie przegrywając żadnego meczu. Ale po kolei… Piłkarze Rakowa trafili do silnej grupy drugiej, gdzie rywalizowali z Ruchem, ŁKS oraz broniącym tytułu z poprzedniej edycji Górnikiem. – Mieliśmy trudną grupę – wspomina dziś Gothard Kokott, ówczesny trener Rakowa. – Na początku zmierzyliśmy się Górnikiem i wygraliśmy to spotkanie 3:2. Następnie zremisowaliśmy z Ruchem 3:3 i o awansie do dalszych gier miał zadecydować mecz z ŁKS. Mimo, że przegrywaliśmy już 1:2, to wygraliśmy 3:2 i wraz z Ruchem przeszliśmy do półfinału – opowiada Kokott. W półfinale częstochowianie zmierzyli się ze zwycięzcą pierwszej grupy – GKS Katowice. Po bramkach Sebastiana Synoradzkiego, Andrzeja Dziedzica oraz Pawła Skrzypka, nasza drużyna pokonała katowiczan 3:2 i w finale zmierzyła się ponownie z chorzowskim Ruchem. Po dramatycznym i trzymającym w napięciu do ostatnich sekund meczu, Raków wygrał 6:5 i cały turniej. Zwycięstwo Rakowa w turnieju było sporym zaskoczeniem i odbiło się echem w środowisku piłkarskim. W triumf częstochowian nie mogli nawet uwierzyć sami organizatorzy turnieju. Podczas dekoracji drużyn, w Spodku nagle zgasło światło, co tłumaczono awarią. Zaskoczeniem był także brak nagród indywidualnych dla naszych zawodników, mimo że wygrali turniej, nie doznając w nim porażki. – W turnieju z dobrej strony pokazali się: Marek Matuszek, Paweł Skrzypek, Andrzej Dziedzic i Robert Załęski. Dwaj ostatni kilka lat później zdobyli zresztą mistrzostwo Polski w hali – przypomina Kokott. Po chwili dodaje: – Dla mnie triumf Rakowa w Spodku nie był niespodzianką. Raków zawsze słynął z dobrej gry w hali, bo zawodnicy trenujący w klubie są dobrze wyszkoleni technicznie. Poza tym my pojechaliśmy do Katowic prosto ze zgrupowania w Limanowej. Nie nastawialiśmy się na zwycięstwo, ale po zakończeniu turnieju nie ukrywam mieliśmy powody do dumy – wspomina Kokott. Katowice, Spodek Masters – 20. stycznia 1996 r. Grupa II: Ruch Chorzów – Raków 3:3 (Spychalski, Cieślewicz, Skwara) Raków – Górnik Zabrze 3:2 (Spychalski, Skwara, Załęski) Raków – ŁKS (Dziedzic, Skwara, Cieślewicz) Półfinał: GKS Katowice – Raków 2:3 (Synoradzki, Dziedzic, Skrzypek) Finał: Ruch Chorzów – Raków 5:6 (Dziedzic x2, Spychalski, Cieślewicz, Skrzypek, Załęski)
Źródło: rakow.com