Victoria Jaworzno – Górnik Libiąż

prawdopodobnie sezon 1994/1995

Z braku zajęcia wybrałem się na mecz do Jaworzna pomiędzy Victorią, a Górnikiem Libiąż. Wiedziałem, że z Libiąża szykuje się ekipa ok. 50 osób. Z Katowic wyjechałem sam, w Mysłowicach dosiadło się 4 kumpli, a w Jaworznie na osiedlu Stałym (jest to osiedle pod panowaniem GKS-u, zresztą jak chyba całe Jaworzno. Poważniejszym konkurentem dla kiboli GKS-u z Jaworzna są jedynie kibole Ruchu, którzy zamieszkują os. Podłęże, jednak z GieKSiarzami zbyt wiele szans nie mają. Na ogół gdy dochodzi do starć to GKS z Jaworzna jest górą; są też w Jaworznie kibole Wisły, Legii, Pogonii, ŁKS-u, Widzewa, w ogóle to dziwne miasteczko) czekali na nas w sile 25 osób kibole Victorii (czyt. GKS-u).

Gdy doszliśmy na stadion stwierdziliśmy, że nie ma sensu wydać 1 zł 50 gr na bilet i skakaliśmy przez płot, akurat wylądowaliśmy w pobliżu ok. 40 osobowej grupy kiboli Górnika Libiąż (czyt. Górnik Zabrze). Gdy szliśmy w ich stronę wyszli nam na przeciw i ruszyli. Jednak my nie pękliśmy i podjęliśmy walkę, z której na pewno wyszliśmy zwycięsko. Po chwili fani z Libiąża uciekali i gdyby nie policja (w sumie było ich chyba 10 czy 12) byłoby z nimi ciężko. Do naszych strat należy zaliczyć zaliczyć szalik Polski, rozwaloną rękę (swój swego zahaczył czymś ostrym) i rozbity nos podczas szarpaniny z gliniarzem. Zyski: zdobyliśmy jeden szalik w barwach Libiąża, rozwaliliśmy jednemu czachę oraz pogoniliśmy ich, warto dodać, że fani Libiąża mieli tylko 3 szaliki i zero flag. W tej akcji z naszej strony brało udział ok. 15-20 osób, potem się uspokoiło.

Do kolejnej zaplanowanej akcji doszło w przerwie meczu. Gdy przeskoczyliśmy ogrodzenie i biegliśmy przez całe boisko w stronę gości. Dziady z trybuny wspomagały nas dopingiem typu: „dawać na nich” czy „dojebać im”. Niestety fani z Libiąża nie stanęli na wysokości zadania i po raz drugi uciekli z trybuny. Nawet nie zdążyliśmy dobiec do połowy boiska, a ich już nie było na sektorze, kilku było już poza ogrodzeniem stadionu. A szkoda, bo byłaby ciekawa walka. Potem jeszcze chcieliśmy przyatakować ich od tyłu, lecz byli już obstawieni przez psy, byli strasznie wystraszeni. Szkoda tylko, że psy skręciły jednego kumpla, nie można go było odbić, bo był skuty kajdankami. Po kilku minutach trzeba było się ewakuować, bo psy wezwały posiłki. W sumie było EXTRA. Po meczu kira nieprzecięta. Dziwie się kibolom Libiąża, że tak pękli, bo wśród nich było widać dosyć konkretnych gości.

Andrzej W. (Giszowiec)

Źródło: zin Psycho Fanatics nr 3, 1995