Viktoria Plzeň 0-0 Banik Ostrava

01.03.2010, poniedziałek

Relacja fana GieKSy

Na pierwszy, a zarazem jeden z dwóch najdalszych wyjazdów w tej rundzie (580 km), udajemy się z Katowic w dwuosobowym składzie już późnym niedzielnym wieczorem. Po dotarciu do Ostravy, przeczekujemy do świtu u T. z Banika (za co wielkie dzięki!!). Uniknęliśmy dzięki temu 5h siedzenia na dworcu. Rankiem udajemy się na Svinov, gdzie była wyznaczona zbiórka na pociąg do Pragi, w którym z resztą jechało już trzech GieKSiarzy z ekipy Śląska Cieszyńskiego.

Atmosfera w pociągu jak to zwykło bywać na wyjazdach Banika dość wesoła. Nie zepsuł jej nam nawet konduktor oświadczając, że jako jedyni jedziemy bez biletu. Nie wiem, czy to brak zrozumienia, czy nasz dar do negocjacji, ale po chwili stanęło na tym, ze na 5 osób mamy kupić 1 bilet i będzie OK. Oferta była dość atrakcyjna i byliśmy na nią nawet w stanie przystać, gdyby nie to, że po chwili dostaliśmy dwa bilety od fanów Banika. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, ale mały niesmak przepłacenia mimo to pozostał :) Dalsza część drogi do czeskiej stolicy minęła już bez niespodzianek. Ciekawostką były opowiastki o „polskim Batmanie”, czyli Małyszu i koledze „Kukurzica”, którego znają GieKSiarze ze Śląska Cieszyńskiego i jego opowieść jak to wracał z Ligotki do Ostravy przez… Białystok :)

Po dojechaniu do Pragi, na pociąg do Pilzna czekamy jakieś 15-20 minut, więc czasu starczyło tylko na to, by przejść z peronu na peron. W tym czasie jesteśmy filmowani przez pięciu kamerzystów, więc mieliśmy okazję poczuć się nieco jak uczestnicy Big Brothera. Następnie po niecałych dwóch godzinach jazdy docieramy do Pilzna… W tym momencie trudno mi powiedzieć, co przez następne dwie godziny robiła reszta ekipy i bynajmniej nie z tego powodu, że byłem narąbany, ale po prostu wpadł mi do głowy super pomysł wysłania kartki do dziewczyny (a co niech się cieszy ;) ), a po wyjściu z poczty na dworcu już nikogo nie było. Co prawda w oddali dostrzegłem dość sporą grupę policyjnych żółwi, ale po dobiegnięciu do nich, na pytanie gdzie są fanouski dostałem dość prostą odpowiedź – „nie wiemy”.

Nie ma jednak tego złego… dzięki temu zwiedziłem dość imponujące boiska treningowe Victorii, centrum miasta i śliczny rynek, na którym udało mi się spotkać resztę mojej grupy, która właśnie udawała się na obiad. W tym miejscu muszę wspomnieć z racji danej obietnicy o zachwycie P czeskimi knedliczkami. W ogóle w tym dniu nasz kolega miał jakieś straszne smaki, bo gdy następnie udaliśmy się do piwiarni Pilsnera (browar znajduje się tuż koło stadionu) już po kilku łykach strasznie wychwalał tamtejsze piwo. Swoją drogą ciekawy widok – knajpa na kilkaset miejsc, większość zajęta przez fanów Banika, a w lokalu żadnego funkcjonariusza. Jak widać, co kraj to obyczaj, ale myślę, że po pewnym czasie zatęsknilibyśmy za tymi naszymi polskimi klimatami, więc nie ma co narzekać. Narzekać za to można na prędkość, z jaką byliśmy wpuszczani na sektor, o szczegółowej kontroli już nie wspominając. Mimo to większości z 285 kibiców Banika udało się wejść na stadion przed pierwszym gwizdkiem.

Na początku spotkania Banik prezentuje oprawę „Ostrava 2015 – Evropske hlavni mesto kultury” (Pilzno i Ostrava są dwoma finałowymi kandydatami do tego tytułu). Jako element oprawy można uznać także biało-niebieskie czapeczki, które tego dnia miała większość wyjazdowiczów. Poza tym na płocie zawisło 7 mniejszych flag i jedna, która zazwyczaj pojawia się na wyjazdach Banika, a mianowicie „Vlajkonoši Domácí”. Doping tego dnia nie stał może na najwyższym poziomie (czasem tylko udało się mocniej krzyknąć), ale warty podkreślenia jest fakt, że bez większych przerw był on prowadzony od 1 do 90 minuty. Kibice z Pilzna wystawiali niewielki młynek (trudno z perspektywy gości ocenić, jak duży, ale na pewno było ich mniej niż Banikowców), który coś tam sobie mruczał. W drugiej połowie odpalili kilka świec dymnych. Na koniec warty odnotowania jest jeszcze fakt po raz kolejny opuszczenia w 30 minucie całego sektora gości, gdy okazało się, że nie chcą wpuścić jednego z naszych kibiców. W takim momencie naprawdę czuje się, co to znaczy zgoda :) W przeciwieństwie jednak do wydarzeń ze Sparty, tym razem ochrona ugięła się dość szybko, bo już na sam widok prawie 300 osobowej grupy.

Na boisku podczas meczu ciekawie było tylko w pierwszych i ostatnich 15 minutach. Szkoda, że nie udało się Banikowi w tym czasie strzelić bramki, bo moglibyśmy zaśpiewać „mamy lidera”. Mam nadzieje, że będzie to już jednak możliwe po niedzielnym spotkaniu z liderem z Jablonca.

Po meczu praktycznie od razu udajemy się na dworzec, gdzie mamy niecałą godzinkę do pociągu, więc wykorzystujemy ten czas na małe zakupy. W drodze do Pragi siedzimy w przedziale z niejakim Bogusiem, który nie dość, że wyglądał jak typowy „pedałek” to jeszcze całą drogę przytulał się do swoich bagaży. Jak to powiedział P – szkoda, że nie było kilku szyderców, którzy mieli jechać na ten wyjazd… byłoby ciekawie :) Po przyjeździe do stolicy Czech wiedząc, że do pociągu mamy jeszcze godzinę idziemy w miasto. Trzeba przyznać, że Praga nocą (przynajmniej w okolicach dworca) wygląda całkiem ładnie. Reszta drogi do Ostravy mija już spokojnie, choć trzeba przyznać, że nie popisały się tym razem czeskie koleje przydzielając nam tylko dwa wagony (reszta składu stanowiły kuszetki, do których nie można się było wbić).

Po przyjeździe do Ostravy czeka nas niemiła niespodzianka – 1,5 godziny do najbliższego pociągu, a w dodatku okazało się, że w Czechach nie można… spać na ławkach :) Udajemy się więc na przeczekanie do pobliskiej knajpki, o niezwykle „przyjemnej” obsłudze. Naprawdę warto tam zajrzeć, szczególnie, że jak się okazało można tam spotkać Jezusa po niedzielnej robocie.

Pozostała część drogi do domu w sumie większość z nas przespała, więc minęła ona nam dość szybko. Podsumowując – wyjazd trwał 34,5h, w których pokonaliśmy ponad 1000 km, ale na pewno było warto!! Na koniec napiszę tylko, że osobiście miałem nadzieję, że pojedziemy wesprzeć naszą zgodę w nieco większej liczbie, bo był to pierwszy wyjazd w tej rundzie. Szkoda jednak, że mecz wypadł w takim terminie, bo wiem, że wielu chętnym osobom on naprawdę nie pasował. Liczę jednak na to, że te osoby odbiją sobie ten wyjazd na kolejnych pokazując, że sztama to nie tylko okazja do wydania wspólnych gadżetów, ale przede wszystkim wspieranie się na każdej płaszczyźnie życia kibicowskiego.

Zwierzak

Źródło: zin SK1964 nr 17 (Katowice) marzec 2010

Relacja Banika

Pierwszy mecz na wiosnę. W poniedziałek na stadionie w Plzňe 290 kibiców Banika i 5 z GieKSy. Wszyscy w niebiesko-białych czapkach. Pokazujemy oprawę „Ostrawa 2015 – Europejska stolica kultury“. Gospodarze z flagami na kijach i transparentem „Czerwono – niebieska pasja“. Doping średni.

Źródło: zin SK1964 nr 21 (Katowice)