17.11.2019, niedziela 13:05 – widzów 500
Relacja GieKSiarza (Giszowiec)
Wyjazd do Pruszkowa został poprzedzony 30 urodzinami jednego z nas (jeszcze raz najlepszego), które były hucznie obchodzone. Mimo to na zbiórce meldują się wszyscy obecni na obchodach okrągłego jubileuszu. Dodatkowo w autokarze dołącza kolejny solenizant z Giszowca i podroż zaczynamy od odśpiewania dwukrotnie „sto lat”.
Do Pruszkowa wyruszamy ok. 7:30 w sile dwóch autokarów, cały czas z wahadłem. Po drodze na jednym z postojów łódzka psiarnia reperuje budżet, wypisując kwity za byle co i bez powodu – CHWDP. Następnie na trasie w okolicach Żyrardowa zatrzymują nas na poboczu i wchodzą do jednego z autokarów robiąc chyba pokazówkę, bo po chwili bez niczego ruszamy dalej. Ogólnie mocno prowokowali.
Pod stadionem w „mafijnym mieście” stawiamy się na pół godziny przed rozpoczęciem meczu. O dziwo wejście sprawne i mimo że dostaliśmy jedynie 100 biletów to wszyscy chętni (115) znaleźli się w sektorze. Ogólnie nasza liczba tego dnia to 120 głów. Gospodarze bez młyna i bez flag z mizerną frekwencją.
Nauczeni poprzednimi wizytami wieszamy flagi u góry sektora, tak by nie ograniczyły nam widoczności. Na wyposażeniu mamy BANDITEN i GzG’05, ponieważ to Giszowiec kolejny raz najliczniej pojawił się na szlaku (27 szali). Poza tym mamy tez jedną dużą flagę na kij, która powiewa przez większość spotkania.
Od początku meczu jedziemy z konkretnym dopingiem, który nie ustawał nawet na chwile. W klatce praktycznie każdy dawał z siebie wszystko, a fakt że nikt nie pomylił się przy „mylnym” klaskaniu, pozwalał mieć świadomość że w Pruszkowie pojawiła się sama elita z Bukowej . Nie zabrakło też trochę uszczypliwości w stronę Legii, do której przynależność manifestowali nam trampkarze Znicza, posyłając znane „eLki”. Doping nie słabł nawet po utracie bramek, a przyśpiewkę „I,II, III liga…” śpiewamy na pełnej przez większą część drugiej połowy, nie ustając nawet po końcowym gwizdku. Śpiewamy do momentu aż pod nasz sektor podchodzą podziękować za doping piłkarze. Widać na ich twarzach smutek po przegranej, lecz my nie dajemy im odczuć rozgoryczenia utratą punktów. Wierzymy w ten zespół i chcemy by wiedzieli że jesteśmy z nimi na dobre i na złe… czy wygrywasz czy nie! Na koniec unosimy w górę szale, których tradycyjnie była masa i odśpiewujemy „moja jedyna miłość…”.
Za nami kolejny wyjazdowy nadkomplet. W Katowicach jesteśmy przed 20:00.
Relacja GieKSa.pl
Pruszków chyba dla nikogo w kibicowskiej Polsce nie jest wyjazdowym marzeniem. Mały sektor gości, który wyglądem przypomina klatkę w zoo. Nieprzystający do dzisiejszych czasów działacze. Do granic możliwości upierdliwa policja. Tak, wyjazdy na Znicz nie są kibicowskim marzeniem. Ale kibicowanie to nie bujanie w obłokach, więc trzeba było pojawić się w Pruszkowie.
Zamówienie na bilety wysłaliśmy tradycyjnie zaraz po ukazaniu się terminarza. Ze strony Znicza nie było żadnej reakcji. Im bliżej wyjazdu, tym częściej próbowaliśmy dodzwonić się do miejscowego klubu lub przypomnieć mailowo, ale cały czas odpowiadało nam echo. Dopiero przed samym meczem udało nam się uzyskać informacje o liczbie dostępnych wejściówek (100), a wydrukowana wymiana mailowa z osobą podpisującą się „Marketing Znicz Pruszków” już na zawsze będzie wisieć na naszych ścianach i przypominać nam, że zawsze można w życiu mieć pecha i trafić na wszystkowiedzących działaczy.
Do Pruszkowa udaliśmy się w dwa autokary i 120 osób. Tym razem bez wsparcia zgód i układów. Po dojechaniu pod sektor gości, zostaliśmy szczelnie otoczeni przez policję i udaliśmy się kilkadziesiąt metrów pod klatkę. Naprzeciw nam wyszedł kierownik ds. bezpieczeństwa, który przedstawił się ksywką („Czarny”), a swoim zachowaniem, ubraniem i wyglądem przywodził nam na myśl wszystkie kryminalne polskie filmy. Na szczęście okazał się też najbardziej prokibicowski z całego antykibicowskiego klubu Znicz i na sektor weszło 115 osób. Samo wpuszczanie trochę trwało, ale po kilkunastu minutach od rozpoczęcia meczu byliśmy w komplecie w klatce. Flagi zostały wywieszone na górze sektora, mieliśmy ze sobą też jedną fanę na kiju. Doping w naszym wykonaniu był ciągły i dobry, a w drugiej połowie już bardzo dobry. Szczególnie dobrze wyszło nam śpiewanie „I, II, III liga…”. Miejscowi bez dopingu czy nawet okrzyków — totalna mizeria. Z humorystycznych akcentów warto wspomnieć o „Lipinach goniących małych goroli” czy cateringu, który najpierw nie wierzył, że coś od nich kupimy, a potem nie umiał doliczyć się sprzedanych produktów. Zaraz po spotkaniu dziękujemy piłkarzom za walkę, wychodzimy z sektora i udajemy się w podróż powrotną.
FILM: 17.11.2019 Znicz Pruszków-GKS Katowice DOPING
FILM: 17.11.2019 Znicz Pruszków-GKS Katowice SKRÓT
FOTOGALERIA: stadionowioprawcy.net fot. Jurgen
Relacja sportowa
Znicz Pruszków: Misztal – Rybak, Pyrka (87. Wrześniewski), Zjawiński (90. Falkowski), Machalski, Moskwik, Drobnak, Tarnowski, Baran, Rackiewicz, Nojszewski.
GKS Katowice: Frankowski – Michalski (87. Wojciechowski), Jędrych, Dejmek, Rogala – Wroński (81. Tabiś), Gałecki (79. Kompanicki), Stefanowicz, Błąd, Woźniak – Rogalski (71. Urynowicz).
W Pruszkowie GieKSa ostatni raz grała trzy sezony temu, w ramach rozgrywek 1 ligi. Wówczas katowiczanie pokonali miejscowych 4:1. Tym razem również to GKS przystępował w roli faworyta starcia. Chcieliśmy się zrewanżować Zniczowi za porażkę 1:3 na inaugurację rozgrywek. Zespół trenera Rafała Góraka grał bez Bartosza Mrozka, który przebywa na zgrupowaniu reprezentacji Polski oraz bez Szymona Kiebzaka, który pauzuje za nadmiar żółtych kartek. Katowiczanie w pierwszej części gry mieli wyraźną przewagę. Gospodarze mocno cofnięci liczyli na błąd w naszym rozegraniu i możliwość przeprowadzenia kontrataku.
Najlepszą okazję miał Dawid Rogalski. W 34. minucie zamienił dośrodkowanie na strzał głową i ten zatrzymał się na poprzeczce bramki Znicza. GieKSie bardzo trudno było przełamać szyki rywala. Frustracja przełożyła się na dekoncentrację, która otworzyła szansę przed Zniczem. W 40. minucie Paweł Tarnowski znalazł się sam z piłką na 20 metrze i jego bomba zatrzymała się na słupku bramki Frankowskiego. GKS mógł mieć do siebie pretensje za to, że nie wyszedł w pierwszych 45 minutach na prowadzenie, ale dopisało nam także szczęście.
Niestety już w 53. minucie zabrakło zarówno szczęścia, jak i porozumienia obrony z bramkarzem. Paweł Moskwik wykorzystał nasz błąd i w bardzo łatwy sposób otworzył wynik spotkania. GieKSa ruszyła do odrabiania strat, aktywny był zwłaszcza Maciej Stefanowicz próbujący strzałów z dystansu. W 69. minucie gospodarze dostali jednak okazję na kontrę po źle rozegranym rzucie rożnym GKS-u. Arkadiusz Pyrka strzałem obok słupka podwyższył prowadzenie Znicza. Podopieczni trenera Rafała Góraka konsekwentnie bili głową w mur, choć w 90. minucie kontaktowego gola strzelił Adrian Błąd. Przed ostatnim gwizdkiem szansę miał jeszcze Arkadiusz Woźniak, ale rywal wybił piłkę z linii bramkowej. W 18. kolejce ostatecznie bez punktów dla GieKSy.
Źródło: gkskatowice.eu
Relacja sportowa
Katowiczanie po wyjeździe do Rzeszowa ponownie zagrali spotkanie w roli gości. Tym razem rywalem był Znicz Pruszków i był to mecz rozgrywany awansem w ramach rundy wiosennej. GieKSa bez Kiebzaka (kartki) oraz Mrozka (kadra) miała tylko jeden cel na to spotkanie – trzy punkty.
Początek spotkania to lekka przewaga GieKSy i dobre akcje oskrzydlające Rogali. Obrońca często był przy piłce, dośrodkowywał w pole karne jednak brakowało celności w podaniach. Pierwszą dobrą okazję w spotkaniu miał Łukasz Wroński. Adrian Błąd zagrał na wolne pole do Rogalskiego, ten zgrał piłkę do Wrońskiego, które strzał z 16. metrów nie był czysty i piłka wyszła na róg. Po chwili strzelał Stefanowicz z dystansu oraz Rogalski. GieKSa wyraźnie się rozkręcała, długo utrzymywała przy piłce, ale brakowało celnych strzałów i aktywności w 16-stce. Wydaje się, że należał się rzut karny po wrzutce Rogali, kiedy rywal zagrał ręką w polu karnym. Najlepszą okazję w tej części gry miał Gałecki, którego strzał głową wylądował na poprzeczce. Chwilę później ponownie strzelał Stefanowicz, a z dobitką nie zdążył Woźniak. Rywale w odpowiedzi na ataki GieKSy przeprowadzili jedną kontrę, po której przepiękny strzał pomocnika Znicza wylądował na słupku w górnej części bramki Frankowskiego. Do przerwy w meczu nie było bramek, a lepsze wrażenie sprawiał GKS.
Na drugą połowę GieKSa wyszła bez zmian w składzie, obraz gry w pierwszych minutach nie zmienił się znacząco, ale GieKSie ciągle brakowało wykończenia i składnych akcji w polu karnym rywala. W 54. minucie zadanie wywiezienia trzech punktów zrobiło się jeszcze bardziej skomplikowane. Błąd popełnił Frankowski do spółki z obroną i piłkę do siatki głową skierował Moskwik. Dwie minuty później kolejna dobra akcja Znicza, który oddał strzał z dystansu, ale Frankowski wybronił tę sytuację. GieKSa powoli otrząsnęła się po stracie gola i z dystansu dobrą próbą zaskoczył Stefanowicz, ale piłka przeszła obok bramki rywali. W 64. minucie najlepszą do tej pory okazję dla GieKSy zmarnował Michalski. Błąd świetnie rozegrał w środku pola piłkę, podał ją do obrońcy, który stanął sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w bramkę. W 70. minucie było już 0:2. Wroński stracił piłkę na własnej połowie i Znicz skontrował GieKSę. Skutecznie strzałem z 11. metrów wykończył Pyrka. GieKSa atakowała, by zdobyć kontaktową bramkę, ale ataki kończyły się na 16. metrze przed bramką. Próbował z dystansu Michalski, a z dobijał niecelnie Kompanicki. Im bliżej było końca spotkania tym próby GieKSy były mniej skuteczne. W 91. minucie wynik strzałem z dystansu zmienił Adrian Błąd. Końcówka była dramatyczna i jeszcze w ostatnim strzale piłka po uderzeniu Woźniaka została wybita z linii bramkowej.
Po spotkaniach bez porażki przyszła czwarta w sezonie w tym druga z drużyną z Pruszkowa. Katowiczanie wracają bez punktów.
Źródło: Gieksa.pl