05.05.2018, sobota 19:00 – widzów 2973
Relacja GieKSiarza (Giszowiec)
Pół roku – to tyle wyczekiwaliśmy wyjazdu do Olsztyna. Sama tęsknota za kibicowskim szlakiem była dla nas napędem mobilizującym, tym bardziej że w podróż wybieraliśmy się pociągiem. Zbiórka została wyznaczona na godzinę 9:00, a już kilkanaście minut później znów byliśmy w trasie. Podczas podróży do Olsztyna zostały wprowadzone nowe wytyczne co do zachowywania się na wyjazdach i będą kontynuowane z coraz większą gorliwością. W stolicy Warmii meldujemy się o 16:25 i po szybkim przegrupowaniu ruszamy marszem w stronę al. Piłsudskiego. Pod stadionem jesteśmy o 17:00 i musimy odczekać pół godziny do otwarcia bramy. Najpierw wchodzi oprawa która po kontroli przechodzi, jednak chwilę później okazuje się że gospodarze również przygotowali się pod kontem ultras i ich choreografia nie została wpuszczona na stadion. W ten sposób nasza prezentacja pod pretekstem zaprzestania wpuszczania kibiców musi zostać w depozycie. Więc po kilkunastu minutach nerwowych negocjacji musimy zrezygnować z sektorówki z pasów materiału.
Nasza liczba tego dnia to 706 głów, jednak 6 zakazowiczów zostaje pod stadionem. Wszyscy jesteśmy ubrani na żółto i dzierżymy wyjazdowy gadżet – szal BANDITEN. W tej grupie znalazło się 56 fanatyków z Giszowca (1 zakaz) dla których był to wyjątkowy dzień, ponieważ swój debiut zaliczyła flaga „GzG’05″. Giszowiec mocno przygotowywał się do tego wyjazdu wydając 70 nowych żółtych koszulek (zapisy trwały tylko 24 godziny) i zakupując dla każdego wyjazdowicza z naszej dzielnicy okazjonalne okulary słoneczne. Jedyną większą grupą tego dnia było FC Mysłowice które pojawiło się w 71 osób i również zaliczają w tym dniu debiut nowej dużej flagi „WŁADCY MYSŁOWIC”.
Prowadzimy dobry doping przez całe spotkanie i w II połowie prezentujemy transparent „SZALIKOWCY” co z naszym wyjazdowym gadżetem jest dopełnieniem jednej z przygotowanych na dziś prezentacji (druga niestety nie weszła). Po meczu który przegrywamy z przedostatnią drużyną w tabeli, głośno dajemy znać co myślimy, widząc że w ostatnich kolejkach nasi piłkarze opuścili swoje loty. Czyżby powtarzał się scenariusz z ubiegłego sezonu gdzie awans był na wyciągnięcie ręki i zaprzepaszczony na koniec rozgrywek?
Fani Stomilu dobrze oflagowali swój sektor, wywieszając po jednej fladze swoich zgodowiczów (Polonia Bydgoszcz i Wisła Płock). Dobrze dopingują cały mecz i nawet wspólnie z nami „pozdrawiają” palanterie w mundurach. Ich młyn liczył ponad 300 głów, ale często śpiewały też osoby zasiadające obok.
Podczas podróży powrotnej spokój. W Katowicach jesteśmy ok. 4:00 rano i w ponad 500 głów udajemy się pod Areszt Śledczy by pozdrowić naszych braci za kratami. Odpalamy przy tym trochę pirotechniki.
Oflagowanie: WŁADCY MYSŁOWIC (duża – debiut), NIE DLA NAS FORMA ZŁA, CRAZY BOYS, SIEMIANOWICE ŚLĄSKIE, CZASZKA, LĘDZINY&HOŁDUNÓW, GzG’05 (debiut).
Na koniec podziękowania dla klubu i kibiców Stomilu którzy robili wszystko byśmy mogli pojawić się w Olsztynie w większej liczbie niż przepisowe 400 głów – PIŁKA NOŻNA DLA KIBICÓW!
Relacja GieKSy
Piłkarze GKS Katowice walczą o awans do Ekstraklasy uczestniczą w wyścigu pierwszoligowych żółwi. Inaczej ma się sprawa z kibicami – ci od dawna są w najwyższej lidze. Udowodnili to także w Olsztynie, gdzie stawiali się w sporym nadkomplecie.
Po półrocznym zakazie wyjazdowym, który został nałożony na nas przez Polski Związek Piłki Nożnej po derbowym meczu z Ruchem, wiedzieliśmy, że na kibicowski szlak wrócimy w Olsztynie. Zdawaliśmy sobie sprawę, że po tak długim czasie zainteresowanie wyjazdem będzie większe niż oficjalna pojemność sektora gości (400), dlatego kilka miesięcy temu rozpoczęliśmy starania o zwiększenie puli. W pewnym monecie wydawało się, że spotkanie odbędzie się w malowniczej Ostródzie, co byłoby nam na rękę – wszak sektor gości pomieści tam 844 osoby, a i do tego miasta jest trochę mniej kilometrów z Katowic. Przez kilka tygodni nastawialiśmy się właśnie na Ostródę, ale ostatecznie Stomilowi udało się przekonać PZPN, aby ten pozwolił rozgrywać im spotkania w Olsztynie. Od tego momentu konkretnie rozmawialiśmy ze Stomilem odnośnie wejścia większej liczby osób niż oficjalne 400. Pozytywnie zaskoczyła nas przychylność klubu, który nie pytał „po co”, ale zastanawiał się „jak to zrobić”. Dużo pomogli nam w tym miejscowi kibice za co dziękujemy!
Równolegle do rozmów ze Stomilem prowadziliśmy dialog z PKP InterCity na temat wynajęcia pociągu specjalnego. Było z tym trochę problemów, nerwów, załatwiania, ale opisu tych przeżyć Wam oszczędzimy. Najważniejsze, że mimo majówki i finału Pucharu Polski, który był rozgrywany kilka dni wcześniej, udało się zorganizować wagony.
Zbiórkę mieliśmy wyznaczoną na godzinę 9:00, a do Olsztyna wyjechaliśmy kilkanaście minut później. Podróż przebiegała spokojnie i do celu dojechaliśmy planowo na 16:25. Początkowo mieliśmy mieć podstawione autobusy, ale ostatecznie stanęło na przemarszu. Już przy wychodzeniu z dworca każdy dostał wyjazdowy gadżet, czyli okazjonalny szalik. Spacer po Olsztynie zajął nam około pół godziny i na niecałe dwie godziny przed meczem znaleźliśmy się pod sektorem gości. Tam okazało się, że miejscowa policja bardzo się nudziła i zakazała ochronie na wpuszczenie sektorówki. Tak samo zostali potraktowani miejscowi kibice. Na nic zdały się nasze pertraktacje, że to są tylko i wyłącznie pasy materiału. Miejscowy szeryf doczepił się nawet do kartonu z szalikami, bo stwierdził, że mogą one zostać… zszyte na sektorze. Ostatecznie pasy materiału trafiły do depozytu, a my – po ponad półgodzinnym zamieszaniu – zaczęliśmy wchodzić na obiekt. Wejście szło dość sprawnie, a z czasem zwiększona została liczba wydrukowanych list wyjazdowych i ostatecznie na stadion wszedł każdy przed pierwszym gwizdkiem.
W sektorze pojawiło się nas dokładnie 700 w tym 43 fanów Górnika Zabrze i 34 ROW Rybnik. Pod stadionem zostało także 6 zakazowiczów, a więc nasza ostateczna liczba tego dnia to 706 osób. Sektor gości został szczelnie oflagowany. Doping stał na dobrym poziomie, choć stracona bramka i obraz boiskowej nędzy i rozpaczy nie mobilizował do wznoszenia się na wokalne wyżyny. W drugiej połowie pojawił się transparent „Szalikowcy”, który świetnie komponował się z wyjazdowym gadżetem. Ścisk na trybunie był ogromny, a i tak około 150 osób się na nim nie zmieściło. Tworzyło to naprawdę dobry klimat, w którym do pełni szczęścia brakowało wyniku. Jak już jesteśmy przy tym temacie, to warto zaznaczyć, że do ostatniego gwizdka dopingowaliśmy naszych graczy, ale po spotkaniu, gdy podeszli pod sektor gości dostali pociski z dwoma przewodnimi okrzykami: „kurwa mać GieKSa grać” i „gdzie jest ta GieKSa, piłkarze gdzie jest ta GieKSa?”. Odnieśliśmy wrażenie, że niektórzy z nich byli… zaskoczeni taką reakcją, bo chyba spodziewali się braw za walkę (?). Większość z nich też dość szybko ulotniła się spod sektora, gdy wyczuła, że klimat nie jest zbyt miły. Miejscowy dopingowali całe spotkanie, a kilka razy wspólnie pozdrowiliśmy stróżów prawa.
Wyjście z sektora gości odbyło się błyskawicznie i po szybkim spacerze udaliśmy się w drogę do Katowic. W domu zameldowaliśmy się około 4:20 i przed rozjechaniem się do siebie podeszliśmy wspólnie pod areszt, gdzie pozdrowiliśmy osadzonych.
Na sam koniec jeszcze raz dziękujemy kibicom Stomilu oraz klubowi z Olsztyna za ogromną pomoc i prokibicowską postawę. W klubie jest biednie, stadion nie należy do pięknych, ale to chlubny wyjątek w pierwszej lidze (i polskiej piłce), jeśli chodzi o podejście do fanów gości. Brawo i życzymy utrzymania!
Źródło: Gieksa.pl
FOTOGALERIA: stadionowioprawcy.net
FILM: 05.05.2018 Stomil Olsztyn – GKS Katowice DOPING
FILM: 05.05.2018 Stomil Olsztyn – GKS Katowice SKRÓT
FILM: 05.05.2018 Stomil Olsztyn – GKS Katowice BRAMKA
Relacja sportowa
Stomil Olsztyn: Leszczyński – Kuban, Sołowiej, Baranowski, Szywacz – Tanchyk, Stromecki (80. Biedrzycki), Głowacki Paweł, Lech (80. Fernandez), Głowacki Piotr – Siemaszko (91. Abbott).
GKS Katowice: Wierzbicki – Słaby, Kamiński, Klemenz, Mączyński – Plizga (62. Błąd), Zejdler (62. Foszmańczyk), Poczobut, Prokić, Słomka – Kędziora (71. Volas).
W meczu 29. kolejki Nice 1 ligi, GKS Katowice zmierzył się na wyjeździe z broniącym się przed spadkiem Stomilem Olsztyn. W składzie gości doszło do kilku kluczowych zmian. Po raz pierwszy w rundzie wiosennej szansę dostał Dawid Plizga ustawiony na prawej pomocy. To właśnie Plizga już w 4. minucie oddał pierwszy strzał na bramkę gospodarzy. Próba z 20 metrów nie zaskoczyła jednak Michała Leszczyńskiego. Kolejną szansę w 23. minucie miał Bartłomiej Poczobut. Piłka po jego strzale z pola karnego przeleciała centymetry obok okienka bramki gospodarzy.
To GKS był drużyną, która stwarzała sobie więcej okazji i operowała piłką przed szesnastką przeciwnika. Stomil z kolei skupiony na obronie szukał swoich szans w szybkim ataku. Na 10 minut przed końcem pierwszej połowy, Andreja Prokić miał miejsce, by przymierzyć z szesnastego metra. Trafił jednak prosto w defensora gospodarzy. W trakcie pierwszych 45 minut kibice GieKSy zebrani na trybunach stadionu w Olsztynie nie doczekali się gola swojej drużyny.
Goście od razu po wyjściu z szatni nacisnsęli. W 55. minucie Wojciech Kędziora oddał mocny strzał zza pola karnego. Leszczyński wybił z trudem. Ataki nie przełożyły się na przewagę, zaledwie dwie minuty później Stomil wypracował rzut karny, którego na pierwszą bramkę w meczu zamienił Artur Siemaszko. Trener Jacek Paszulewicz zareagował wprowadzeniem na boisko Adriana Błąda, Tomasza Foszmańczyka i Dalibora Volasa. Ten ostatni miał doskonałą okazję w 72. minucie wychodząc na czystą pozycję. Piłka po jego strzale minimalnie minęła słupek bramki. Koniec końców w Olsztynie GieKSie bramki strzelić się nie udało.
Źródło: gkskatowice.eu
Relacja sportowa
GKS Katowice do spotkania w Olsztynie przystępował po dwóch bardzo słabych meczach – z Puszczą i Bytovią. Po początkowych dobrych meczach na wiosnę przyszedł bardzo słaby okres, taki – który zachwiał mocno naszym optymizmem. Mecz z Olsztynem – w obliczu wyników innych drużyn – był natomiast trzecią szansą na to, aby odskoczyć od przeciwników, przynajmniej na przyzwoitą odległość.
Trener Jacek Pszulewicz dokonał w składzie kilku zmian. Adrian Frańczak nie znalazł się nawet w osiemnastce, jego miejsce zajął Mateusz Mączyński. Wrócił Łukasz Zejdler, a po raz pierwszy oglądaliśmy Dawida Plizgę, którzy zastąpili odpowiednio – Arimna Cerimagića i Adriana Błąda. W ataku zagrał od pierwszej minuty Wojciech Kędziora.
Od początku GKS osiągnął przewagę. Próbowaliśmy grać skrzydłami i środkiem, ważne było to, że udawało się przechwytywać piłki, katowiczanie stosowali jako taki pressing. Najlepszą okazję miał w tej fazie meczu Dawid Plizga, który uderzył z 30 metrów, ale bramkarz dobrze obronił. Brakowało gościom kropki nad i, w końcowych fazach akcji nie było dokładności w podaniach, ale też niejednokrotnie decyzji o strzale. Dużo marnował takich sytuacji Prokić, dokładności brakowało Słomce. To co było dobre to brak jakiegokolwiek zagrożenia ze strony gospodarzy. Do przerwy mieliśmy bezbramkowy remis.
Druga połowa zaczęła się podobnie, czyli przewaga GKS, ale Stomil zaczął grać nieco bardziej agresywnie. Efektem tego była akcja w 57. minucie, kiedy to rywale prostopadłym podaniem uruchomili napastnika, Klemenz sfaulował, a sędzia podyktował jedenastkę. Rzut karny pewnie egzekwował Artur Siemaszko. Niestety GKS nie potrafił nic z tym zrobić. Jeszcze dobry był strzał Kędziory z dystansu, który obronił Leszczyński. Gra GKS wyglądała coraz gorzej i przypominala poprzednie spotkania. Na boisku pojawili się Foszmańczyk, Błąd oraz Volas. Ten trzeci zaraz po wejściu na boisko miał znakomitą sytuację, dostał piłkę na 16 metrze i uderzył fatalnie obok słupka. Chwilę później zamiast odgrywać do partnera w polu karnym, strzelił Panu Bogu w okno. Dokładności było coraz więcej, a GKS gasł z każdą minutą. W 89. minucie rywale przeprowadzili akcję, po której mieli stuprocentową sytuację, ale uratował nas Wierzbicki. W doliczonym czasie gry Mączyński dobrze wycofał do Foszmańczyka, ale ten trafił w rywala.
GKS Katowice nie potrafi wygrać, a nawet zremisować z najgorszą punktowo dotychczas drużyną w pierwszej lidze. Mimo że na początku wyglądało to nieco lepiej niż w poprzednich meczach, to było to tylko złudzenie. Zagrali znów tak niechlujnie i niedokładnie, jak w dwóch ostatnich spotkaniach. Od trzech meczów bez gola, z minimalną ilością okazji. To nie jest drużyna na awans. To nie jest drużyna poważnych ludzi. Niestety znowu w GieKSie panuje gen porażki. I nie zniknie, dopóki niektórzy zawodnicy nadal będą reprezentować barwy tego klubu. Dramat…
Źródło: GieKSa.pl